sobota, 8 listopada 2014

Jaskinia na ... czyli "Od miłości do nienawiści jeden krok" :D

W niedzielę sama nie wiedziałam czego chcę. Rower, bieganie? A może jeść i spać? :D M. wpadł na pomysł żeby iść do jaskini. Kilka telefonów i udało nam się namówić M., który skuszony propozycją wyjścia po godzinie przejechał do Limanowej. Ja wróciłam do domu żeby koronkową sukienkę i szpilki zamienić na jaskrawy kombinezon :D No cóż kobieta zmienną jest :). Około godziny 17 znaleźliśmy się przy otworze jaskini. W środku kilka zacisków przy których nie mogę się przełamać i ogarnia mnie lekka panika. Muszę wyrównać oddech żeby móc się w ogóle ruszyć. Ręce do przodu i wciąganie się na łokciach...ile się nakrzyczałam na M. że to oczywiście jego wina, że nie mogę się ruszyć :p ( No przecież chyba nie moja? :D).  Tuż nade mną nietoperze mrugają swoimi oczkami i machają skrzydłami....czyż to nie urocze? :D. Twierdzenie, że idę ostatni raz to już standard. Jednak kiedy już wyjdę na powierzchnię i zaczerpnę świeżego powietrza stwierdzam, że jednak nie było tak źle. Jestem dumna, że dotarłam do miejsca gdzie tylko nie licznym udało się przejść. Podobno jedna wycieczka grotołazów ze względu na rozmiary brzucha musiała wycofać się na wejściu :p. Nie wiem czy jaskinia posiada jakąś nazwę. Jeszcze nie została pomierzona, a pochwalę się, że niektóre jej partie odkrył właśnie M. z kolegą. :)




P.S.
Nazwa jaskini póki co objęta tajemnicą :)
Wejście do jaskini :)
:D
Mogłam więcej zjeść na obiad :p
Mariuszek i Marcinek :) Czyli najlepsi towarzysze wycieczek :)
M. w jakiś dziwny sposób udało się wyjść :)
I w dodatku znalazł kość :D
Pozdrawiam Kamila :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz