Na górnej stacji wyciągu chwila wytchnienia. Trzeba ściągnąć kurtkę bo robi się naprawdę gorąco. Słonko ładnie też nam przygrzewało. Pogoda marzenie :)
Idziemy czerwonym szlakiem rowerowym. Z tego miejsca zostało nam jeszcze ok 1:30 marszu. Pamiętam jak w tamtym roku poszłam pieszo na Turbacz - tonęłam wtedy w zaspach, a na skiturach elegancko :D Gdybyście mnie widzieli - pomimo, że byłam zmęczona i nie wyspana to uśmiech nie schodził z twarzy przez cały czas :).
:) |
Kiedy dotarliśmy do schroniska ja z M. zrobiliśmy przerwę na kanapki. Jak jest kryzysowy głód to ja się nigdzie nie ruszę..., a pozostałe towarzystwo zrobiło sobie jeden zjazd po polanach. Później spotkaliśmy się razem i jazda. S. niestety musiał nas trochę wcześniej opuścić.
Ekipa na szczycie Turbacza. |
Widok ze schroniska. |
Chatka koło Schroniska PTTK na Turbacza. |
Sprawca całego zamieszania skiturowego :) |
| ||
Jak się zjechało to teraz trzeba wyjść pod górę... |
Widoki niesamowite. Zdjęcie jednak tego nie odda, a szkoda :) |
W oddali Tatry. |
Drzewo przystosowane do siedzenia :D |
Na szczycie Turbacza spotkaliśmy rowerzystów :) |
Pozdrawiam Kamila :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz