środa, 12 listopada 2014

Szybki zjazd z Przechyby :)

W niedzielę wybrałam się na Przechybę (1173m). Jednak była to inna wycieczka niż do tej pory. Jazdy pod górę zero. Sam zjazd :D. Zastanawiacie się pewnie w jaki sposób...uspokoję Was, że wyciągu tam nie zrobili. Razem z M. i jego Bratem wyjechaliśmy autem pod schronisko...zdaję sobie sprawę, że to straszna zbrodnia. Obiad był jednak tak obfity, że innego wyjścia nie było:p. H. zajął się swoimi sprawami, a ja z M. zaczęliśmy jazdę żółtym szlakiem. W miejscach gdzie kiedyś nasi rowerowi Koledzy A. i E. przywitali się z glebą zjeżdżam ze szczególną ostrożnością :D Wręcz z szacunkiem...po to tylko żeby kilka metrów dalej spaść z trawersu bo pedał spd się zahaczył o coś :p. Szybko się podnoszę i jazda dalej. Zaczyna się robić ciemno. Czołówka M. idzie w ruch i jedziemy dalej. Szkoda, że około godziny 17 robi się już ciemno. W wakacje o takich godzinach to czasami dopiero startowaliśmy :)


:)


Jest radocha :D
W końcu to zjechałam :D
Jazda w liściach, które momentami przykrywały pół roweru. :)
Pozdrawiam Kamila :)

2 komentarze:

  1. Przehybe pokonałem w tym roku ale podjazdem asfaltowym . Dla mnie to był nie lada wyczyn bo jak dotąd najwyższym szczytem jaki pokonałem na rowerze to Św Krzyż a tych dwóch górek nie ma co porównywać chyba . Po dotarciu na szczyt mieliśmy zamiar razem z z kolegami zjechać po szlakach do Szczawnicy ale od Tatr zbierała się burza i nie chcieliśmy ryzykować . Mam nadzieję że w roku 2015 uda nam się znów tam zawitać bo naprawdę warto .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To koniecznie zjedź żółtym szlakiem :) Jest genialny. Jak byś się wybierał to jak coś to napisz wcześniej to jeszcze udzielę jakiś wskazówek i wyślę mapkę :)

      Usuń