Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zawody mtb. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zawody mtb. Pokaż wszystkie posty

sobota, 6 maja 2017

Puchar Tarnowa 2017

Zastanawialiście się kiedyś co robią profesjonalni zawodnicy na dzień przed startem w zawodach? Jeżeli myślicie, że tutaj znajdziecie odpowiedź na to pytanie to czytajcie dalej ;)

W sobotę wieczorem znalazłam się w Bacówce pod Bereśnikiem na 33-leciu Sądeckiego Klubu Taternictwa Jaskiniowego. Super okazja do spotkania się z dawno nie widzianymi znajomymi, a także do imprezowania do białego rana. Nie w moim przypadku! W mojej głowie była tylko jedna myśl "Jadę na zawody!" Oczywiście co niektórzy próbowali mnie od tego pomysłu odwieść, ale się nie dałam.

Wracamy do domu około 1 w nocy. W myślach przeliczam ile mi zostało czasu na sen. Szaleństwo! Całe 5 godzin! W niedzielę 23.04. kiedy wstałam zaczęłam się naprawdę zastanawiać czy jechać...pogoda też taka sobie...chyba mam katar? Próbowałam sama sobie wmówić cokolwiek, ale wiedziałam, że jak nie pojadę to będę bardzo żałować.


Widoki ze Schroniska Pod Bereśnikiem. Zapraszam na relację rowerową z tamtych stron: KLIK
Kiedy jechałam z M. do Tarnowa lekko zaczynało kropić, ale jakoś większe ulewy nas oszczędziły. Oczywiście zawody traktuje jako zabawę, ale i tak mnie dopadł stres. Przed startem zapoznałam się z trasą - dzięki temu byłam nieźle rozgrzana do startu. Wyścig odbywa się w Lasku Lipie. Bardzo przyjemnie miejsce.



Nauczona doświadczeniem z poprzednich lat wiem, że jak tylko sędzię powie "Start"  to trzeba działać natychmiastowo. Ścieżki są tak wąskie, że najlepiej na samym początku "wbić" się na przód. Jak się wbiłam to przez jakiś czas jechałam jako pierwsza, a później cały czas utrzymywałam drugie miejsce w swojej kategorii. Jak się później okazało strata do pierwszego miejsca wyniosła 44 sekundy.



Kobiety do pokonania miały dwa okrążenia. Niby nie wiele, ale zważając na profil i szybkość trasy to można się było zmęczyć. Tutaj nawet nie ma miejsca i czasu żeby się porządnie napić z bidonu więc lepiej to zrobić jeszcze oczekując na start. Na trasie kibicuje mi M., ale nawet nie mam chwili żeby spojrzeć w Jego stronę. Jestem tak zapatrzona w rower i to co się dzieje na trasie. Dwa lata temu, rok temu mówiłam sobie, że kończę z tymi zawodami...jednak to jest ode mnie silniejsze i co zrobić jak się jest uzależnionym od adrenaliny? 

Następny mój planowany start to Kierat - Ekstremalny Maraton Pieszy na 100 km. Macie jeszcze czas żeby się zapisać :) http://maratonkierat.pl/



Rower, na którym ostatnio jeżdżę spisał się doskonale. 
Już wkrótce będzie wpis dotyczący tej maszyny czyli WHYTE 29-CS



Mówią, że Tarnów to Polski Biegun Ciepła. Coś w tym musi być bo jak przygrzeje słońce to nie wiadomo gdzie się ukryć. Wyobraźcie sobie jednak sytuację, że startujecie w krótkich spodenkach i jest Wam gorąco, a później zakładacie zimową puchową kurtkę. Pomimo, że miałam tą kurtkę to i tak było mi zimno.



Mój numer startowy to 75.


Tym razem nie startowałam w barwach żadnego klubów. Moja drużyna to "Kamila i jej rower" - nazwa organizatorom bardzo przypadła do gustu. Po długich oczekiwaniach na dekorację w końcu nadeszła ta chwila.





Kolejny cenny puchar do kolekcji. Tym razem jednak już zdobyty pod nowym nazwiskiem ;) Nie będę ukrywać, ale to też był jeden z powodów dla których wystartowałam.



Na jakie zawody wybieracie się w tym sezonie?

Pozdrawiam
Kamila 

P.S. I co wiecie już co robią profesjonaliści dzień przed startem? ;)

wtorek, 13 września 2016

Puchar Szlaku Solnego - Orawka 2016

Ostatnio miałam małe problemy techniczne, ale już powracam :)

Dzisiaj będzie przeterminowany wpis z zawodów XC.  Jakiś czas temu wystartowałam w Pucharze Szlaku Solnego w Orawce. Zaraz po dotarciu na miejsce odebrałam swój numer startowy i ruszyłam na objazd trasy. Trochę czasu mnie nie było, ale też nigdzie mi się nie śpieszyło bo do swojego startu miałam jeszcze ponad 2 godziny. Nie wiem kiedy, ale godziny te zleciały dość szybko na pogaduchach ze znajomymi. Razem z dziewczynami ustawiam się na linii startu. Nerwowe odliczanie i ruszamy. Trasa była bardzo wymagająca jeżeli chodzi o kondycję. W kilku miejscach bardzo techniczne zjazdy, które sprawiają mi ogromną radość. Do pokonania 4 okrążenia czyli około 18 km. Udaje mi się pokonać je wszystkie. Co prawda mogłam zrobić 3 i dać sobie spokój ponieważ i tak już miałam zapewnione 4 miejsce. Przekraczając kolejny raz linię mety zapytałam sędziego czy normalnie policzą mi czas. Okazało się, że tak. Zresztą skoro już jestem na rowerze to po co mam z niego schodzić. Za każdym razem kiedy tylko na niego wsiadam to nie mogę wyjść z podziwu jak genialnie się na nim jeździ :).

Moje miejsce tym razem było 4. Ktoś powie, że dla sportowca jest to najgorsze miejsce. Owszem jest tak kiedy wiesz, że walka była strasznie zacięta, a od podium dzieliło Cię kilka sekund - co nie raz mi się zdarzyło więc wiem co to znaczy. Tym razem brakowało około 10 minut więc nie brałam tego w kategoriach jakiejś porażki, ale traktowałam to cały czas jako dobrą zabawę. 
 

Numer startowy odebrany...

...można więc ruszać :)
Trasa miała dużo serpentyn.


Już po wszystkim :) Rower spisał się idealnie.

Puchary dla najlepszych.
Dekoracja zawodników.
P.S. W kolejce na publikację czeka Beskid Niski :D


Pozdrawiam
Kamila :)

środa, 3 sierpnia 2016

"Kamila i jej rower" na Cyklokarpatach - Koninki 23.07.2016

Trochę zabierałam się za ten wpis, ale już jest :)

Jakiś czas temu kiedy byłam pochłonięta remontem zadzwonił do mnie Bartek przerywając mi te wszystkie jakże fascynujące czynności.

Pytanie brzmiało czy jadę na Cyklokarpaty? Normalnie powinnam odpowiedzieć TAK, ale zanim decyzja zapadła do musiałam trochę się zastanowić. Zwlekałam praktycznie do ostatniej chwili. Kiedy dochodziła już godzina "zero" postanowiłam, że się zapisuję i jadę. Co będzie to będzie!

 Do wyboru były 3 dystanse: hobby 20 km, mega 43 km, giga 64 km.

Wybrałam dystans mega. W sobotę już od 4 rano przewracałam się z boku na bok. Stresowałam się jakby to były moje pierwsze zawody :).



Pierwsze co prawda nie były, ale w takiej formie można powiedzieć, że tak. Zawsze jeździłam w XC gdzie pętla ma kilka km i powtarza się ją kilka razy. Tutaj czekała mnie jedna wielka.


Około godziny 10:00 dotarliśmy do biura zawodów. Odebrałam swój numer startowy 1520. Chwila na przebranie i nawet nie wiem kiedy już stałam na linii startu.


W zawodach startowało około 200 zawodników. Razem z Bartkiem wystartowaliśmy z 8 sektora więc tak naprawdę z samego końca. Na początku straszne "korki". Nigdy w takich warunkach nie jechałam. Jak tylko robiła się jakaś wolna luka to starałam się wbić żeby zyskać przewagę. Nauczona doświadczeniem wiem, że trzeba działać szybko bo jak zablokują to się nigdzie już nie ruszysz.

Trasa dystansu mega  startuje spod Ostoi Górskiej Koninki. Na początku wiedzie asfaltowym odcinkiem, a później zaczyna się już teren przeplatany gdzieniegdzie szutrowymi drogami. Cały opis trasy i wszystkie dokładne informacje tutaj więc nie będę się rozpisywać: http://cyklokarpaty.pl/koninki



Pogoda dopisuje. Nie pogardziłabym nawet małym deszczem. Całe szczęście, że ubrałam sobie jedne z krótszych spodenek bo w innym wypadku bym się chyba tam zagotowała, a przecież opaleniznę też trzeba chwycić. Kilka godzin przed startem okazało się, że bukłak, który miałam zabrać ma ułamany wężyk. Sam bidon musiał wystarczyć. Na trasie były 3 bufety więc spokojnie to wystarczyło chociaż naprawdę miałam sporo obaw ponieważ po dosłownie może 5 km zaczęły mnie chwytać jakieś drgawki...

Kiedy dotarłam do pierwszego bufetu poczułam pewną ulgę bo już jakiś odcinek za mną. Poczęstowałam się kawałkiem banana i jazda....i niestety trafia się to czego najbardziej się obawiałam. Kapeć! :( Wyciągam z plecaka narzędzia i zabieram się do działania. Po drodze napotkałam dwóch Panów, którzy pozwolili mi się uporać z tym szybciej. Jednak w tym czasie wyminęło mnie około 40 rowerzystów w tym chyba 4 dziewczyny. 


Nie powiem, ale motywacja trochę spadła. Pomyślałam, że co ma być to będzie, ale przecież ja z trasy nie schodzę - taka moja zasada :). Pokonywałam kilometr za kilometrem w swoim tempie. Oczywiście nie myślcie, że nagle zaczęłam zwalniać żeby podziwiać widoki...nie było na to czasu. 

Po chwili wpadam w trans i jadę bez opamiętania. Canyon daje radę! ;) Kiedy nie ma możliwości żeby wyjechać to wypycham rower pod górę. Nawet nie wiecie, a może i wiecie ile podczas takiej drogi człowiekowi przychodzi myśli. Teraz już wiem co to znaczy przejechać maraton :)

Na horyzoncie pojawia się dwie dziewczyny. Trzeba działać! Kiedy już je wyprzedziłam nie mogę sobie pozwolić na powtórkę taką jak wcześniej. Na zjazdach kolejne dwie...tak sobie myślę, że doświadczenie z zawodów XC oraz moje ekstremalne zjazdy zaowocowały.

Bartek, który objeżdżał trasę kilka dni wcześniej mówił mi gdzie mam uważać i gdzie lepiej będzie jeśli sprowadzę rower. Nie obraź się B., ale tylko przytakiwałam bo wiedziałam, że i tak zrobię po swojemu. Czyli zobaczę co będzie i się do tego dostosuje :D.


Trasa była ciężka, ale z uśmiechem udało się dotrzeć do upragnionej mety. Po wszystkim udałam się do samochodu żeby trochę się ogarnąć. W międzyczasie odbyła się dekoracja zawodników...Brawo ja! Tak, ominęła mnie dekoracja zawodników. Wszystko było w tak ekspresowym tempie, że kiedy przyszłam na miejsce to mężczyźni odbierali swoje dyplomy, a przecież nawet nie wszyscy skończyli jeszcze trasę mega.


Biorąc pod uwagę fakt, że były to moje pierwsze tego typu zawody to nie było źle. Zawsze jednak zostaje mały niedosyt kiedy wiesz, że od 3 miejsca dzieliło zaledwie 5 minut. Mój czas to:  Moje miejsce w kategorii to 4, a w kategorii open 5 na 10. W open 135 na 184 osoby, które ukończyły wyścig. Gratulacje dla wszystkich, którzy tam wystartowali bo naprawdę trasa bardzo ambitna :). Pełne wyniki: https://system.timedo.pl/pl/publiczny/wyniki/108/k/2579/kategoria



Po wszystkim poszliśmy jeszcze nad rzeczkę trochę się ochłodzić ;) Na niedzielę były plany...zastanawiałam się tylko czy po takim wysiłku będę w stanie się jeszcze ruszyć, ale o tym w następnym wpisie. Postaram się jak najszybciej! :)


Pozdrawiam
Kamila ;)

niedziela, 17 lipca 2016

Puchar Szlaku Solnego & Puchar Polski - Skomielna Biała 10.07.2016

W sobotę późnym wieczorem kiedy wróciłam z Mogielicy w ekspresowym tempie zrobiłam szybkie przepakowanie plecaków i zamianę rowerów ;) Full został w domu, a Sztywniak ruszył w trasę...

Do samego końca nie wiedziałam czy wystartuję w tych zawodach..od kilku dni intensywnie myślałam jak to wszystko rozwiązać żeby było dobrze. W czym był problem? Właściwie to w tym samym co zawsze...transport. Jak się działa samemu na własną rękę to rzeczy, które dla kogoś są oczywiste dla mnie już takie nie są. Wiedziałam, że muszę tam dotrzeć bo jeśli odpuściłabym te zawody to pewnie w kolejnych bym już nie startowała. Jestem taka, że albo wszystko albo nic. Na szczęście udało się znaleźć nocleg i już dzień wcześniej znalazłam się razem z Koleżanką na miejscu.

Chyba najwyższa pora pomyśleć o samochodzie bo rower jest super, ale niestety nie wszędzie na nim zajadę.
Kruszynka na zawodach super się spisała :)
Przed godziną 10:00 zanim rozpoczęły się pierwsze starty zrobiłyśmy z Gosią objazd trasy. Pamiętając swój upadek z tamtego roku gdzie kask uratował mi głowę miałam trochę obawy przed tym co nas czeka. Zamiast pojechać trasą Elita pojechałyśmy na Młodzik...tym samym ominęłyśmy ten "najgorszy" odcinek.



Z racji, że był to Puchar Polski to trasa nie mogła być zbyt łatwa. Zakręty gdzie rower mieścił się dosłownie na styk, a zaraz już następne. W kilku miejscach sobie powtórzyłam zjazd po czym stwierdziłam, że na zawodach nie będę tak ryzykować...Obserwowałam jak inni zawodnicy tylko się tam przewracają. Oczywiście na zawodach w tych miejscach nie było mowy o sprowadzaniu :D Musiałam to pokonać :)



Po treningu zrobiłam sobie jeszcze chwilę drzemki w wynajętym pokoju. Następnie trzeba było wyjechać rowerem pod dosyć stromą gorę gdzie była zlokalizowana cała impreza. Gosia niestety nie mogła wystartować bo coś rower zaczął szwankować. Świetnie za to sprawdziła się jako fotograf i kibic na trasie ;)


Mój numer startowy :)
Na linii startu było trochę tłoczno. W mojej kategorii około 18 dziewczyn, a tuż po nas start miały juniorki i juniorki młodsze. Momentami na bardziej stromych odcinkach robiły się małe korki.


Tuż przed startem.
Moim założeniem było dojechanie do mety i przede wszystkim tak jak obiecałam M. miałam się nie rozwalić :D


Wyścig rozpoczęty i już nic mnie nie interesuje oprócz jazdy :D
Na początku pisałam, że nie było tego zjazdu, którego tak się obawiałam...owszem był na objazdówce, ale ja o tym dowiedziałam się "na żywo" :D Pokonałam swoje słabości i zjechałam to płynnie. Później też było kilka takich ścianek z materacami zabezpieczającymi. Powiem Wam, że to właśnie tych miejsc najtrudniejszych technicznie nie mogłam się najbardziej doczekać.





W kategorii elita do pokonania miałyśmy 4 okrążenia liczące około 5 km jedno. Rok temu zrobiłam dwa więc teraz też się nie nastawiałam na więcej. Udało się pokonać 3 na 4 ponieważ na ostatnim miałam już dubla. Właściwie to mogłabym jeszcze jechać :)



Moje miejsce tym razem to 14, ale jakoś specjalnie się tym nie przejęłam bo wiedziałam, że tym razem nie jadę dla wyników, ale dla zabawy :) Bardziej zwracałam uwagę na klasyfikację generalną Pucharu Szlaku Solnego - obecnie jestem na trzecim miejscu.



Po zakończonych zawodach czas było wracać do domu. Tym razem trochę inaczej niż dotychczas. Ze Skomielnej Białej na rowerach dojechałyśmy do Mszany Dolnej czyli jakieś 15 km z doładowanymi plecakami. Następnie rowery zostawiłyśmy u znajomych, a później autostopem - udało się bezpośrednio do Limanowej :) To jeszcze nie był koniec mojego szalonego weekendu bo zaraz czekała mnie zmiana w pracy.



To był mój pierwszy wyjazd na zawody gdzie musiałam nocować. Powiem Wam, że w sumie nie wyszło źle bo przynajmniej nie musiałam się zrywać już o 6 rano, a mogłam spokojnie pospać. Jeżeli będziecie w okolicy i potrzebny będzie Wam nocleg to polecam "Rancho". Niesamowita atmosfera i bardzo sympatyczni ludzie.


"Rancho" :)

Czasem zastanawiam się po co ja to robię wszystko! Ktoś inny by mi powiedział żebym dała sobie spokój bo i tak nic z tego nie mam...Powiem Wam, że owszem mam ;) SATYSFAKCJĘ :)


Pozdrawiam
Kamila ;)

środa, 1 czerwca 2016

Puchar Szlaku Solnego & Mistrzostwa Małopolski - zawody MTB XC :)

Niedziela to teoretycznie wolny dzień więc po co wstawać o 6:00? :D
Jak tylko zadzwonił budzik to od razu zerwałam się na równe nogi i dokończyłam pakowanie plecaka.

Razem z M. w roli kierowcy, wsparcia technicznego i kibica oraz Gosią, która miała swój debiut ruszyliśmy na pierwszą w tym roku edycję Pucharu Szlaku Solnego w Spytkowicach. Są to zawody MTB XC.

Jeżdżę tam już od kilku lat więc mniej więcej wiem czego mogę spodziewać. Jesteśmy na miejscu. Numery startowe z biura zawodów odebrane więc szybko idziemy zrobić jedną pętlę i sprawdzić jak przebiega trasa. W tym roku było trochę na odwrót niż ostatnio. To co wtedy było zjazdem teraz stało się podjazdem.

Oczekiwanie na start :)
Do naszego startu miałyśmy jeszcze sporo czasu. Nie lubię nigdy tego oczekiwania. Dla mnie najlepszą opcją byłoby zrobienie przejazdu w ramach rozpoznania i jazda na wyścig. W końcu po godzinie 12 nadszedł czas na nas - kobiety. Ja startowałam w kategorii kobiety elita, a Gosia w kategorii juniorki.

Walka trwa :D
W mojej kategorii do pokonania miałyśmy 5 okrążeń. Jedno liczyło około 4 km. Rozmowy ucichły. Pozycje bojowe zostały przyjęte ;). Sędzia do ostatniego momentu buduje napięcie....dwie minuty, minuta, 30 sekund. W końcu ruszamy. Początek i już jakiś mały podjazd. Tempo jest niesamowite.


W momencie kiedy oczekuję na start marzę o tym żeby rower mnie nie zawiódł. Bo kiedy sprzęt zacznie szwankować wiem, że może być już po zawodach. Jeżeli o mnie chodzi to mam zasadę, że z trasy sama nie zejdę. Wracając do wyścigu....pierwsze okrążenie to jakaś masakra. Jadę ledwo łapiąc oddech. Udaje mi się wyprzedzić jedną zawodniczkę, ale na drugim okrążeniu znowu ona wyprzedza mnie. I tak sobie "siedziałyśmy" na kole cały czas :D


Jadąc zastanawiam się czy mój bidon mi wystarczy. Nie wiem skąd, ale w tej chwili wyłonił się M. z bidonem. Posłuchałam jego rad żebym się uspokoiła i złapała oddech, a nie jechała jak wariat :D Trochę żałuje, że posłuchałam bo mogłam prosić o kopa w cztery litery i jechać jeszcze ostrzej ;).

Trzecie okrążenie pokonane.
Pewnie czytając to myślicie sobie co to jest przejechać okrążenie 4 km? Owszem 4 km to nie wiele. Trasa też nie należała do jakiś trudnych technicznie. Jednak ulewa, która przeszła przez Spytkowice dzień wcześniej urozmaiciła nam trasę. Na niektórych odcinkach trzeba było uważać żeby nie znaleźć się poza trasą. Na treningu trasę jedzie się na spokojnie, ale kiedy jesteśmy już na zawodach to emocje biorą górę i nie patrzy się na nic. Jedziesz jak by to była walka o przetrwanie. Na zjazdach sobie myślę, że te dziewczyny w tym ja muszą być trochę nienormalne, ale tak w pozytywnym sensie :)


Udało mi się pokonać 4 okrążenia na 5. Ostatniego nie zrobiłam bo miałam dubla. Nie było dla mnie jakoś specjalnie istotne, która będę na mecie. Chciałam dojechać i plan udało się zrealizować :) Miło było usłyszeć po wyścigu od niektórych kibiców, że świetnie jechałam ;)


Kiedy skończyłam swój wyścig postanowiłam wcielić się w rolę kibica. W międzyczasie rozpętała się burza z ulewą więc chwilę trzeba było przeczekać i dopiero wtedy nastąpił start najmłodszych. Mieli naprawdę ciężkie warunki.


Po burzy przychodzi jednak słońce :) Czas na dekorację zawodników. Jak co roku doceniono najstarszego zawodnika Pana Grzegorza oraz najmłodszych.

Rozbawiła mnie rozmowa z Panem Grzegorzem (70l.)Poniżej przybliżony jej przebieg :)

Ja: Jak poszło na zawodach?
Pan Grzegorz: A dobrze, dobrze tylko strasznie duża konkurencja bo tych młodych dużo jechało.
Ja: A to Ci młodzi to po ile lat mają?
Pan Grzegorz: No tak z 60 będzie :)

Jak widać na jazdę nigdy nie jest za późno :)


W Spytkowicach były również rozgrywane Mistrzostwa Małopolski. Nie ukrywam, ale nawet na to nie zwróciłam jakoś specjalnie uwagi bo jechałam z nastawieniem na PSS i nic więcej. Dlatego sporym zaskoczeniem i ogromną radością było dla mnie to, że znalazłam się na podium jako druga dziewczyna z małopolski :)


Z biżuterii najbardziej lubię medale :)

W wyścigu o PSS zajęłam 4 miejsce ze stratą około minuty do 3 :) 


Przybyły kolejne dyplomy do kolekcji :) Muszę je kiedyś ułożyć jakoś chronologicznie zanim się w tym wszystkim pogubię :)



Jeżeli ktoś z Was ma ochotę wybrać się na kolejną edycję PSS to serdecznie polecam :)
http://www.pucharszlakusolnego.pl/

Pozdrawiam
Kamila