czwartek, 10 kwietnia 2014

Čergov :)

Znowu dałam się namówić na małe wagary. Niektórzy to mają dar przekonywania :). W piątek po pracy załatwiałam kilka spraw m.in. zakup ubezpieczenia - na jeden dzień, na rower, na Słowację (taka krótka charakterystyka). Pytanie Ubezpieczyciela: "To będzie jakaś ostra jazda?". Z zadziornym uśmiechem odpowiedziałam TAK :D. Pakiet został rozbudowany jak tylko się dało. Następnie do szkoły na zajęcia, a po powrocie do domu czas spędziłam na pakowaniu potrzebnych rzeczy. Przed spaniem obliczam ile godzin mogę pospać...yhy czyli wychodzi na to, że mogę pospać 4 godziny. Budzik nastawiony na 5:30 z myślą, że rano ( a może to jeszcze jednak jest noc?) na spokojnie zrobię kanapki i się zbiorę. Budzika nawet nie usłyszałam, za to telefon o 6:20 z wiadomością "My już jedziemy" podziałał jak wiadro zimnej wody :D. Zerwałam się na równe nogi nie myśląc nawet o tym żeby się może jeszcze trochę poprzeciągać. Zbierałam wszystko dookoła co było potrzebne lub mogło się przydać...jeszcze zrobić kanapki - nie mogłam o nich zapomnieć bo to podstawa mojego bytu na rowerze :D.

Dojeżdżamy do małej wioski i zostawiamy samochód. Na początku kierujemy się niebieskim szlakiem. Nasz cel to Góry Czerchowskie - pasmo górskie we wschodniej Słowacji należące do Beskidów Zachodnich. Pierwszy podjazd, a raczej podejście i myśli w stylu "Co to właściwie jest?". Bluza i kurtka szybko znikają w zakamarkach plecaka. Pierwszy podjazd zdążył nas nieźle rozgrzać :) Pogoda ideał :D. Jedzie się super. Zaraz jednak zaczyna mi doskwierać  głód  spowodowany brakiem konkretnego śniadania. Zarządzam przerwę :D E. opowiada nam w tym czasie o wariantach trasy, a ja i M. próbujemy złapać oddech. Kanapka to jest to czego mi było trzeba - energii przybyło wsiadamy więc na rowery. Żartów i szydery po drodze nie brakuje :). Po jakimś czasie zdobywamy pierwszy szczyt Žobrák (901m). Jadąc kawałek dalej docieramy do wieży widokowej. Porównując ją z tymi w Beskidzie Wyspowym ta miała super rozwiązanie - jedna kondygnacja była z każdej strony zabudowana, a jednak nie przeszkadzało to w podziwianiu widoków bo miała okienka. Zostawiliśmy po sobie ślad w pamiątkowym zeszycie i ruszyliśmy dalej. Pierwszy zjazd...usłyszeć komplement od M. jakim jestem hardkorem - bezcenne. Na kolejne zjazdy zakładałam okulary +10 do mocy bo nie musiałam się przejmować gałęziami i tym, że coś mi wpadnie do oka. Chociaż i tak już wpadło :). Kolejny szczyt to Bukový Vrch (1019 m) - jest kulminacją na grzbiecie wybiegającym na północ z masywu Velkej Javoriny. Ze szczytu widok na Góry Lewockie i Tatry. Tutaj energia mnie trochę opuszcza i jakieś 7 km pokonuję praktycznie w milczeniu czasem dając znać uśmiechem, że jest ok. Branie dzień wcześniej polopiryny jednak wiele nie dało bo czułam jak mnie coś zbierało. Za jakiś czas docieramy do schroniska Cergov (917m). Gorąca herbata z kufla, kilka bluz i zrobiło mi się od razu cieplej :). Wychodząc ze schroniska spotykamy kilku rowerzystów. Po jakiś 10 minutach wyjeżdżamy na szczycie Cergov (1049m). I tutaj to na co czekałam cały dzień - ognisko :). Panowie zabrali się za rozpalanie ogniska, a ja? Hmm ja miałam odpoczywać - dziękuję :). Słyszałam już wcześniej, że M. jest mistrzem rozpalania ogniska i powiem Wam, że nie było w tym ani ciut kłamstwa. E. natomiast zajął się pieczeniem kiełbasek. Po odpoczynku i obfitej uczcie czas jechać dalej. Zadecydowaliśmy, że musimy skrócić trasę bo nie wyrobimy się czasowo. Trasa ta jest super dlatego, że nie trzeba jej od razu całej jechać tylko co jakiś czas są szlaki prowadzące w dół...ale dobra od nawigacji tutaj jest E., a ja piszę dalej :). Dojeżdżamy do szczytu Lysina (1029m). Tam profilaktycznie obniżyłam sztycę i jazda w dół :). Pojawia się uśmiech od ucha do ucha. Jednak w pewnym momencie na prostym odcinku i przy naprawdę małej prędkości straciłam równowagę? Właściwie to nie wiem co wtedy zrobiłam, ale naprawdę pierwszy raz poczułam po co mam kask na głowie. Zebrałam się z bólem i dotarłam do E. i M., którzy już wiedzieli, że coś jest nie tak. Zazwyczaj nie pozwalam sobie żeby mi odjechali daleko :D. Zresztą co by mi się mogło stać - strażak, policjant...jeszcze tylko lekarza brakowało.Otrzepałam się trochę z kurzu i ziemi na ubraniach i pędzimy dalej. Pojawia się wielka łąka, więc po co jechać szlakiem jak można sobie zrobić mały freeride. :). Wychodziłam cały czas z założenia, że skoro Panowie to zjechali wszystko to ja też zjadę. Trochę się przeliczyłam bo już na ostatnim odcinku koło poszło nie tam gdzie miało iść, a ja spadłam z roweru i otarłam się twarzą o ścianę ziemi. Dobrze, że nic poważnego się nie stało. Do wesela się zagoi :D. Następnie zapakowaliśmy się do samochodu i jazda. Po drodze zakatarzona i ze łzawiącymi oczami ( jak się okazało jakaś alergia) planowałam już gdzie pojedziemy. Jednak zostałam sprowadzona na ziemię i pierwsze co miałam zrobić to wyzdrowieć. Po przyjeździe udałam się na nockę do pracy dumna ze swoimi zadarciami na twarzy, a E. i M. jeszcze pojechali na Mogielicę. Niesamowity dzień :)

 

Link do trasy z 05.04.2014 http://www.endomondo.com/workouts/319575844/10580457



Przyjazd...rano jeszcze było trochę zimno. Jednak zaraz to się zmieniło :)
Zaczęło się dosyć ostro.
Śniadanie :)
Žobrák (921 m n.p.m.)
Pamiątkowy wpis :)
Widok z góry na rowerki: Kruszynka, Rokuś, Reginka :)
Wieża widokowa.
Bukový vrch (1019 m).
Czerwony szlak.
Schronisko Cergov. W końcu odpoczynek :)
Jak by się ktoś wybierał na zawody rowerowe :)
Herbatka :)
Płonie ognisko, kiełbaski się smażą...tak to można żyć :D
:)
Pojedzeni ruszamy dalej...


:)


Veľká Javorina (1098 m). Drugi co do wysokości szczyt pasma.


Lysina (1029m). Tutaj zaczynamy zjazd.
Uvex - niemiecka jakość :D Oprócz ziemi na kasku i we włosach to żadnej ryski. Jednak na drugi dzień kark bolał.


Ostatnia gleba w tym dniu :). Ej no...skoro Oni zjechali to co ja miałam sprowadzić? Nie doczekanie :D


Google coś wygładziło to zdjęcie :P
Wesoła ekipka :)
Nie ma jak tak :D
Trasa :)
Dziękuje E.(M) i M. za super towarzystwo.

Pozdrawiam Kamila :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz