Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bieszczady. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bieszczady. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 12 lutego 2017

Linen White - Freetury w Biesach

Jeżeli smażę kotlety dzień wcześniej to znaczy, że wyprawa powinna być udana, a czy tak było? Sami zobaczcie! Wesoła trójka rusza w Bieszczady ;)

Termin wyprawy: 18-19.01.2017


Środek tygodnia. Czy to nie jest idealny czas żeby gdzieś wyskoczyć? Pobudka o 05:00 i w drogę. Po kilku godziny jazdy docieramy na miejsce...zapowiada się cały dzień intensywnej jazdy na skiturach.



Naszym celem jest szczyt Szymanowa Hyrlata. Wychodząc tam mieliśmy trochę ułatwioną sprawę ponieważ ktoś już wcześniej "założył  ślady". Tak więc nie musieliśmy wyznaczać swojej drogi wyjścia.



Mariusz nawet nie jest w stanie ogarnąć tyle szczęścia ;).



Na szczyt Szymowej Hyrlatej (1003m) wychodziliśmy cztery razy. U góry wiał przeraźliwy wiatr więc za każdym razem kiedy przygotowywaliśmy się do zjazdu trzeba było się gdzieś schować za drzewami.



Kiedy zaczynałam swoją przygodę ze skiturami najbardziej obawiałam się zjazdów i tych wszystkich stromizn. M. zawsze powtarzał, że im stromiej tym lepiej, ale mu nie wierzyłam. Teraz potwierdzam, że miał rację. Jazda w takich warunkach to sama przyjemność. Ostatni czwarty zjazd był przy świetle czołówek. 



Po całym dniu spędzonym na mrozie trzeba się było jakoś rozgrzać ;) Wpis nie zawiera lokowania produktu, ale polecam Zbójeckie Grzane...



Nocowaliśmy w pensjonacie Niemczukówka w miejscowości Smerek. Bardzo fajne miejsce. Jeżeli będziemy w Bieszczadach następnym razem to chętnie się tam zatrzymamy.



Następnego dnia pogoda była znacznie lepsza, ale mróz i tak nie odpuszczał. Naszym celem na ten dzień było zdobycie góry Rosocha (1085m). Nigdy wcześniej nawet o niej nie słyszałam. Zanim założyliśmy narty trzeba było przygotować miejsce do zaparkowania samochodu. Tym razem nie zapomnieliśmy o łopatce. Uwierzcie, że w Bieszczadach śnieg wywożą ciężarówkami bo tyle go jest.



W końcu ruszamy. Idąc cały czas spoglądam w niebo. Nie mogę się napatrzyć na wszystkie jego odcienie i te piękne drzewa.







Szczyt Rosocha zostaje zdobyty po raz pierwszy przez naszą wesołą trójkę ;)



Widoki robią wrażenie. Jest tak pięknie, że można by tu siedzieć godzinami.



Zakochana para... :)




Foki na narty i jazda...



Zjazdy w  tym dniu były bardzo ekstremalne. Było bardzo dziko ;) 
http://www.pinkbike.com/video/464468/



Moje ostatnie czwarte wyjście na Rosochę było dosyć ciekawe. Mróz był już tak duży, że klej przy fokach ledwo trzymał. W pewnym momencie jedna postanowiła całkowicie odpaść. W pierwszej chwili próbowałam ją rozgrzać, ale nawet to nie pomagało. Jakimś sposobem wyszłam o jednej foce kawałek, a później rozgrzałam ją tak jak należy...



Czas żegnać się z Bieszczadami. Było naprawdę super.




Pozdrawiam
Kamila

sobota, 28 stycznia 2017

Zabieszczaduj dzisiaj z nami... Mała Rawka :)

Rzucamy wszystko i jazda! To nic, że jest środek tygodnia... Kiedy jest śnieg trzeba działać natychmiastowo. Zapamiętaj to :)

Plecak spakowałam już dzień wcześniej żeby nie tracić czasu. Po powrocie z pracy raz dwa się ogarnęłam i w drogę! Kierunek Bieszczady! Na miejsce dotarliśmy tuż przed północą. Samochód zostawiony na parkingu, skitury na nogi i idziemy do bacówki pod Małą Rawką. Mieliśmy tam zarezerwowany pokój, ale o mało co nasz nocleg nie skończył się na korytarzu ponieważ nasz pokój pomimo wcześniejszych ustaleń był zamknięty. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło i już za chwilę mogliśmy się rozgościć w naszym apartamencie ;)



Pierwsza pobudka o godzinie 05:00 rano, kolejna o 07:00. Panowie wstali, a ja stwierdziłam, że muszę odespać jeszcze pracę. Niech mają chociaż przez chwilę namiastkę męskiego wypadu i niech sobie zjadą sami! Jaka ze mnie dobra kobieta...

Przy porannej toalecie w schronisku miałam towarzysza. Gdzie ja - tam on i te jego zielone oczka.



Tuż po godzinie 08:00 w komplecie spotkaliśmy się w jadalni. Śniadanie na pełnym wypasie i od razu przybywa sił. Do tego jeszcze ciasto, które upiekła Asia - żona Marcina...niebo w gębie :)



Temperatura całkiem przyzwoita, ale i tak lepiej zrobić fotkę zanim się zamarznie. 



Bacówka, w której nocowaliśmy znajduje się na terenie Bieszczadzkiego Parku Narodowego - 930 m n.p.m. przy zielonym szlaku z przełęczy Wyżniańskiej na Małą Rawkę. 12 km od Wetliny i 6 km od Ustrzyk Górnych. Położona jest na zboczu Małej Rawki - pomiędzy połoniną Caryńską, a pasmem granicznym i górą Kremenaros - trójstykiem granic Polski, Ukrainy i Słowacji. 900 metrów od drogi łączącej Ustrzyki Górne i Wetlinę.



W sezonie jeśli chcecie się tutaj  wybrać to lepiej wcześniej się upewnić czy są wolne miejsca noclegowe. Jest to doskonałe miejsce wypadowe dla skiturowców. Dlaczego? Wychodzisz na zewnątrz i możesz już zakładać narty. U nas to wygląda tak, że kursujemy góra dół do oporu. Kiedy już dopada nas głód robimy sobie przerwę żeby nabrać sił i znowu jazda...Głód to najczęściej dopada mnie, ale to już osobna historia ;)



Moje pierwsze wyjście w tym dniu...słońce nieśmiało przedziera się przez drzewa.



Buziak po drodze, a co! ;)



Po niecałej godzinie "foczenia" wychodzimy na Małą Rawkę. Tym razem nie wiało tak jak kiedyś...wtedy to mnie dosłownie przewracało. KLIK ;)



Mała Rawka (1257m n.p.m.) zdobyta! :)




:)


Widoki z Małej Rawki były niesamowite. 



W końcu przyszła pora na zjazd. Na połoninach trzeba było uzbroić się w cierpliwość ponieważ śnieg nie był dobrze ubity i można się było zapaść. W lesie warunki do jazdy były już w porządku :)



W godzinach popołudniowych zahaczyliśmy o schronisko...



A później znowu jazda. :)








W tym dniu zdobyłam Małą Rawkę 4 razy, a M. i M. 5 :) Po całym dniu włóczęgi zabraliśmy nasze bagaże ze schroniska i zjechaliśmy prosto do samochodu. Z racji, że to był dzień św. Mikołaja w domu czekały na nas "małe" niespodzianki ;)



Mała Rawka to jedna z moich ulubionych miejscówek na skitury, ale ostatnio "odkryłam" jeszcze lepsze...O tym następnym razem.


Pozdrawiam
Kamila :)

wtorek, 20 stycznia 2015

Bieszczadowo skiturowo - Mała Rawka - część druga :)

Wieczorem w schronisku zapadła decyzja, że wstajemy na wschód słońca. Jednak po długich wieczornych rozmowach nikt się rano do tego nie garnął. Śpiochy!!! Po śniadaniu zwieźliśmy swoje plecaki do samochodu. Jeden z nich się otworzył i wypadły foki M. o czym zorientowaliśmy się dopiero na dole. Trzeba było wracać...no cóż nie moja wina :D W końcu około 9 zaczęliśmy pierwsze skiturowe wyjście na Małą Rawkę (1257 m n.p.m). Na samym szczycie wiatr tak hulał, że aż mnie przewrócił. Zjazd po połoninach, a następnie w las. Tak mi to dało w kość, że kolejne wyjście musiałam sobie darować bo myślałam, że mi rozsadzi nogi z bólu. M. poszedł sam, a ja w tym czasie posiedziałam w schronisku i porozmawiałam z innymi narciarzami. Jak już odpoczęłam to jeszcze dwa wyjścia i zjazdy. Tym razem zdecydowanie lepiej się jechało. Jak oglądam teraz filmik to aż chciałoby się jeszcze raz jechać tylko jak na złość odpowiednich warunków brak. Szkoda, że jak byłam młodsza, a śniegu było po pas to nie miałam wtedy skiturów. Czas wycieczki w Bieszczadach nie ubłagalnie dobiegał końca. Wchodząc do schroniska nie zastaliśmy już nikogo. Czyżbyśmy byli najbardziej wytrwali? :D Zjazd do samochodu i jazda. W domu szybka kąpiel i jeszcze z lekko nie dosuszonymi włosami pędziłam do pracy na nocną zmianę. Jak żyć to tylko na pełnych obrotach :)




Koło schroniska :)
Tak wiało, że aż mnie przewróciło :P
Zjazd z Małej Rawki...wcale nie taka mała.




:)
Moja codzienność na zjazdach :D
M. i jego szaleństwa :)
Okolice schroniska.
W schronisku był prawdziwy zwierzyniec :)

Pozdrawiam Kamila :)