czwartek, 3 lipca 2014

Kurs Taternictwa Jaskiniowego - ostatnie zajęcia na skałkach :)

Dawno, dawno temu....pojechałam do Rożnowa na skałki. Prosto z pracy zahaczyłam o dom żeby zabrać potrzebny sprzęt. Kurs zawsze trwa w sobotę i niedzielę, ale tym razem był wyjątek i znalazłam się tam  już w piątek 20 czerwca. W tym dniu z okazji 30 lecia istnienia Sądeckiego Klubu Taternictwa Jaskiniowego  zostały zorganizowane I klubowe zawody w technikach jaskiniowych. Istotną informacją dla mnie było: "nie do końca na poważnie". :D Jako, że do poważnych osób nie należę to coś idealnego dla mnie. Kiedy dotarłam na miejsce wszystkie liny były już zaporęczowane. Ku mojej radości pojawiła się nawet tyrolka. Świadomość, że to jeszcze nie jest kurs sprawiała, że nie czułam żadnego stresu. Sama decydowałam czy będę się wspinać po tej czy po innej linie. Czy przejdę po trawersie czy może zjadę na tyrolce? Oczywiście wszystko pod czujnym okiem Instruktora. Popołudniu sporządziliśmy listę kto w jakiej kolejności startuje. Do wykonania były 4 zadania. Wyjście po linie na wysokość około 30m, wyjście po drabince, przejście 2 trawersów. Nikt w sumie nie pytał czy chce startować czy nie...po prostu zostałam zapisana. Na początek wyjście na górę - czas niecałe 2 minuty. Najlepszy w tej kategorii M. miał 48 sekund - nie wiem jak On to robi :). Czas na drabinkę...stwierdzam, że ręce w porównaniu z nogami to mam słabe. Jeszcze trawersy i będzie po wszystkim. Pomimo, że wystartowałam dla żartu to nutka rywalizacji była i wiadomo, że chciało się to wszystko zrobić najlepiej jak tylko się dało. Idąc tam nie zwracałam uwagi na jakiej jestem wysokości i czy się boję. Po całym dniu wróciłam do domu i dopakowałam kolejną partię rzeczy i wieczorem z powrotem przyjechałam żeby nie kombinować rano z transportem. Jakie było moje zdziwienie kiedy okazało się, że w kategorii kursanci kobiety jestem pierwsza :D. M. był pierwszy w kategorii osób, którzy już mają ukończony kurs. Mieliśmy prawo do losowania nagród. Jako, że dotarliśmy ostatni to nie musieliśmy za bardzo mieszać w tym worku bo losy były dwa. Każdy wygrany - i tu kolejna niespodzianka: kombinezon dla mnie i kask dla M. :).  

Następnego dnia miałam ambitny plan żeby pobiegać. Udało mi się namówić koleżanki, ale wstyd się przyznać - one biegały, a ja spałam. Nocleg pod gołym niebem to naprawdę super sprawa. Oczywiście pod warunkiem, że śpiwór jest odpowiedniej grubości :). Kolejne dwa dni kursu znowu bardzo szybko minęły. Mieliśmy zajęcia z autoratownicwa. Nie wiadomo było czy lepiej ratować czy być ratowanym. W każdej sytuacji ktoś cierpi na linie. Obyśmy w prawdziwym życiu nie musieli tego stosować, a jeżeli będziemy na to skazani to żebyśmy dali radę :). W międzyczasie N. przeprowadzała kurs hula -hop. Nikt nie został pominięty i musiał pokazać jak się kręci :D. Wieczorem zaś były koncerty przy ognisku. Trzy dni na skałach dały mi niezły wycisk. Oczywiście jedyną rzeczą o jakiej marzyłam była kąpiel i sen...o śnie mogłam jednak zapomnieć bo trzeba było jechać do pracy. Będąc tam na skałach człowiek jest odcięty od całego świata i wiecie co? Nawet mi się to podoba. Nie zaprzątam sobie głowy sprawami, które bywają nie istotne, a  jedynie zaprzątają głowę. :)

Były to nasze ostatnie zajęcia na skałkach...do zobaczenia w jaskiniach :).


Autoratownictwo. M. wczuł się całkowicie w rolę poszkodowanego.
Zjazd na tyrolce.
Spora Ekipa. :)
Trochę wąska ta drabinka :D
Zawody.













Pozdrawiam Kamila :)

5 komentarzy:

  1. w domu też chodzisz po ścianie? :)
    M.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo... To już wiem kto napisze wspomnienia z kursu do klubowej kroniki... :D

    OdpowiedzUsuń
  3. 35 year old Environmental Tech Hamilton Becerra, hailing from Westmount enjoys watching movies like Analyze This and Juggling. Took a trip to Medina of Fez and drives a A4. Czytaj wiecej tutaj

    OdpowiedzUsuń