Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zima. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zima. Pokaż wszystkie posty

sobota, 28 stycznia 2017

Zabieszczaduj dzisiaj z nami... Mała Rawka :)

Rzucamy wszystko i jazda! To nic, że jest środek tygodnia... Kiedy jest śnieg trzeba działać natychmiastowo. Zapamiętaj to :)

Plecak spakowałam już dzień wcześniej żeby nie tracić czasu. Po powrocie z pracy raz dwa się ogarnęłam i w drogę! Kierunek Bieszczady! Na miejsce dotarliśmy tuż przed północą. Samochód zostawiony na parkingu, skitury na nogi i idziemy do bacówki pod Małą Rawką. Mieliśmy tam zarezerwowany pokój, ale o mało co nasz nocleg nie skończył się na korytarzu ponieważ nasz pokój pomimo wcześniejszych ustaleń był zamknięty. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło i już za chwilę mogliśmy się rozgościć w naszym apartamencie ;)



Pierwsza pobudka o godzinie 05:00 rano, kolejna o 07:00. Panowie wstali, a ja stwierdziłam, że muszę odespać jeszcze pracę. Niech mają chociaż przez chwilę namiastkę męskiego wypadu i niech sobie zjadą sami! Jaka ze mnie dobra kobieta...

Przy porannej toalecie w schronisku miałam towarzysza. Gdzie ja - tam on i te jego zielone oczka.



Tuż po godzinie 08:00 w komplecie spotkaliśmy się w jadalni. Śniadanie na pełnym wypasie i od razu przybywa sił. Do tego jeszcze ciasto, które upiekła Asia - żona Marcina...niebo w gębie :)



Temperatura całkiem przyzwoita, ale i tak lepiej zrobić fotkę zanim się zamarznie. 



Bacówka, w której nocowaliśmy znajduje się na terenie Bieszczadzkiego Parku Narodowego - 930 m n.p.m. przy zielonym szlaku z przełęczy Wyżniańskiej na Małą Rawkę. 12 km od Wetliny i 6 km od Ustrzyk Górnych. Położona jest na zboczu Małej Rawki - pomiędzy połoniną Caryńską, a pasmem granicznym i górą Kremenaros - trójstykiem granic Polski, Ukrainy i Słowacji. 900 metrów od drogi łączącej Ustrzyki Górne i Wetlinę.



W sezonie jeśli chcecie się tutaj  wybrać to lepiej wcześniej się upewnić czy są wolne miejsca noclegowe. Jest to doskonałe miejsce wypadowe dla skiturowców. Dlaczego? Wychodzisz na zewnątrz i możesz już zakładać narty. U nas to wygląda tak, że kursujemy góra dół do oporu. Kiedy już dopada nas głód robimy sobie przerwę żeby nabrać sił i znowu jazda...Głód to najczęściej dopada mnie, ale to już osobna historia ;)



Moje pierwsze wyjście w tym dniu...słońce nieśmiało przedziera się przez drzewa.



Buziak po drodze, a co! ;)



Po niecałej godzinie "foczenia" wychodzimy na Małą Rawkę. Tym razem nie wiało tak jak kiedyś...wtedy to mnie dosłownie przewracało. KLIK ;)



Mała Rawka (1257m n.p.m.) zdobyta! :)




:)


Widoki z Małej Rawki były niesamowite. 



W końcu przyszła pora na zjazd. Na połoninach trzeba było uzbroić się w cierpliwość ponieważ śnieg nie był dobrze ubity i można się było zapaść. W lesie warunki do jazdy były już w porządku :)



W godzinach popołudniowych zahaczyliśmy o schronisko...



A później znowu jazda. :)








W tym dniu zdobyłam Małą Rawkę 4 razy, a M. i M. 5 :) Po całym dniu włóczęgi zabraliśmy nasze bagaże ze schroniska i zjechaliśmy prosto do samochodu. Z racji, że to był dzień św. Mikołaja w domu czekały na nas "małe" niespodzianki ;)



Mała Rawka to jedna z moich ulubionych miejscówek na skitury, ale ostatnio "odkryłam" jeszcze lepsze...O tym następnym razem.


Pozdrawiam
Kamila :)

niedziela, 24 stycznia 2016

W poszukiwaniu prawdziwej zimy - Gorc na skiturach :)

W tamtym roku o tej porze już dawno śmigaliśmy na skiturach, a teraz?

W piątek razem z ekipą miałam jechać na Pilsko w Beskidzie Żywieckim. Zanim jednak wszyscy wyszli z pracy i mogliśmy się spotkać było już około południa więc jazda ponad 100 km w jedną stronę nie miała  w tym przypadku najmniejszego sensu. Zdecydowaliśmy się na coś bliżej czyli na Gorc (1228 m) – szczyt we wschodniej części grzbietu głównego Gorców. Samochód zostawiliśmy na parkingu w Szczawie i stamtąd ruszyliśmy w drogę. Pomimo, że upłynął prawie rok od mojej ostatniej wycieczki skiturowej to nie zapomniałam gdzie co mam przepinać itd. :D Pod górę idzie się bardzo przyjemnie chociaż momentami brakuje mi tchu - takie tempo nadają moi towarzysze :). Jako jedyna dziewczyna w takiej grupie czasem nie mam łatwo. Zastanawiam się w takich chwilach "Gdzie są moje Koleżanki?"...

Po jakimś czasie docieramy na polanę pod szczytem Gorca. Dosłownie łyk herbaty, ściągamy foki i jazda w dół na polankę. Niestety to nie było to czego szukaliśmy. Dużo puchu zapewne jest sporą zaletą, ale nie było jeszcze podkładu ze śniegu. Narty więc w każdej chwili mogły zarysować się o jakiś kamień lub zaplątać w różne krzaki itp. Wychodzimy znowu do góry i ustalamy co dalej...

Decyzja jest jednogłośna. Trzeba się ewakuować. Gdzie się dało to jechaliśmy, ale w większości było to niesienie nart...trochę szkoda, ale mam nadzieję, że zima z prawdziwego zdarzenia jeszcze nadejdzie :) Rekompensatą za to wszystko były piękne widoki :) Pomimo, że to był piątek cały czas miałam wrażenie, że jest sobota :D

Warunki są jakie są, ale i tak gorąco namawiam na skitury - kto raz spróbuje nie pożałuje :)

Zapraszam na filmik z sezonu 2015 - dokładnie z tego samego miejsca, o którym pisałam i zostawiam Wam trochę zdjęć...

http://www.pinkbike.com/video/394771/




 












Herbata w terenie - to jest to :)


Wieża widokowa na Gorcu.


W oddali nowa bacówka na Gorcu.
<3




Tatry :)
Kosmici :D

Pozdrawiam
Kamila :)

środa, 29 stycznia 2014

Małymi krokami do celu - Miejska Góra :)

W poniedziałek po pracy przespałam prawie cały dzień. Po przebudzeniu leniwie snułam się po domu w piżamce, ale cały czas mnie coś nosiło. Nie wiedziałam tylko jeszcze co - bieganie, a może rower? :) Ze względu na późną porę wybrałam bieg i tak przed północą wróciłam do domu naładowana endorfinami oraz 10 kilometrami w nogach :).

Dzisiaj powtórka z rozrywki. Większość dnia to odsypianie nocnej zmiany. Miałam spędzić dzień siedząc spokojnie w domu, ale z każdej strony coś kazało mi iść. Rano zobaczyłam zdjęcia znajomej, a właściwie nieznajomej dziewczyny z aplikacji endomondo...przejechała tyle i tyle. Hmm czyli nawet jak jest śnieg to się da. :) Najbardziej jednak ruszyła mnie wiadomość od M. "Jak tam Twoje km?" (Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin :*). Zjadłam obiad, kilka warstw ubrań i jazda na Miejską Górę. Była już godzina 16:00 więc powoli się ściemniało - to dobrze bo nie wiadomo co to za wariat na rowerze :D. Asfaltem jechało się nawet całkiem, całkiem, ale kiedy zaczął się szlak wiedziałam, że już się nie będzie dało ruszyć. Na szczęście na tym odcinku towarzyszył mi R., który przy okazji robił zdjęcia i chciał mi pomóc z prowadzeniem roweru...rączki z dala od mojej Kruszynki :D.Po dotarciu na Krzyż na Miejskiej Górze należała się ciepła herbata - przesiąknięta metalem i plastikiem od termosu, ale przynajmniej dała jakieś poczucie ciepła. Jeszcze szybko kilka zdjęć i wracamy żeby nie zamarznąć. Zjazd był możliwy do pewnego momentu, a później wolałam nie ryzykować. Pod kempingami każdy udał się w swoją stronę. Po powrocie do domu myślałam, że nogi mi całkowicie odmarzły. Na szczęście już jest wszystko dobrze, a ja siedzę sobie owinięta w ciepły kocyk i piszę :).

21 km zrobione w 2g:39m :).

Podjazd asfaltem.
Kruszynka <3 http://www.4ever.cz/
:)
W stronę światła :)

Ośnieżone choinki :)
Już prawie na górze.
Może herbaty? :D
Świat przez szprychy :)
Czasem się podziwiam tylko nie wiem czy za odwagę czy za głupotę... :D Miejska Góra zimą zdobyta :)
:)
R. dziękuje za to, że dałeś się wyciągnąć na wycieczkę pomimo -8 stopni. Sorry, taki mamy klimat :)

Pozdrawiam Kamila :)

P.S. Miło wiedzieć, że moje wpisy motywują Kogoś do działania :). Nawet nie wiecie jaką Wy jesteście dla mnie motywacją :)

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Turbacz - zimowa wyprawa :)

Sobota wieczór i telefon z propozycją wyjścia na Turbacz - najwyższy szczyt Gorców (1310 m n.p.m). Bez zastanowienia odpowiadam: TAK :). Dopiero rano zaczęłam się zastanawiać na co ja się zgodziłam bo jeszcze chętnie bym pospała. To jeszcze 5 minutek leżenia i analizowanie co ubrać żeby nie było zimno i co zabrać do jedzenia (podstawa hehe). Spakowani i gotowi do wyjazdu w końcu spotkaliśmy się wszyscy w miejscu zbiórki. Jedziemy do miejscowości Koninki i tam zaczyna się nasza wspinaczka wzdłuż wyciągu narciarskiego. Niektórym po głowie chodził głupi pomysł żeby wyjechać sobie na górę - zaznaczę, że nie mi. :) Idziemy, a końca nie widać. Po niecałych 3 godzinach dotarliśmy do Schroniska na Turbaczu. Grzane piwko z żurawiną po takim wysiłku smakowało wyśmienicie. Po krótkim odpoczynku czas się zbierać w dół zanim zrobi się ciemno. Idziemy jakąś inną drogą gdzie momentami z trudem można wydostać się z zasp śniegu. Lubię takie wypady w góry. Można się oderwać od codzienności. Dodatkowo uwielbiam uczucie zmęczenia,ale takiego które daje satysfakcję, że się coś ciekawego zrobiło i zdobyło się szczyt góry :). Żałowałam tylko jednego...no może dwóch rzeczy, ale o jednej napiszę - następnym razem to zabiorę jakieś sanki....a jak będę chciała całkiem zaszaleć to skitury, których jeszcze nie mam, ale zamierzam mieć :D.

Najbardziej męczący odcinek trasy.
Pierwszy odpoczynek, ciepła herbata i siły wracają :)
Wokół doliny Poręby.
Tobołów.
Szlak rowerowy :)
W oddali znajduje się Obserwatorium Astronomiczne na Suhorze.
Suhora.


Krzysiek pokazuje ile śniegu spadło :D
Wszędzie biało :)
Tutaj trochę niebiesko :) na włosach sople lodu to znaczy, że jest dobrze :D
Chatka.
Ekipa: Boguś, Andrzej, ja, Dawid i Krzysiek, który robił zdjęcie :).
Piesek zdobywca :)

Szlak Papieski.
Profesjonalny pomiar temperatury :)

Pozdrawiam Kamila :)