piątek, 16 maja 2014

"Na linie nad przepaścią tańcz..." - Kurs Taternictwa Jaskiniowego - dzień pierwszy :)

Dzisiejszy wpis będzie inny niż wszystkie...z rowerem raczej nie będzie mieć nic wspólnego :). Od jakiegoś czasu chodzę na Kurs Taternictwa Jaskiniowego. Do tej pory była tylko teoria. W ostatni weekend całą grupą spotkaliśmy się na naszych pierwszych zajęciach praktycznych na skałkach w Rożnowie. Kiedy jakieś 3 lata temu byłam w tym samym miejscu na rowerze przez myśl przeszedł mi pomysł, że fajnie byłoby się powspinać po tych skałach - nawet nie sądziłam, że to się spełni - a jednak :). Spakowałam się jak bym miała spędzić tutaj co najmniej tydzień. Większość rzeczy i ubrań okazała się zbędna, ale do Rożnowa jechałam samochodem więc się nie ograniczałam. Na początku kursu każdy dostał kask, uprząż i cały worek z potrzebnymi przyrządami. Hmm jak to wszystko na siebie założyć? Co do czego służy? Oswojenie się z czymś co krępuję ruch było uciążliwe, ale później stało się to dla nas normalne. Zanim przystąpiliśmy do wspinania się po linach Instruktor wyjaśnił nam zasady działania przyrządów. Następnie każdemu została przydzielona lina, która została wcześniej zamontowana przez M. i B. I w górę...tak na kilka metrów żeby wszystko było pod kontrolą. Z czasem wysokość oczywiście ulegała zwiększeniu, jednak im wyżej byłam tym bardziej wzrastała moja panika. Naprawdę jestem pod wrażeniem, że te liny są w stanie utrzymać kilka ton, a ja się obawiałam czy będą w stanie utrzymać mnie. Jak już opanowaliśmy wychodzenie i zjeżdżanie to jednogłośnie stwierdziliśmy, że czas na przerwę. Nasz kolega K. ma u nas dużego plusa za pyszne spaghetti, które dało nam siłę na resztę dnia. Po odpoczynku znowu wskakujemy w uprząż i do roboty. Dochodzi nowy element, a mianowicie przepinanie się na linie. M. tłumaczył mi to dzień wcześniej na drzewie - jednak tam to walczyłam o życie więc mało co pamiętałam. Najważniejsze o czym cały czas pamiętałam to to, że w każdej chwili mam być wpięta dwoma przyrządami asekuracyjnymi. Karabinki maja być dokręcone. Z każdym wyjściem wysokość wzrastała i moja chęć do wspinania też :). Po tak intensywnie spędzonym dniu razem z koleżanką poszłyśmy popływać w jeziorze - brrr strasznie zimna woda :D. Na zakończenia dnia ognisko z kiełbaskami :). Powoli wszystkim oczy się już zamykały - pora więc na spanie. A gdzie? Skoro biwak to pod gołym niebem. Werandy domków letniskowych i półki skalne stały się naszym schronieniem przed ewentualnym deszczem, który nas jednak oszczędził. Zanim udało mi się zasnąć to trzeba było już wstawać cdn. :)


Kursanci :)
M. przycina line do lonży, która będzie nam potrzebna do autoasekuracji.
Na początek dnia kawa. Niektórzy potrzebują jej bardzo dużo :D
M. i Instruktor rozwieszają liny.
Gotowi do zajęć :)
Wytłumaczenie to wszystko działa.
Skały.
I w górę :)
M. :*
"Na linie nad przepaścią tańcz..." w moim wykonaniu zamiast "tańcz: bardziej pasuje "walcz" :D
Obiad :)
Odwiedził nas ogromny pies, ale bardzo potulny :)
:)






Padam :D
Ognisko rozpalane przez dwóch Strażaków więc musiało się udać :)




Pozdrawiam Kamila :)

7 komentarzy:

  1. Następna przygoda do Twoich wspomnień, niezapomniane doświadczenia i super spędzony dzień z ciekawymi ludźmi :) I jaka odwaga!
    Kolejny super post, pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. A dlaczego jaskiniowe, a nie skałkowe? Docelowo planujesz pakować się pod ziemię? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak :) Póki co musimy zapoznać się ze wszystkimi technikami wspinania na powierzchni, a później pod ziemię :D

      Usuń
    2. Brrr... wspinanie to ja lubię, ale żeby jak kret, pod ziemią? ;)

      Usuń
  3. fajnie to wygląda .. WOW :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszystko spoko i gratulacje nowych wyzwań, tylko jakaś dziwna i zastanawiająca ta zbieżność zainteresowań z pewną osobą dosyć blisko kiedyś związaną z tym twoim "M" ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. Zbieżność pokazuje tylko tyle, że M ma dobry gust. A w jaskiniach życzę powodzenia.

    OdpowiedzUsuń