sobota, 31 stycznia 2015

Kurs Taternictwa Jaskiniowego :)

Mistrzem pakowania to ja nie jestem...Czekam na ekipę i wyruszam na kurs taternictwa jaskiniowego :) Jeżeli chcecie dowiedzieć się czegoś więcej o podziemnym świecie to zakładka "Jaskinie" na blogu trochę Wam przybliży temat. Dostęp do internetu pewnie będzie ograniczony. Tak więc do zobaczenia wkrótce :)

P.S. Mam nadzieje, że moje bagaże zmieszczą się do auta :) 



Blog „Kamila i jej rower” bierze udział w konkursie „Blog Roku 2014”


Blog „Kamila i jej rower” bierze udział w konkursie „Blog Roku 2014” w kategorii „Pasje i twórczość” :)

Jak w 200 znakach, które mam do dyspozycji to opisać?

„Blog powstał z miłości do dwóch kółek. Rowerowe wycieczki, relacje z zawodów MTB. Ale to jeszcze nie koniec! Podziemny świat jaskiń? Maraton na 100 km? To wszystko i jeszcze więcej na moim blogu.”

Nazywam się Kamila Pałka. Mieszkam w Limanowej. Blog powstał w maju 2013r. Na początku mało osób wiedziało, że piszę. Z czasem jednak to sami znajomi dopominali się kiedy będzie kolejny wpis. Niesamowitą satysfakcję daje świadomość, że to co robię ma sens i inspiruje ludzi do działania.

Co tutaj znajdziecie? 

Rower towarzyszył mi od zawsze. Z czasem jednak przerodziło się to w coś więcej. Zaczęłam startować w zawodach MTB. W sezonie 2014 w klasyfikacji generalnej MTB  kobiet Polskiego Związku Kolarskiego zajęłam 19 miejsce reprezentując TC Orzeł Rabka Zdrój  – nie spodziewałam się, że będę sklasyfikowana w jednej tabeli z Mają Włoszczowską.  Jednak  rower to nie wszystko. Ostatnio odkryłam skitury – polecam. Bieganie? Nie mówię nie. Zwłaszcza kiedy jest to bieg organizowany przez KS Limanowa Forrest, do którego również należę.  Jak spacer to tylko ekstremalny maraton pieszy Kierat na 100 km. Na blogu znajdziecie także relację z mojego kursu taternictwa jaskiniowego, który obecnie robię.

Od 03.02 do 10.02.2015 będzie trwać nominowanie blogów (głosowanie SMS).  Będzie mi miło jeżeli oddadzą  Państwo ten głos na „Kamila i jej rower” . 

Więcej szczegółów na stronie.

W treści SMS należy wpisać H11792. 

Pozdrawiam i zapraszam do czytania
Kamila Pałka :)






piątek, 30 stycznia 2015

Gorc skiturowo - Im trudniej tym lepiej :)

Zima w Limanowej zawitała na całego, ale co ja tam będę Wam pisać przecież każdy ma okna :). Na poranne rozbudzenie łopata poszła już w ruch. Sypie dalej :D

Tymczasem zapraszam Was na relację z wyprawy na Gorc (1228m), która miała miejsce we wtorek 27 stycznia. Nawet nie przypuszczałam, że tam się znajdę. Spontaniczna decyzja. Leżąc jeszcze w łóżku telefon od M. "Jedziemy?". Jako, że mnie na takie rzeczy nie trzeba namawiać to szybko się zebrałam i w drogę. W Szczawie skąd ruszaliśmy na skiturach spotkaliśmy się z W. i A. Od naszej ostatniej niedzielnej wyprawy przybyło ok 5 cm białego puszku. Kiedy dawniej słuchałam M.w jaki sposób opowiada o śniegu myślałam sobie, że szalony :D ( A może nie?). Teraz już wiem, że śnieg za każdym razem jest inny, a tych rodzai to chyba jest tysiące. Każdy szanujący się narciarz powinien mieć kilka par nart? O nie, moje póki co mi wystarczą. Wracamy do wycieczki..po jakimś czasie dotarliśmy do starej bacówki na Gorcu. Na miejscu zastaliśmy całą grupę turystów....kto w środku tygodnia może mieć wolne? :D Oczywiście, że służby mundurowe. I tak od słowa do słowa okazało się, że co niektórzy mają wspólnych znajomych. Kolejny raz stwierdzenie, że świat jest taki mały staje się prawdą. Strażacy z jednostki ze Śląska poczęstowali nas całą patelnią upieczonej kiełbaski. Dziękujemy bardzo - dało nam to siłę na cały dzień szaleństw. Jeździliśmy po tej samej polanie co ostatnio. Tym razem trochę więcej eksperymentując i dopóki foki się kleiły czyli do późnego wieczora. Naszym hasłem przewodnim było im trudniej tym lepiej.  W. tak się spodobało, że spodziewajcie się w najbliższym czasie w księgarniach książki "Marzenia Gorczańskiego Skiturowca" :). Naprawdę super sprawa z taką jazdą w terenie. Wyjście zajmuje sporo czasu, ale takich emocji z jazdy w białym puchu na stoku narciarskim nie zaznamy. A. rozpoczął ostatni zjazd z Gorca trochę wcześniej i rozpalił ogień - tym razem w nowej bacówce. Niestety musiałam poganiać towarzystwo bo przed nami była jeszcze długa droga, a mnie oczywiście gonił czas....(czyt.praca :)).

W inny dzień pojechałam razem z Bratem i M. na stok narciarski w Limanowej. Warunki super. Poćwiczyłam sobie trochę technikę jazdy. Spoglądając na wyczyny M. przestałam jeździć od jednego do drugiego końca tylko na krechę :D. Spodobało mi się to bardzo.

Zapraszam Was również na filmik zrealizowany na Gorcu w dniach 25 i 27 stycznia :)

http://www.pinkbike.com/video/394771/



Panowie szybciej pod tą górę :D




Prawie jak wilk :)
Energia na cały dzień :D


Przy starej bacówce.
Cała ekipa :)





W nowej bacówce.

Pozdrawiam
Kamila :)

wtorek, 27 stycznia 2015

"Szczęście nie ma ceny. Nie­szczęśli­wi to często ci, którzy sądzą, że szczęście można kupić." - Gorc na skiturach :)

W niedzielę 25 stycznia z samego rana rozległ się dźwięk budzika. Jeszcze 5 minut przeciągania i czas wstawać. Spoglądam za okno - jest biało :). Biało = super. Według prognozy pogody miało być 35 cm puchu, ale kogoś chyba poniosła fantazja i pomylił się o 30 cm. Przed godziną 9 spotkaliśmy się z M. i oczekiwaliśmy aż otworzy się sklep. Prowiant zakupiony więc jazda dalej. Na parkingu w Szczawie zakładamy narty i do góry. Ktoś już przed nami szedł bo widać świeże ślady. Im jesteśmy wyżej tym śniegu przybywa. Docieramy do starej bacówki na Gorcu - jestem tutaj po raz pierwszy. Ostatnio byliśmy w nowej. Chwila na śniadanie i ruszamy. Pierwszy zjazd to jakaś pomyłka - wpakowaliśmy się w takie tereny, że walczyłam o przetrwanie :D Buty  po wywrotkach za nic nie chciały się wpiąć w wiązania ponieważ coś tam przymarzło. Kolejne zjazdy były z innego miejsca. Wyszliśmy na szczyt Gorc (1228 m)  i stamtąd kierowaliśmy się na super polankę. Wyjeździliśmy się do oporu :). Na koniec jeszcze udaliśmy się do bacówki żeby upiec zakupione wcześniej kiełbaski. M. naciął drewna, drugi M. rozpalił ogień - a ja? Mi pozostało pieczenie i jedzenie :D Rozmawiając przy ogniu stwierdziliśmy, że to się nazywa szczęście. Możemy spędzić razem czas rozwijając swoje pasje - rzeczy z pozoru błahe i być może na co dzień nie doceniane, ale niedostępne za żadne pieniądze. Koniec filozofowania :D Czołówki na kaski i jazda. Trochę się obawiałam jazdy przez las bo moje światło było już słabe więc w większości korzystałam ze światła M. Jeden odcinek tak ok 200 m trzeba było pokonać pieszo - kamienie przebijały się przez warstwę śniegu. Lód na drodze skutecznie mnie do siebie przyciągał...pozostawił nawet pamiątkę w postaci siniaków. Do samochodu docieram ledwo żywa, ale zarazem szczęśliwa. Zrobiliśmy 18 km. Jak to u mnie bywa o błogim śnie po tak aktywnie spędzonym dniu mogłam tylko pomarzyć....w końcu życie na pełnych obrotach :)

P.S. Dzisiaj była powtórka z rozrywki, ale o tym następnym razem :)




Stara Bacówka na Gorcu. http://www.gorc.pl/
Marcin :)
Mariusz :)
:)
Wyjście już chyba piąte :D
Nowa Bacówka na Gorcu.
Przygotowanie drzewa do pieca.

Aż che się jeść :D
Odcinek gdzie trzeba było zejść pieszo.

Pozdrawiam
Kamila :)

piątek, 23 stycznia 2015

Zbieranina :)

Jakiś czas temu razem z M. wybrałam się na Sałasz- szczyt w Paśmie Łososińskim. Cel: testowanie opon z kolcami - nie moich. Wyjechaliśmy z Laskowej, następnie kawałek drogą asfaltową, aż w końcu wpakowaliśmy się na trasę gdzie były ściągane drzewa. Jedno wielkie błoto, które uniemożliwiało jazdę bo wszystko zaraz było zapchane. Ze szczytu zrobiliśmy sobie freeride czyli zero szlaków. Postanowiłam, że trzymam się M. i nie dam mu odjechać :D. Później było zdziwienie co tak zasuwałam :). Jest tutaj ktoś kto z SPD przestawił się na platformy? Czuję, że na ostrzejszych zjazdach spd mnie trochę ogranicza, ale z drugiej strony pod górę jedzie się super.

Dzisiaj krótkie bieganie z moją niezawodną towarzyszką, która jak tylko widzi. że mam buty biegowe to skacze z radości. Widoki dzisiaj skryły się za mgłą, ale i tak było klimatycznie :)







Pozdrawiam Kamila :)

wtorek, 20 stycznia 2015

Bieszczadowo skiturowo - Mała Rawka - część druga :)

Wieczorem w schronisku zapadła decyzja, że wstajemy na wschód słońca. Jednak po długich wieczornych rozmowach nikt się rano do tego nie garnął. Śpiochy!!! Po śniadaniu zwieźliśmy swoje plecaki do samochodu. Jeden z nich się otworzył i wypadły foki M. o czym zorientowaliśmy się dopiero na dole. Trzeba było wracać...no cóż nie moja wina :D W końcu około 9 zaczęliśmy pierwsze skiturowe wyjście na Małą Rawkę (1257 m n.p.m). Na samym szczycie wiatr tak hulał, że aż mnie przewrócił. Zjazd po połoninach, a następnie w las. Tak mi to dało w kość, że kolejne wyjście musiałam sobie darować bo myślałam, że mi rozsadzi nogi z bólu. M. poszedł sam, a ja w tym czasie posiedziałam w schronisku i porozmawiałam z innymi narciarzami. Jak już odpoczęłam to jeszcze dwa wyjścia i zjazdy. Tym razem zdecydowanie lepiej się jechało. Jak oglądam teraz filmik to aż chciałoby się jeszcze raz jechać tylko jak na złość odpowiednich warunków brak. Szkoda, że jak byłam młodsza, a śniegu było po pas to nie miałam wtedy skiturów. Czas wycieczki w Bieszczadach nie ubłagalnie dobiegał końca. Wchodząc do schroniska nie zastaliśmy już nikogo. Czyżbyśmy byli najbardziej wytrwali? :D Zjazd do samochodu i jazda. W domu szybka kąpiel i jeszcze z lekko nie dosuszonymi włosami pędziłam do pracy na nocną zmianę. Jak żyć to tylko na pełnych obrotach :)




Koło schroniska :)
Tak wiało, że aż mnie przewróciło :P
Zjazd z Małej Rawki...wcale nie taka mała.




:)
Moja codzienność na zjazdach :D
M. i jego szaleństwa :)
Okolice schroniska.
W schronisku był prawdziwy zwierzyniec :)

Pozdrawiam Kamila :)

poniedziałek, 19 stycznia 2015

"Plan: coś, co po­tem wygląda ab­so­lut­nie inaczej" :) - Bieszczadowo skiturowo - Hyrlata :)

Spontaniczny wypad w Bieszczady, a jedynym powodem była informacja, że jest śnieg. Skoro już jest to długo czekać na nas nie będzie. Chwyciłam za swój grafik aby dokonać zmian. W środę do północy ( czy ja rymuję? :D) trwały przygotowania. Jak zwykle zabrałam za dużo rzeczy. Rano o 5:00 M. po mnie przyjechał i ruszyliśmy w drogę. 200 km przed nami :). Zamiana miejsc i ja przejmuję kierownicę. Skręcając z głównej drogi na Cisną przenosimy się w inny świat. Można już dostrzec śnieg. Na miejsce docieramy około godz. 9:00. Gotowi do wyjścia ruszamy na  szczyt Hyrlata (1103 m n.p.m). Idziemy za śladami, które 10 minut wcześniej wydeptał Paweł, którego mieliśmy okazję poznać na szczycie. Totalne zaskoczenie, że w środku tygodnia można było kogoś spotkać na skiturach. Prędzej niedźwiedzia byśmy się spodziewali :D Pierwszy zjazd z Hyrlatej był w kierunku potoku. Pokrywa śnieżna miała jakieś 60 cm plus delikatny puch. Było tak stromo, że w moich oczach można było zobaczyć tylko strach...niech ja tylko dorwę M. to zobaczy :D. Drugie wyjście i zjazd na moich zasadach ...ciut łagodniej więc było super. Trzecie wyjście i już ostatni zjazd - nogi dają o sobie znać. Powoli zaczyna się ściemniać. Jedziemy coś zjeść, a następnie jedziemy kilkanaście km samochodem na parking. Na parkingu zakładamy skitury, bierzemy bagaże i kierujemy się do Bacówki pod Małą Rawką. Moje zmęczenie sięga zenitu...bez kija lepiej nie podchodzić. Spoglądając na szczyt Małej Rawki widzimy, że ktoś zjeżdża w świetle czołówek. Jak się okazało byli to Panowie z GOPR, którzy bili rekordy wyjść i zjazdów. M. się do nich przyłączył na dwa wyjścia, a ja poszłam zapoznać się z towarzystwem w schronisku :).

c.d.n.


W drodze na Hyrlatą.


Gotowa do zjazdu :D
Niech ja go tylko dorwę... :p


Zmęczona...
Mała niespodzianka urodzinowa dla M. :*
Pozdrawiam Kamila :)