środa, 3 sierpnia 2016

"Kamila i jej rower" na Cyklokarpatach - Koninki 23.07.2016

Trochę zabierałam się za ten wpis, ale już jest :)

Jakiś czas temu kiedy byłam pochłonięta remontem zadzwonił do mnie Bartek przerywając mi te wszystkie jakże fascynujące czynności.

Pytanie brzmiało czy jadę na Cyklokarpaty? Normalnie powinnam odpowiedzieć TAK, ale zanim decyzja zapadła do musiałam trochę się zastanowić. Zwlekałam praktycznie do ostatniej chwili. Kiedy dochodziła już godzina "zero" postanowiłam, że się zapisuję i jadę. Co będzie to będzie!

 Do wyboru były 3 dystanse: hobby 20 km, mega 43 km, giga 64 km.

Wybrałam dystans mega. W sobotę już od 4 rano przewracałam się z boku na bok. Stresowałam się jakby to były moje pierwsze zawody :).



Pierwsze co prawda nie były, ale w takiej formie można powiedzieć, że tak. Zawsze jeździłam w XC gdzie pętla ma kilka km i powtarza się ją kilka razy. Tutaj czekała mnie jedna wielka.


Około godziny 10:00 dotarliśmy do biura zawodów. Odebrałam swój numer startowy 1520. Chwila na przebranie i nawet nie wiem kiedy już stałam na linii startu.


W zawodach startowało około 200 zawodników. Razem z Bartkiem wystartowaliśmy z 8 sektora więc tak naprawdę z samego końca. Na początku straszne "korki". Nigdy w takich warunkach nie jechałam. Jak tylko robiła się jakaś wolna luka to starałam się wbić żeby zyskać przewagę. Nauczona doświadczeniem wiem, że trzeba działać szybko bo jak zablokują to się nigdzie już nie ruszysz.

Trasa dystansu mega  startuje spod Ostoi Górskiej Koninki. Na początku wiedzie asfaltowym odcinkiem, a później zaczyna się już teren przeplatany gdzieniegdzie szutrowymi drogami. Cały opis trasy i wszystkie dokładne informacje tutaj więc nie będę się rozpisywać: http://cyklokarpaty.pl/koninki



Pogoda dopisuje. Nie pogardziłabym nawet małym deszczem. Całe szczęście, że ubrałam sobie jedne z krótszych spodenek bo w innym wypadku bym się chyba tam zagotowała, a przecież opaleniznę też trzeba chwycić. Kilka godzin przed startem okazało się, że bukłak, który miałam zabrać ma ułamany wężyk. Sam bidon musiał wystarczyć. Na trasie były 3 bufety więc spokojnie to wystarczyło chociaż naprawdę miałam sporo obaw ponieważ po dosłownie może 5 km zaczęły mnie chwytać jakieś drgawki...

Kiedy dotarłam do pierwszego bufetu poczułam pewną ulgę bo już jakiś odcinek za mną. Poczęstowałam się kawałkiem banana i jazda....i niestety trafia się to czego najbardziej się obawiałam. Kapeć! :( Wyciągam z plecaka narzędzia i zabieram się do działania. Po drodze napotkałam dwóch Panów, którzy pozwolili mi się uporać z tym szybciej. Jednak w tym czasie wyminęło mnie około 40 rowerzystów w tym chyba 4 dziewczyny. 


Nie powiem, ale motywacja trochę spadła. Pomyślałam, że co ma być to będzie, ale przecież ja z trasy nie schodzę - taka moja zasada :). Pokonywałam kilometr za kilometrem w swoim tempie. Oczywiście nie myślcie, że nagle zaczęłam zwalniać żeby podziwiać widoki...nie było na to czasu. 

Po chwili wpadam w trans i jadę bez opamiętania. Canyon daje radę! ;) Kiedy nie ma możliwości żeby wyjechać to wypycham rower pod górę. Nawet nie wiecie, a może i wiecie ile podczas takiej drogi człowiekowi przychodzi myśli. Teraz już wiem co to znaczy przejechać maraton :)

Na horyzoncie pojawia się dwie dziewczyny. Trzeba działać! Kiedy już je wyprzedziłam nie mogę sobie pozwolić na powtórkę taką jak wcześniej. Na zjazdach kolejne dwie...tak sobie myślę, że doświadczenie z zawodów XC oraz moje ekstremalne zjazdy zaowocowały.

Bartek, który objeżdżał trasę kilka dni wcześniej mówił mi gdzie mam uważać i gdzie lepiej będzie jeśli sprowadzę rower. Nie obraź się B., ale tylko przytakiwałam bo wiedziałam, że i tak zrobię po swojemu. Czyli zobaczę co będzie i się do tego dostosuje :D.


Trasa była ciężka, ale z uśmiechem udało się dotrzeć do upragnionej mety. Po wszystkim udałam się do samochodu żeby trochę się ogarnąć. W międzyczasie odbyła się dekoracja zawodników...Brawo ja! Tak, ominęła mnie dekoracja zawodników. Wszystko było w tak ekspresowym tempie, że kiedy przyszłam na miejsce to mężczyźni odbierali swoje dyplomy, a przecież nawet nie wszyscy skończyli jeszcze trasę mega.


Biorąc pod uwagę fakt, że były to moje pierwsze tego typu zawody to nie było źle. Zawsze jednak zostaje mały niedosyt kiedy wiesz, że od 3 miejsca dzieliło zaledwie 5 minut. Mój czas to:  Moje miejsce w kategorii to 4, a w kategorii open 5 na 10. W open 135 na 184 osoby, które ukończyły wyścig. Gratulacje dla wszystkich, którzy tam wystartowali bo naprawdę trasa bardzo ambitna :). Pełne wyniki: https://system.timedo.pl/pl/publiczny/wyniki/108/k/2579/kategoria



Po wszystkim poszliśmy jeszcze nad rzeczkę trochę się ochłodzić ;) Na niedzielę były plany...zastanawiałam się tylko czy po takim wysiłku będę w stanie się jeszcze ruszyć, ale o tym w następnym wpisie. Postaram się jak najszybciej! :)


Pozdrawiam
Kamila ;)

1 komentarz:

  1. Gratuluję udanego wyścigu, jak nabierzesz większego doświadczenia wyniki będą zdecydowanie lepsze.

    OdpowiedzUsuń