piątek, 28 lutego 2014

Tatry - Kozi Wierch :)

Dostałam natchnienia żeby w końcu napisać ten post. To nic, że dla jednych jest noc, a dla innych to już poranek :). W niedzielę razem ze znajomymi wybrałam się w Tatry. O 5:00 groźnie brzmiąca wiadomość od A. "Wstałaś?" - to wyraża więcej niż tysiąc słów :p. Logiczne, że jeszcze nie wstałam tylko leżałam zwinięta w kokon. :). W końcu wszyscy spakowani i jedziemy. Większość trasy przesypiam (snu nigdy za wiele). :). Po dotarciu na parking w Palenicy ogarnął mnie przeraźliwy chłód. Na wszelki wypadek ubieram ciepły sweter, który zaraz i tak wylądował w różowym plecaku (zresztą z powodu koloru obiekt kpin :D). Kierujemy się do schroniska w Dolinie Pięciu Stawów Polskich. Droga jest śliska co znacznie utrudnia wyjście. Jednak idziemy...bo jak będziemy w schronisku to w końcu zjemy śniadanie. Jak to nie wiele czasem potrzeba do szczęścia :D.Na miejscu chcieliśmy wypożyczyć raki i czekany co znacznie ułatwiłoby dalszą wędrówkę i zwiększyłoby bezpieczeństwo. Niestety były dostępne tylko 2 pary, a nas było 5. Podejmujemy decyzje, że ile się będzie dało to tyle pójdziemy. Nasz cel to: Kozi Wierch ( 2291 m n.p.m.) – szczyt w Tatrach Wysokich. Jest najwyższą górą znajdującą się w całości na terenie Polski. Po drodze słonko mocno przygrzewa, a biel śniegu wręcz oślepia. Im bliżej szczytu tym warunki coraz cięższe. Skały, miejscami lód i kombinowanie jak wyjść. Brakło nam jakiś 15 minut żeby znaleźć się na szczycie. Jednak podjęliśmy wspólną decyzję, że bez odpowiedniego sprzętu nie ma co ryzykować. Zejście wydawało się trudne, a okazało się, że się jechało...na butach :D.

Pozdrowienia dla Asi, Krzyśka, Michała i Artura :)

Dolina Białki.
:)
Kierunek: Dolina Pięciu Stawów Polskich :)
Widoki :D Wszędzie mgła, ale i tak było pięknie :)


Wyruszamy ze schroniska :)


Szlak na Kozi Wierch.
Skoro Kozi Wierch to jest i koza :)


Zjazd :D



Pozdrawiam Kamila :)

sobota, 22 lutego 2014

"Gdzieś na szczycie góry wszyscy razem spotkamy się..." :)

Ostatnio nie mogę się zdecydować gdzie jechać więc muszę jechać wszędzie :). W poniedziałek pojechałam na wyciąg narciarski Kamionna - Laskowa. Pogoda dopisywała więc na stoku też nie brakowało narciarzy...nie mogło też zabraknąć rowerzystki :). Zabrałam sobie mapę...i pojechałam nowym zjazdem (że też wcześniej go nie znałam...ale lepiej późno niż wcale :)). Następnie kierowałam się w kierunku Góry Sałasz i na kolejny wyciąg narciarski. Tym razem w Limanowej.Trasa liczyła około 28 km. Po powrocie do domu raz dwa się zebrałam i do pracy.

Kilka dni bez roweru, ale miałam tyle innych zajęć, że nawet nie było czasu myśleć :). 

W sobotę kolejna trasa. Zanim się zebrałam to już prawie południe było, ale udało się zrobić dwa super zjazdy. Jeden z Przełęczy pod Sałaszem...emocje niczym na zawodach :). Później mogłam już jechać do domu, ale stwierdziłam, że skoro już jestem na rowerze to skoczę jeszcze na Paproć. Czołówka na zjeździe była koniecznością bo zaczynało się ściemniać. Zrobiłam 25 km :). Zanim weszłam do domu to od razu zabrałam się za mycie Kruszynki, żeby była w idealnym stanie i gotowa do jazdy w każdej chwili. :)

Widoki z Makowicy :)
Kruszynka :)

Wyciąg narciarski Kamionna - Laskowa :)
W oddali Kościół w Laskowej.

Wyciąg narciarski - Limanowa :)
Pozdrawiam Kamila :)

niedziela, 16 lutego 2014

"Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy..." :)

Moje plany co do dnia zmieniają się tak szybko, że niektórzy nie są w stanie za nimi nadążyć. Rano myśl: wycieczka tam i tu. Popołudniu może tam...aż w końcu telefon od A. czy jedziemy na Mogielicę pobiegać. Towarzyszył nam jeszcze D. Tym razem zabraliśmy swoich czworonożnych pupili Zamierzaliśmy biec, ale nie każdemu pieskowi to pasowało. Nie brałam Reksi wcześniej na takie dłuższe wycieczki, ale teraz chyba się to zmieni bo pierwsza się garnęła żeby wskoczyć do samochodu i gdzieś jechać. Na trasie jest jeszcze sporo śniegu. Jednak na narty za mało, na rower za dużo, a na bieganie idealnie. 

Trasa narciarstwa biegowego "Mogielica". Tutaj wystartowaliśmy :)

:)
Darek i Pirat :)
Asia i Margos :)
Ja i Reksia :)


Szlak rowerowy :)
Krzyż na Mogielicy.

Pozdrawiam Kamila :)

piątek, 14 lutego 2014

Walentynkowa wycieczka :)

Nie wierz nigdy pogodzie!!! Wczoraj ze znajomymi planowałam wybrać się na górę Szczebel i Lugoboszcz. Pogoda jednak nie była pewna więc zrezygnowaliśmy z tego pomysłu. Ja z cukru nie jestem więc stwierdziłam, że i tak coś zrobię skoro mam wolny dzień. Razem z K. wybrałyśmy się na rower :). Po drodze odwiedziłyśmy D. :) D. nie chcesz czasem roweru i jeździć z nami?? Zastanów się jeszcze :D. Kierunek: wyciąg narciarski Laskowa - Kamienna :). Po dotarciu na górę narciarze zatrzymywali się i patrzyli na nas chyba z niedowierzaniem. Po krótkiej  rozmowie z Panem J. od stoku narciarskiego ruszyłyśmy w dół. ( Pozdrawiamy jeśli to czytasz :)) Pierwszą wywrotkę na śniegu zaliczyłam ja, a następnie K. Jedyna nasza reakcja to śmiech :p. Lubię jeździć na rowerze...tego się ukryć nie da, ale kiedy zaczyna robić się zimno marzę o tym żeby być już w domu.  Moje zajęcia czasami są wyliczone co do minuty i tylko wpadłam do domu zmienić ubrania i jazda do Nowego Sącza na spotkanie rowerowego Klubu "Gold Bike".

Kruszynka :)
Kinia przyjedź to dostaniesz lizaka :)
<3 

M :*
Widoki :)
Jest moc :)
:)
To jak zjeżdżamy? Rower czy narty? :D
Dzięki Kiniaczku :*

Pozdrawiam Kamila :)


Paradoks polega na tym, że Ci którzy chcą nie mogą Ci którzy mogą nie chcą...Zbieranina :)

W końcu zabrałam się za ten wpis... :) To, że mnie tu nie było nie oznacza wcale, że nic się nie działo.Wręcz przeciwnie. Moje postanowienie na miesiąc luty to bieganie. Duuuużo biegania :). Nigdy nie byłam przekonana do tej dyscypliny sportu. Po co się męczyć skoro na rowerze można szybciej? Od wakacji to się jednak zmieniło i staram się biegać tak często jak tylko mam możliwość, a jak mi się nie chce ruszyć to się zmuszam żeby założyć buty sportowe...i w tym momencie chęci powracają i można działać. :D
 
W poniedziałek po całym dniu pracy wróciłam szybko do domu rowerem. Po chwili odpoczynku buty rowerowe zamieniłam na biegowe.  Kierunek Góra Paproć. Na początku prosto, a później stromy podbieg. Ledwo oddech łapałam, ale udało się wybiec i to nawet w dobrym czasie jak dla mnie. Zbieg przez las po trasie na której zawsze jeździłam - GENIALNY :). Jak już dobiegłam tam gdzie planowałam to pomyślałam, że może jeszcze tam ruszę...i znalazłam się na Pasierbcu :). 12 km po górach w czasie 1:30. Jakby nie towarzystwo E. i mojego pieska to pewnie by było ponad 2 godziny o ile bym wybrała tak ambitną trasę :).

Na kolejny bieg udało mi się namówić A. Mało brakowało, a wieczór spędziłabym na bezsensownych rozmyślaniach i słuchaniu na okrągło jednej z moich ulubionych piosenek "The Sound of Silence" http://www.youtube.com/watch?v=4zLfCnGVeL4 Leżąc rozmyślałam warianty trasy...wybiegłyśmy z Łososiny i do Limanowej bulwarami, a następnie w kierunku kempingów pod Miejską Górą. Po drodze wspominałyśmy jak to A. wyciągała mnie zawsze na bieganie, a pokonanie trasy po bulwarach było wielkim sukcesem. :). Myślałam, że pobiegniemy na Krzyż, ale nie mogłam pozwolić żeby białe buty A. wybrudziły się błotkiem. Co to to nie :D. Razem z A. pokonałam 15 km. Dzięki Osiołku :). A ja stwierdziłam, że do 20 jest nie dużo więc jeszcze pobiegłam dalej. Deszczowa pogoda może i nie była zachęcająca, ale to wszystko kwestia chęci no i ciepłego ubrania. Uśmiech na twarz też od razu wrócił :).

W międzyczasie było jeszcze spotkanie DKR - Dyskusyjny Klub Rowerowy :D Mieliśmy okazję spotkać się i pogadać ...o rowerach haha. Kiedy powtórka? :)


Zdjęcie ze spaceru na Miejską Górę :)

 

Pozdrawiam  :)
Zabiegana Kamila :D

czwartek, 6 lutego 2014

Szlachtowa :)

Wczoraj wieczorem po 10 godzinach jazdy... na fotelu biurowym zadzwoniła do mnie A., że jutro ma wolne. Ja też mam. Czyli to oznaczało, że coś razem wykombinujemy :). Zdecydowałyśmy się na rower. Do wyboru był jeszcze autostop i piesza wycieczka. Kierunek Szczawnica, a później coś się wymyśli. Rano pobudka...zawsze się zgadzam gdzieś rano wybrać, a później negocjacje z Osiołkiem żeby dała pospać jeszcze 5 minut :D. Załadowałyśmy rowery do samochodu i o 9:00 wyjechałyśmy z domu. Po dotarciu do miejscowości Szlachtowa decyzja ile warstw ubrań na siebie zakładamy. (Chyba i tak za dużo miałyśmy na sobie, ale lepiej żeby było ciepło niż zimno :)). Z pomocą pewnego Pana odnalazłyśmy żółty szlak i jazda...a później pchanie roweru bo tyle było lodu.Po drodze piękne widoki między innymi na Trzy Korony. Po jakimś czasie skręcamy na niebieski szlak i docieramy do schroniska Pod Durbaszką (850 m npm.). Tam robimy sobie przerwę na pyszną herbatę :). Czas jednak się zbierać więc jeszcze kilka zdjęć i jazda w dół do Wąwozu Homole. Kawałek od drogi asfaltowej i takie cuda natury. :) Plan na dzisiaj był bardziej ambitny pod względem kilometrów, ale lód i mokry śnieg znacznie utrudniały jazdę. Za to miałyśmy z A. okazję pogadać bo dawno się nie widziałyśmy :).

Trasa 13 km zrobiona w prawie 3 godziny. Mistrzostwo haha :)

To gdzie jedziemy Osiołku? :D
:)



25 minut? Dobry żart :p
Asia myśli nad mapą :)
W oddali widać Trzy Korony.
Moja Kruszynka :) http://4ever.cz/
:)
W drodze do schroniska.
Tą trasę jeszcze na pewno kiedyś powtórzę tylko w bardziej rozbudowanej wersji :)

Z nami lepiej nie zadzierać :D


Bez dwóch zdań nasze najlepsze zdjęcie :D
:)
Wąwóz Homole.

Wstępne mycie rowerów :)



Kościół w Szlachtowej.


Trasa z 06.02.2014 http://www.endomondo.com/workouts/294111169/10580457

A. jak będziemy mieć wolny dzień to jedziemy :).

Pozdrawiam Kamila :)