Pokazywanie postów oznaczonych etykietą roznosci. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą roznosci. Pokaż wszystkie posty

środa, 27 maja 2020

Mama z pasją czyli kilka słów o macierzyństwie :)

Jak miałam misia, to chciałam chłopaka. Jak miałam chłopaka to chciałam mieć męża. Co mi się w tym misiu nie podobało? Znacie to? Moje życie w przeciągu kilku lat zupełnie się zmieniło. Z beztroskiej dziewczyny stałam się żoną i matką. Jak to wszystko poważnie brzmi.

Kiedy byłam na studiach i równocześnie pracowałam to mój czas był wypełniony po brzegi, a w tym wszystkim była jeszcze moja pasja czyli rower i zawody. Kiedy urodziłam Michałka rower trochę podszedł w odstawkę na rzecz wózka biegowego. Przebiegłam z nim setki kilometrów. Niestety nie z każdego wypadu były relacje. Uległam wtedy trochę hejterom, którym przeszkadzało to, że nie ma już roweru, a jest coś innego. I tak powoli przestawałam pisać bo po co skoro ma być tylko rower i nic więcej. Z perspektywy czasu żałuje bo mogłam robić swoje nie patrząc na nic. Nawet nie wiecie ile było wycieczek, o których nawet słowem nie wspomniałam.

Obecnie jestem mamą dwóch urwisów. W kwietniu do ekipy dołączył Szymon. Przy jednym dziecku myślałam, że jest ciężko i że nie mam czasu na nic. Teraz pomimo całego szaleństwa mam wrażenie, że mam więcej czasu, albo po prostu im więcej mam zajęć tym lepiej potrafię się zorganizować.




To macierzyństwo jest dla mnie zupełnie inne. Jest bardziej świadome. Chce się cieszyć każdą chwilą bo wiem już jak dzieci szybko rosną. Świadczą o tym choćby za małe śpiochy w które po miesiącu już się nie mieści pomimo, że jest taki mały. Spać chodzę późno w nocy, wstaje kilka razy...ale jak to mówią uśmiech "bombelka" wynagradza wszystko i coś w tym jest.

Zdjęcie zrobione około 4 w nocy lub jak ktoś woli nad ranem ;)
Czy brakuje mi roweru? Jak widzę te wyniosłe hasła typu "Dzień bez roweru to dzień stracony" to śmiać mi się chce. Idąc tym tokiem rozumowania wychodzi na to, że wszystkie dni są dla mnie stracone, a może to ja już jestem stracona? Czy tak się czuje? NIE! Jestem dumna z tego, że jestem mamą, ale to nie znaczy, że w momencie porodu wyzbyłam się z siebie pasji i własnego ja. Macierzyństwo dodało mi skrzydeł i sprawia, że życie ma sens. Od ponad roku realizuję się również w mojej nowej dodatkowej pracy. W końcu czuję, że jestem na właściwym miejscu.


Thermowizja online bez wychodzenia z domu :)
Chociaż ostatnio kiedy mąż wrócił z pracy rano po 24 godzinnej służbie mówię do niego, żeby zabrał dzieciaki chociaż na minutę bo chciałam poleżeć w ciszy i samotności żeby poczuć się jak ta beztroska dziewczyna, którą byłam przed laty. Wtedy myślałam, że jestem taka zapracowana, ale co ja tam wtedy wiedziałam. Każdy etap wnosi coś nowego.
Pasja pasją, a życie życiem. Połączyła nas pasja i co nam z tego zostało? Jedna niepozorna wycieczka rowerowa, na której się poznaliśmy zmieniła wszystko. Czy pojechałabym jeszcze raz? TAK :)



Jeżeli wpis jest bez ładu i składu to wybaczcie, ale kiedy to piszę u mnie na zegarze jest godzina 01:30 :)



Pozdrawiam
Kamila

P.S. Żeby nie było tak kolorowo czasem mam ochotę rzucić to wszystko ;)

Zapraszam również na wpis napisany dwa lata temu :) Trochę zmieniła się moja perspektywa: O byciu aktywną mamą

wtorek, 31 grudnia 2019

"Kamila i jej rower" - podsumowanie 2019 roku :)

Koniec roku to dobry czas na podsumowania. Tak jak w poprzednich latach tym razem też postanowiłam coś napisać żeby później móc sobie przypomnieć i powspominać :) 

Chciałabym Wam życzyć... 

Wielu sukcesów, odważnych marzeń,
mądrych decyzji, satysfakcji, spokoju,
i pomyślności na cały nadchodzący 2020 rok :)



Początek roku 2019 zaczął się dla mnie od wielkiej wyprawy. Razem ze znajomymi udałam się na Sycylię. W ciągu czterech dni zwiedziliśmy wiele pięknych miejsc. Od rana do wieczora na nogach żeby jak najlepiej wykorzystać ten czas. W końcu po całym roku urlopu macierzyńskiego należał się odpoczynek od życia codziennego. Mam wrażenie, że to było wczoraj, a minął już cały rok.


Z widokiem na Wulkan Etna. 
Kąpiel w styczniu :)
Wybuchowa Etna.
Dolina Świątyń i ekipa w komplecie. 

Praca

Po urlopie należało wrócić do pracy. Przez ostatnich kilka lat moim drugim domem był hotel. Niestety po zmianach jakie nastąpiły powrót w to miejsce jest już niemożliwy. Nowy rok wiązał się dla mnie z powrotem na zupełnie nowe stanowisko. Oczywiście też miałam kontakt z ludźmi więc raz dwa się odnalazłam w pracy w kinie :) Przy okazji zawsze mogłam śledzić wszystkie filmy na bieżąco. Moje życie wtedy było bardzo zakręcone: rano ogarnąć rzeczywistość i o ile to było możliwe pobiegać z wózkiem, a następnie pędem do pracy i tak do wieczora.


W kinie :)
Nowe wyzwanie

Żeby tego jeszcze było mało dołożyłam sobie nowych obowiązków. Było to dla mnie spore wyzwanie, ale i niesamowita przygoda. Pewnego dnia tak po prostu w jednej chwili zostałam przedstawicielem handlowym. Dzięki tej pracy nauczyłam się sporo nowych rzeczy. Poznałam wielu ciekawych ludzi. Przekonałam się, że to nie jest wszystko takie proste jak wydawało mi się do tej pory. Praca ta wymaga mobilności i tym oto sposobem polubiłam się bardziej z samochodem. Oczywiście otworzyłam się też bardziej pod względem kulinarnym. Dawniej gotowanie było dla mnie po prostu obowiązkiem, a teraz stało się przyjemnością. 


Najlepiej smakuje w terenie :)
EDK
W kwietniu jak co roku wyruszyliśmy na Ekstremalną Drogę Krzyżową. Trasa liczyła ponad 40 km. Noc, zima i ciężkie warunki. Jest to dla mnie niesamowita próba charakteru. Zanim wyjdę z domu to ze 100 razy potrafię sobie zadać pytanie po co ja właściwie idę. Najgorzej jest wyjść z tej swojej strefy komfortu i poddać się niewiadomemu. Satysfakcja po pokonaniu trasy oczywiście jest ogromna i tego uczucia nie da się opisać :).



Po całonocnym marszu.

Zawody MTB

W tym roku startowałałam co prawda tylko w jednych zawodach rowerowych, ale kiedyś w przyszłości nie wykluczam powrotu na wyścigi. Po prostu uwielbiam tą atmosferę jaka tam zawsze panuje. Nawet jeśli miałabym być ostatnia to i tak sprawia mi to niesamowitą radość. Od 2012 roku moją półkę zapełniają puchary. W 2019 też udało się zdobyć puchar i zachować ciągłość. Zresztą z takim kibicem nie mogło być inaczej. 


Jest puchar :)
Kierat

"I wtedy przyszedł maj...". a wraz z nim kolejny Kierat. Co to jest? Tak piszą organizatorzy: 100 km nieprzerwanego marszu po górach Beskidu Wyspowego i Gorców i 4000 m podejść w ciągu 30 godzin to ekstremalnie trudne wyzwanie nawet dla zaprawionych piechurów i doświadczonych biegaczy.

W tym roku był to dla mnie już 9 start. Tym razem udało mi się pobić swój własny rekord i 100 km pokonałam w czasie 21 h 18 m. Tym samym w klasyfikacji wieczystej kobiet jestem obecnie na 8 miejscu na 511 kobiet. Czyż to nie brzmi dumnie? :D Oczywiście z tego miejsca chciałam podziękować mojemu Mężowi, który czuwał nad tym żebym nie pobłądziła w lesie i ekipie Asi i Dorocie, z którymi biegłam /czołgałam się. 




Kolejny medal do kolekcji :)

 Wycieczki

W tym roku było znacznie mniej wycieczek niż wcześniej, a to dlatego, że nasz buntownik zrobił się już większy i sam chce poznawać świat na własnych nogach. Dlatego trasy trzeba było też dostosować do jego możliwości. Często bywało tak, że ja jechałam gdzieś wózkiem, a M. na rowerze i spotykaliśmy się w umówionym miejscu. :)


Ojcowski Park Narodowy
Morskie Oko
Spacery

"Cudze chwalicie, swego nie znacie". Wiele osób myśli, że żeby coś zobaczyć trzeba jechać gdzieś daleko, a nie potrafią docenić tego gdzie mieszkają. Dużą radość sprawia mi kiedy mogę pokazać swojemu dziecku nowe miejsca, w których jeszcze nie był. To nic, że ja jestem tak już któryś raz. Piękno gór potrafi zachwycić za każdym razem. Jeśli dojdzie do tego odpowiednie towarzystwo to co nam potrzeba więcej do szczęścia? Chyba jedynie ogniska i kiełbasy :)




Jaworz zdobyty. Z tego plecaka nam nie ucieknie :) 
Rezerwat przyrody "Diable Skały"


Gang wózkowy na spacerze po okolicy.
Rower

Mogło być go więcej, ale nie ma co narzekać. Jak tylko miałam swoje "5 minut" to pędziłam na rower. W większości pokonywałam trasy po okolicznych górkach. Trochę się tęskni za całodziennymi beztroskimi wyprawami rowerowymi, ale jeszcze wszystko przede mną. W tym roku zamontowaliśmy fotelik więc miałam dodatkowego pasażera na gapę. Nawet nie wiecie ile wysiłku wymaga jazda z równoczesnym śpiewaniem i zabawianiem :)


Zaczynamy wspólną jazdę :)

Na Paproci.
Tylko ja i mój rower :)

 Buniś

Podczas większośći wypraw pieszych towarzyszyła nam Bunia - nasza czworonożna przyjaciółka. W tym roku trochę nas było więcej. 

Rodzina Bunisiów.

Przyjaciele od urodzenia.

Włosy

Stwierdziłam, że czas na zmiany. Zawsze miałam długie ciemne włosy. Tym razem postanowiłam trochę poeksperymentować. I tak oto zrobiłam ostre cięcie oraz zmieniłam trochę kolor. W ostateczności i tak wróciłam do swojego nudnego i zachowawczego koloru bo w nim czuję się najlepiej. Przynamniej sprawdziłam i się przekonałam co wolę. Chociaż idzie nowy rok to nie wykluczam kolejnych zmian. :)



Spontaniczne akcje

Was też wkurzają śmieci porozrzucane gdzie popadnie? Kiedyś tak się zdenerwowałam, że razem z koleżankami i dzieciakami zwykły spacer zamieniłyśmy na akcje sprzątania świata. W ciągu godziny razem z dziećmi zebrałyśmy 4 worki śmieci. Niestety za kilka dni było znowu to samo..., ale przynajmniej młode pokolenie wyniosło z tego dużą lekcję bo później sami zwracali uwagę jak gdzieś widzieli śmieci.



Przyjaciele

Z tego miejsca chciałam bardzo podziękować mojej sąsiadce i przyjaciółce D., na którą zawsze mogę liczyć. Nie zliczę ile razem pokonałyśmy już kilometrów i zdarłyśmy butów pomimo tego, że wcale nie znamy się jakoś długo :) Oczywiście dziękuje również moim Ł... Dziewczynom, Koledze Grzegorzowi i ekipie KRW :)


Wyprawa na Sałasz z D. i G. - bez nich daleko bym nie zaszła w obecnym stanie :D
Z ekipą rowerową na ognisku.

Blog

W tym całym pędzie w kwestii bloga zabrakło mi niestety samodyscypliny żeby prowadzić i pisać na bieżąco. Obiecuję się poprawić. W 2020 roku choćbym miała siedzieć po nocach i pisać to mam zamiar to zrobić. Dziękuje moim Czytelnikom za to, że są - pomimo, że roweru to w tym wszystkim jest jakby coraz mniej.

Strata

W tym roku niestety kilka razy odwiedziliśmy szpital. Na początku M. złapał jakiegoś wirusa, ale na szczęście raz dwa się z tego wyzbierał. Później ja się tam znalazłam i niestety wiadomości nie były optymistyczne ponieważ nastąpiła strata ciąży. W tamtym czasie rower, blogowanie i wszystko inne zeszło na dalszy plan. W tym roku pożegnaliśmy również moją ostatnią Babcię. 



DIY

Okres przedświąteczny był dla mnie bardzo intensywny. Kilka lat temu zrobiłam technikum florystyczne i postanowiłam oddać się również trochę tej pasji. W wolnej chwili razem z moją "wspólniczką" wymyślałyśmy i robiłyśmy przeróżne dekoracje. 




Strażak

Na koniec będzie o moim Mężu bo do niego to czasem brak mi słów :D Jego życie to straż pożarna. Chcąc nie chcąc ja też muszę się temu podporządkować. Mogę mieć swoje plany, ale kiedy zawyją syreny to On znika, a ja zamykam za nim wszystkie drzwi bo wyleciał jak z procy i czekam, aż wróci cały i zdrowy. Muszę się pochwalić bo taka akcja nie należy do codziennych. Ostatnio mój bohater uratował kozę uwięzioną na półce skalnej w kamieniołomie. 


Filmik z akcji: https://www.youtube.com/watch?v=eoiKHOmLNYg
Cud

Jak widzicie rok 2019 był pełen radosnych momentów jak i tych smutnych. Co przyniesie rok 2020? To się okaże! Póki co czekamy na nasz mały cud :)


Rodzina w komplecie :)

Moje postaniowienia na  rok 2020? W pierwszej kolejności dokończyć to czego nie zdążyłam w 2019 :)

Do zobaczenia w Nowym Roku! Bawcie się dobrze :) 

niedziela, 1 września 2019

Po każdej burzy wychodzi słońce...

Niejeden raz zastanawiałam się czy nadejdzie kiedyś taki dzień, że przestanę prowadzić bloga. Jeśli tak to co by musiało się zdarzyć? 

Trochę czasu mnie tutaj nie było, ale nie myślcie, że całkowicie znikam i o Was zapomniałam. Co to to nie :) Ostatnio w moim życiu trochę się wydarzyło. Nawet nie przypuszczałam, że będzie dane mi się znaleźć w takiej sytuacji. Trochę odciełam się od udzielania w mediach społecznościowych bo stwierdziłam, że nie ma co robić dobrej miny do złej gry. Lepiej po prostu będzie zamilczeń na chwilę i dać sobie czas na oswojenie się ze wszystkim. Nie ukrywam, że życie rodzinne i opieka nad Michałkiem pochłaniają cały mój czas. Czasem zastanawiam się gdzie w tym wszystkim jestem ja...Ten czas kiedy mnie tutaj nie było wykorzystałam w miarę aktywnie jak tylko mogłam. Wspólne wycieczki rowerowe, ale nie jakieś ekstremalne, długie spacery z wózkiem i oczywiście z naszym psiakiem. Moje nowe zajęcie, o którym nie pisałam też mnie pochłonęło całkowicie.

Czemu mnie nie było? Co się stało? Można powiedzieć, że straciłam część siebie czyli Dziecko. Dla niektórych to było "nic", ale dla mnie od początku było to dziecko. Do końca łudziłam się, że będzie dobrze, ale tak nie było. Kiedy to pisze łzy same płyną jak sobie to wszystko przypomnę. Człowiek naokoło ciągle słyszy o jakiś poronieniach i innych smutnych sprawach. A ja? Nie, nie mnie to nie dotyczy...a jednak! Nie piszę tego po to żebyście mi współczuli i użalali się nade mną. Chciałam po prostu trochę wyjaśnić moją nieobecność zanim wrócę tutaj z uśmiechem na twarzy :) Dla wszystkich, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji lub walczą o upragnione dziecko - nie poddawajcie się :) Po każdej burzy wychodzi słońce! Uważam, że nic nie dzieje się bez przyczyny i widocznie taka sytuacja musiała się zdarzyć żebym mogła jeszcze bardziej docenić to co mam.

Wpis był z serii bardziej osobistej, ale mam zamiar wziąć się w końcu w garść i pisać o różnych naszych wyprawach :) Potrzebuję Waszego wsparcia i solidnego kopniaka :)



Pozdrawiam
Kamila :)

wtorek, 27 lutego 2018

Rower, a ciąża. Czy w ciąży można jeździć na rowerze? Na podstawie własnego doświadczenia :)

Jak długo można wytrzymać bez jazdy na rowerze? Czy tak się da? Jest godzina 04:50, a ja zabieram się za tworzenie wpisu, który już od dawna chodził mi po głowie. Nieprzerwanie przespałam prawie 5 godzin! Możecie sobie tylko wyobrazić jaka czuję się w tym momencie wypoczęta. I nie piszę tego z ironią - serio tak jest!

Kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży po chwilach pełnych wzruszeń pojawiła się myśl "Przecież teraz nie mogę jeździć na rowere". No właśnie mogę czy nie mogę? Gorączkowo zaczęłam przeglądać co tam w internetach na ten temat piszą.



O tym, że ciąża to nie choroba usłyszymy wszędzie. Jednak w tym szczególnym dla kobiety czasie musimy pamiętać, że nie jesteśmy same, a odpowiadamy za nowe życie, które się w nas kształtuje. Ruch to zdrowie, ale czy rower w ciąży jest ok? W Danii i Holandii widok kobiety jadącej na rowerze z brzuszkiem nikogo nie szokuje, a jak jest w Polsce?

Na rowerach jeździ coraz więcej Polaków. Według danych zebranych przez Centrum Badania Opinii Publicznej w 2012 roku i opublikowanych w raporcie "Polacy na rowerze" aż 70 procent Polaków jeździ na jednośladach. W 2014 roku Fundacja Allegro All for Planet przeprowadziła badania dotyczące stosunku Polaków do jazdy na rowerze. Aż 98 procent osób, które jeżdżą w Polsce na rowerze uważa, że to najbardziej ekologiczny środek transportu. Aż 35 procent osób jeżdżących na rowerze korzysta z jednośladu co najmniej kilka razy w tygodniu.

Jazda w ciąży jest dobra dla kobiet, ale pod warunkiem, że wcześniej już jeździłaś na rowerze oraz pod takim, że ciąża przebiega prawidłowo. 

Jazda w ciąży przynosi wiele korzyści:
- zapobiega powstawaniu żylaków
- zapobiega pojawianiu się obrzęków kończyń
- dotlenia organizm
- odciąża kręgosłup
- zmniejsza ryzyko pojawienia się bezsenności, depresji, lęków


Zero stresu!
Jeżdżąc na rowerze w ciąży zachowaj wszelkie środki ostrożnośći!

- Jazda na rowerze w ciąży rządzi się swoimi prawami. Należy zachować wszelką ostrożność. Przede wszystkim zniejsz tempo jazdy ponieważ organizm szybciej się męczy. Podczas ciąży musiałam rzeczywiście częściej odpoczywać żeby nie doporowadzić organizmu do przegrzania.


Odpoczynek na ławce :)
- W ciąży wygodnie jest jeździć na rowerze typu damka - rama ułatwia wchodzenie i schodzenie z roweru. Zadbaj o odpowiednie ustawienie siodełka i kierownicy. Im bardziej pionowa sylwetka tym mniejszy nacisk na brzuch, a co za tym idzie łatwiej się oddycha. Pamiętaj też o wygodnych ubraniach...gdzie te czasy co mieściłam się w spodenki Endury w rozmiarze XS :D

W czasie ciąży często jeździłam na pożyczonym rowerze, na którym mogłam przyjąć odpowiednią postawę. Miałam też do dyspozycji stary rower po Dziadku, który przeszedł mały lifting. Za wygodny to on może nie był, ale w tym momencie bardziej chodziło mi o koszyk na zakupy. Zamiast iść na nogach i dźwigać siatki prostszym rozwiązaniem było je po prosu przewieźć na rowerze.



- Wybieraj mniej uszęszczane trasy i boczne uliczki. Z własnego doświadczenia wiem, że jazda po ulicy była wtedy dla mnie czymś ekstremalnym...w sumie to dalej jest. Wszędzie te pędzące samochody więc jak tylko dotarłam na chodnik to czułam się spokojniejsza.




- Najłatwiej jeździ się po asfaltowej i równej nawierzchni. Podczas swojej ciąży nagle z terenów górskich "musiałam" przejść na bardziej gładkie powierzchnie. Znalazłam sobie w okolicy pętle na około 5 km gdzie naprawdę było spokojnie i praktycznie bez żadnych podjazdów. Teraz tą samą trasę pokonuje z wózkiem.



- Unikaj pełnego słońca i miej przy sobie odpowiednią ilość napojów. W ciąży miałam momentami taki apetyt, że najchętniej w każdym napotkanym schronisku coś bym zjadła, a przecież w Beskidzie Śląskim to schroniska potrafią być jedno obok drugiego ;)




- Zmęczyłaś się? Po prostu odpocznij! Na trasie bywało tak, że wszystkie ławki były moje. Chwila na odpoczynek i złapanie oddechu i można ruszać dalej :)


Bieszczady :) W pierwszy dzień trasa na 16 km, a następnego 10 km - oczywiście pieszo :)
- Dźwiganie w ciąży też nie jest dobrym pomysłem! Nie krępuj się prosić o pomoc. Korona z głowy Ci nie spadnie bo przecież powinnać tam mieć kask :)


Przy cięższych odcinkach M. brał mój rower :)
- Staraj się unikać samotnych wypraw. Razem raźniej i przede wszyskim bezpieczniej.




- W czasie ciąży bezwględnie zrezygnuj z wyścigów rowerowych. Dla mnie był to pierwszy sezon od lat bez ścigania się na trasach. W kwietniu podczas otwarcia sezonu zdobyłam puchar w wyścigu XC i stanęłam na podium na 2 miejscu. To by było na tyle. Oczywiście pojawiła się myśl, a może by tak jeszcze pojeździć, a plany związane z dzieckiem odłożyć na kiedyś tam...tylko obawiam się, że to "kiedyś tam" mogłoby trwać zbyt długo bo zawsze coś się znajdzie z czego trudno nam będzie zrezygnować. Dlatego stwierdziłam, że co ma być to będzie :) Na początku na bieżąco śledziłam wyniki z zawodów i obstawiałam, która bym mogła być gdybym wystartowała. Pojawiała się wtedy u mnie irytacja, złość i łzy dlatego też zaprzestałam tego gdybania i nawet nie śledziłam kalendarza zawodów bo mnie to już w pewnym sensie nie dotyczyło. Owszem kibicowałam swoim znajomym, ale czułam, że moje miejsce jest na trasie, a nie obok.


Moja ekipa KRW, a ja w roli kibica - Baligród.
Pamiętaj, że decyzję o tym czy możesz jeździć w ciąży powinnać skonsultować ze swoim lekarzem! I przede wszyskim rób wszystko z głową i ufaj swojej intuicji! Nie myślcie sobie, że u mnie było tak kolorowo i wszędzie jeździłam...bywało wiele takich dni, że ekipa jechała, a ja tylko spoglądałam przez okno jak M. odjeżdża. Myślałam, że mnie coś trafi...jednak z czasem jak brzuch robił się coraz większy to już było mi to obojętne co kto robi...wręcz sama wyganiałam M. na rower - niech korzysta! 

Starałam się spędzić te 9 miesięcy najbardziej aktywnie jak się tylko dało! Chociaż bywały dni, że potrafiłam całe przespać ze zmęczenia - zwłaszcza w początkowym etapie ciąży. Później doskwierały mi problemy z kręgosłupem bo nagle zrobiło się 20 kilo więcej do noszenia. Ostatnie dni przed porodem były dla mnie tak łaskawe, że mogłabym nawet góry przenosić. 


Poniżej kilka zdjęć z moich wycieczek w dwupaku :)

Spacer po okolicy czyli Pasmo Łososińskie w Beskidzie Wyspowym.



Wycieczka na Łysą Górę w Limanowej. 



Tutaj przykłąd wycieczki gdzie Mąż z kolegami jeździł na rowerze, a ja z koleżankami ruszyłyśmy pieszo, a później spotkaliśmy się w jednym umówionym miejscu. Bardzo miło ją wspominam. Do poczytania tutaj: Przepis na Lubań - rowerowo i spacerowo ;)



Problemy ze snem? Na łonie natury śpi się najlepiej :)



Z tym, że jestem w ciąży starałam się jakoś na blogu nie afiszować bo trochę prywatności musi być. Kto jednak potrafił czytać między wierszami to już na początku mógł się zorientować co jest grane. Normalnie bym się nastawiała na 100 km, a tak skróciłam dystans do 30 km, ale dokładając do tego Misia to jest 60 km :D Relacja z Ekstremalnego Maratonu Pieszego Kierat do poczytania tutaj: XIV Międzynarodowy Ekstremalny Maraton Pieszy Kierat 2017



Zdobycie Sokolicy w tych dresach od Chińczyka było nie lada wyzwaniem :D Przecież ugotować się można było... Relacja: "Doceniaj to co masz, zapomnij czego nie masz" - Sokolica w Pieninach w trójkę :)



Jedna z lepszych wypraw. Nie sądziłam, że będzie mi dane zrobić taką "ekstremalną" trasę. Ciekawa jestem ile miał najmłodszy rowerzysta na trasach Enduro Trails :) Relacja: "Let's Twister Again" czyli odkrywamy Beskid Śląski :)




Jak długo udało Wam się wytrzymać bez jazdy na rowerze czy jakiejś innej aktywności, która jest Waszą pasją? Napiszcie koniecznie w komentarzu.

Znacie kobiety, które jeździły podczas ciąży? Tak sobie teraz myślę, że ja osobiście żadnej nie spotkałam...

Pozdrawiam
Kamila :)

P.S. Wpis robiony kilka godzin od karmienia do karmienia...więc jeżeli Ci się spodobało to udostępnij - będzie mi bardzo miło :) 

Źródło informacji, z których korzystałam: KLIK