czwartek, 29 września 2016

Beskid Niski "bajkom" bliski :)

Dawno, dawno temu...

Zapraszam na relację z bardzo spontanicznej wyprawy w Beskid Niski :) Za każdym razem kiedy tam jestem wiem, że będzie super jazda. W niedzielę wczesnym rankiem wyruszyliśmy z Limanowej. Po około dwóch godzinach jazdy docieramy do miejscowości Skwirtne. Samochód zostawiamy na parkingu przy Cerkiewi św. Kosmy i św. Damiana. Cerkiew została wybudowana w 1837 roku. Remonty świątyni przeprowadzono w 1900 roku oraz w latach 90. XIX wieku. Po "akcji Wisła" w 1947 roku świątynia zaczęła być użytkowana jako kościół rzymskokatolicki.



Pierwszy szczyt jaki mamy do zdobycia to Kozie Żebro (847m). Szczyt ten jest całkowicie zalesiony więc widoków tutaj nie będziemy podziwiać. Skąd wzięła się ta nazwa? Podobno austriaccy kartografowie pod szczytem znaleźli szkielet sarny zwany w okolicy kozą.

Pogoda w tym dniu jest idealna, ale nie pogniewałabym się jakby było trochę chłodniej. Chwila na odpoczynek i rozmowy z przypadkowo napotkanymi turystami. Szczególne pozdrowienia dla Pani Agnieszki, która przemierzała szlak cerkwi. Kask na głowę i zaczynamy zjazd. Zjeżdżałam już tutaj kiedyś więc wiedziałam czego mogę się spodziewać. Jest bardzo stromo, ale nie aż tak żeby się nie dało zjechać. Uwielbiam takie zjazdy dzień dobry.


Zjazd z Koziego Żebra. 
Przed nami długa droga, która ciągnie się szutrowymi drogami, a później już przez las. Jadąc rozglądam się na każdą stronę świata. Chce "pochłonąć" jak najwięcej tego magicznego świata. Beskid Niski za każdym razem robi na mnie coraz większe wrażenie. Przemierzając opuszczoną wieś i przydrożne cmentarze zastanawiam się jak żyli tamtejsi ludzie.

Malowniczy Beskid Niski.
W Beskidzie Niskim jest dużo miejsc, przez które nie da się przejechać obojętnie.

Sefli z konikami ;)

Na naszej drodze pojawia się rowerzysta Michał. Chcemy go zabrać ze sobą, ale kierunek nie ten. Nie wiem nawet kiedy minęła nam godzina na rowerowych pogaduchach.

Po dość długim czasie zdobywamy szczyt Jaworzyna Konieczniańska (słow. Javorina, 881 m n.p.m.) – szczyt na granicy Polski i Słowacji.Podjazd/podejście wymagał niezłego wysiłku. Ostatnio kiedy tutaj byłam to ten odcinek zjeżdżaliśmy. Tym razem robimy na odwrót. Upewniam się, że mój kask dobrze siedzi na głowie i do dzieła. M. mnie tylko ostrzega żebym uważała i tyle go widziałam :D Przed najbardziej stromym odcinkiem czeka na mnie z cenną poradą żebym sprowadziła...Zobaczyłam tylko mniej więcej jak to wygląda mały rozpęd i jazdaaaaaaaaa :D Tak mi się spodobało, że musiałam to powtórzyć jeszcze raz ledwo wypychając rower pod górę.




Pozdrowienia od Lachów dla Łemków :)
Kolejny super zjazd :D
Po takim zjeździe banan na twarzy gwarantowany!

Kolejnym szczytem jaki zdobywamy jest Rotunda. Znajduje się tutaj cmentarz wojenny nr 51 - Rotunda. Robi niesamowite wrażenie. Został zaprojektowany przez Dusana Jurkovica. Pochowano tu 42 żołnierzy austro-węgierskich oraz 12 rosyjskich poległych w lutym i marcu 1915 roku. Obiekt o okrągłym kształcie otoczony kamiennym murkiem. W maju 1979 wszystkie wieże były jeszcze oszalowane. Do początków XXI w. zachowały się fragmenty trzech z pięciu drewnianych wież.

Na kamiennej tablicy inskrypcyjnej z wykutym krzyżem maltańskim i czterowierszem w języku niemieckim, autorstwa Hansa Hauptmana. W tłumaczeniu brzmi on:

"Nie płaczcie, że leżymy tak z dala od ludzi,
A burze już nam nieraz we znaki się dały -
Wszak słońce co dzień rano tu nas wcześniej budzi
I wcześniej okrywa purpurą swej chwały."


Cmentarz na Rotundzie.
Zjeżdżamy czerwonym szlakiem. Jest tak gładki, że muszę się pilnować żeby nie wylecieć z trasy. Taki tam deser na sam koniec!


Atak gęsi ;)

Mućki ;)

Miejsce gdzie jedliśmy obiad - polecam ;)
Baza Regietów - od naszej ostatniej wyprawy trochę się tam zmieniło. Tzn. ciężki sprzęt zrobił swoje...
Pomimo, że rano miałam spore problemy żeby wstać to nie żałowałam. Przed nami jeszcze było sporo dnia, a za nami już tyle przygód.

Nasze rowery zostały załadowane na bagażnik i ruszyliśmy w kierunku domu. Po drodze jednak zahaczyliśmy o Jezioro Klimkowskie żeby się popluskać w wodzie. Teraz już nie mam jak zarzucić M., że przez cały sezon nie byliśmy nigdzie nad wodą...


Pluskanie :)
Jeżeli chodzi o Beskidy to w tym momencie Beskid Niski jest moim faworytem. Wyprawy w tamte strony zawsze miło wspominam. Polecam Wam moje wcześniejsze wpisy:

1  Kamila i jej rower :): PRO Beskid Niski - Cergowa i Piotruś ;)


2. Tam gdzie kończy się Beskid Sądecki zaczyna się inny świat - Beskid Niski :)


3. Wyprawa dwudniowa:

Sercu bliski Beskid Niski - rowerowa wyprawa część I :) 
Sercu Bliski Beskid Niski - rowerowa wyprawa częścII :)

P.S. Mam nadzieję, że te wpisy trafią do Was i sami zechcecie odkryć ten magiczny świat :) 
Jeżeli Ci się podobało to będzie mi miło jeśli udostępnisz dalej :)


Pozdrawiam

Kamila :)

wtorek, 13 września 2016

Puchar Szlaku Solnego - Orawka 2016

Ostatnio miałam małe problemy techniczne, ale już powracam :)

Dzisiaj będzie przeterminowany wpis z zawodów XC.  Jakiś czas temu wystartowałam w Pucharze Szlaku Solnego w Orawce. Zaraz po dotarciu na miejsce odebrałam swój numer startowy i ruszyłam na objazd trasy. Trochę czasu mnie nie było, ale też nigdzie mi się nie śpieszyło bo do swojego startu miałam jeszcze ponad 2 godziny. Nie wiem kiedy, ale godziny te zleciały dość szybko na pogaduchach ze znajomymi. Razem z dziewczynami ustawiam się na linii startu. Nerwowe odliczanie i ruszamy. Trasa była bardzo wymagająca jeżeli chodzi o kondycję. W kilku miejscach bardzo techniczne zjazdy, które sprawiają mi ogromną radość. Do pokonania 4 okrążenia czyli około 18 km. Udaje mi się pokonać je wszystkie. Co prawda mogłam zrobić 3 i dać sobie spokój ponieważ i tak już miałam zapewnione 4 miejsce. Przekraczając kolejny raz linię mety zapytałam sędziego czy normalnie policzą mi czas. Okazało się, że tak. Zresztą skoro już jestem na rowerze to po co mam z niego schodzić. Za każdym razem kiedy tylko na niego wsiadam to nie mogę wyjść z podziwu jak genialnie się na nim jeździ :).

Moje miejsce tym razem było 4. Ktoś powie, że dla sportowca jest to najgorsze miejsce. Owszem jest tak kiedy wiesz, że walka była strasznie zacięta, a od podium dzieliło Cię kilka sekund - co nie raz mi się zdarzyło więc wiem co to znaczy. Tym razem brakowało około 10 minut więc nie brałam tego w kategoriach jakiejś porażki, ale traktowałam to cały czas jako dobrą zabawę. 
 

Numer startowy odebrany...

...można więc ruszać :)
Trasa miała dużo serpentyn.


Już po wszystkim :) Rower spisał się idealnie.

Puchary dla najlepszych.
Dekoracja zawodników.
P.S. W kolejce na publikację czeka Beskid Niski :D


Pozdrawiam
Kamila :)