Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Słowacja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Słowacja. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 15 maja 2018

Enduro na pełnym wypasie czyli trasy rowerowe w Lechnicy!

W sobotę razem z ekipą kolegów pojechałam do miejscowości Lechnica na Słowacji. Jest to wieś pomiędzy Czerwonym Klasztorem, a Starą Wsią Spiską. Wyjechaliśmy tuż po godzinie 12:00 - na szczęście dzień jest bardzo długi więc nie miało to jakiegoś większego znaczenia. 



Naszym celem są trasy enduro w Lechnicy. Byłam tutaj rok wcześniej i z tego co pamiętałam to miejscami były jeszcze powalone drzewa więc nie było takiej płynności jazdy. Obecnie są tam przygotowane dwie trasy enduro. Na początku jedziemy szutrową drogą, a po jakiś 15 minutach docieramy do miejca skąd można wybrać jedną z nich - Griftof lub Spica.



Na pierwszy strzał wybieramy GRIFTOF. Pod górę jadziemy z napotkaną ekipą G3Riders więc jest raźniej. Trasa przebiega tak spokojnie pośród lasu, że każdy tutaj da radę. 



Na szczycie chwilę odpoczywamy i przygotowywujemy się do zjazdu. Ustalamy w jakiej kolejności ruszamy żeby później każdy zachował odpowiedni odstęp. 


Jak tylko jadę w dół to pojawia się u mnie tradycyjnie uśmiech od ucha do ucha :D



Widoki i ta zieleń zwalają z nóg, a w tym przypadku z roweru. Osoby, które budowały tą trasę musiały włożyć w to wszystko niesamowicie dużo wysiłku i przede wszystkim serca.



Jeden zjazd za nami. Każdy wymienia się spostrzeżeniami i kręcimy w górę jeszcze raz.



Zjazd Griftof na początku wiedzie przez las. Jest tu mnóstwo zakrętów i agrafek. 


Po wyjechaniu na polanę zaczynają ukazywać się coraz to lepsze widoki. 




Zatrzymujemy się na chwilę i podziwiamy panoramę dookoła. 



Oczywiście główną rolę odgrywają tutaj słynne Trzy Korony - najwyższy szczyt Pienin Środkowych.




Po dwóch zjazdach następuje zmiana. Kolejna trasa to SPICA. Tutaj podjazd jest znacznie szybszy, ale też wymagający większego wysiłku. 



Jeżeli chodzi o trasy to Griftof jest fajniejszy pod względem technicznym od Spicy. Natomiast jeśli chodzi o widoki to Spica wygrywa. Zresztą sami zobaczcie na zdjęciach, a najlepiej to wybierzcie się tam osobiście.




Ekipa konkretna, ale i tak brakowało tu mojego Rowerzysty. Ktoś jednak musiał pilnować Michałka ;). Ciekawe kiedy będziemy kręcić razem.



W dolnych częściach trasy napotykamy wypasające się krowy i właśnie wtedy gdy zjeżdżałam w dół pojawił się pomysł, że wpis będzie mieć tytuł "Enduro na pełnym wypasie". Oczy trzeba było mieć szeroko otwarte żeby nie trafić na jakieś nie miłe niespodzianki w postaci "placków". 



Na koniec miało być ognisko, ale czas nas trochę gonił i trzeba było z tego pomysłu zrezygnować. Kiedy dotarłam na parking gdzie mieliśmy zostawione samochody trwała ożywiona dyskusja kolegów na temat tego kto w co wjechał :D Chyba jako jedyna nie zważałam na to uwagi i po prostu cieszyłam się, że mogłam spędzić ten dzień na rowerze.



Kiedy tylko wsiadam  na rower czuję się całkowicie wolna. W momencie gdy przekraczam próg domu tryb matka odpala się automatycznie. Byłam tak stęskniona za Misiem, że nawet jakby spał to bym go obudziła :D  

Jeżeli tylko szukacie pomysłu na to jak spędzić dzień to chyba już wiecie jaki wybrać kierunek! Na pewno nie pożałujecie!

Więcej informacji na temat tras znajdziecie na FB na stronie
Singletrails Lechnica


Zapraszam jeszcze na wpis z mojego wcześniejszego wypadu: 
Trance Elegance czyli Enduro w Lechnicy

Pozdrawiam
Kamila :)

wtorek, 22 grudnia 2015

Jasna Chopok czyli otwieramy sezon narciarski i czekamy na więcej śniegu :)

Jeżeli wstaje o godzinie 04:30 z własnej woli to znaczy, że coś się będzie działo, ale po kolei :). Kilka dni temu jeden z moich znajomych napisał czy jedziemy na narty - nie było się nad czym zastanawiać bo tak niezła oferta nieczęsto się zdarza. Na stronie groupon.com pojawiła się tak atrakcyjna oferta, że od razu z M. sięgnęliśmy po telefony i szybka akcja po znajomych kto jedzie :D Czasu do namysłu nie było! Trzeba było działać natychmiast :) Ku mojej radości oboje mieliśmy wolną sobotę co nie często się zdarza.

Pewnie się zastanawiacie co to była za oferta :D Macie jeszcze chwilę żeby zrobić tak szybką akcje jak my - https://www.groupon.pl/deals/gl-najwieksze-osrodki-narciarskie-w-tatrach


Moja pierwsza reakcja - wow :)
Z niecierpliwością oczekiwałam na ten wyjazd zastanawiając się czy pamiętam jak się jeździ na nartach :). W piątek wieczorem zaraz po powrocie do domu zabrałam się za pakowanie oraz smażenie kotletów :D Porządne kanapki na taką wyprawę muszą być obowiązkowo.


Otwieramy sezon :D
Nastawiając budzik zawsze obliczam ile mogę pospać. Czasu było nie za wiele bo raptem niecałe 5 godzin, ale o dziwo wstałam bez żadnego problemu. Ogarnęłam wszystko i po cichu żeby nikogo nie budzić wymsknęłam się z domu.


Pod domem zbiórka. Pojechaliśmy na dwa samochody. W sumie byłam ja i 5 narciarzy/deskarzy :D. Po drodze jeszcze trochę pospałam, a tuż po 8 byliśmy na miejscu. W kasie odebrałam tymczasowy skipass, a ten mój ma dopiero dotrzeć  pocztą.



Jasna Chopok to największy ośrodek narciarski na Słowacji znajduje się w Niżnych Tatrach, które są częścią Parku Narodowego. Miłośnicy białego szaleństwa mają tu do dyspozycji ponad 49 km idealnie przygotowanych tras zjazdowych o różnym stopniu trudności z nowoczesnym systemem naśnieżania (o długości ponad 30 km).
Dzięki temu szusować tu mogą zarówno początkujący, jak i zaawansowani narciarze oraz rodziny z dziećmi. Na Chopoku działa 30 wyciągów i kolejek linowych, które są w stanie przetransportować ponad 30 000 osób na godzinę.



Od razu zabraliśmy się za jazdę. Na początek jakieś niższe wyciągi, a później na sam szczyt Chopok (2014m). Chmury w które dosłownie się wjeżdżało na nartach robiły niesamowite wrażenie. Zjeżdżając niżej ukazywały się równie piękne widoki.
 

Oczywiście jak to z pierwszą jazdą w sezonie musiałam się trochę oswoić. Nie brakowało też wywrotek. Potrafiłam przejechać z 10m na brzuchu. Tak stromo było, że nawet nie było jak się zatrzymać. Reszta ekipy wariowała na całego :) Warunki całkiem dobre, ale już w godzinach popołudniowych zrobiło się sporo muld i lodu na trasach.



Niestety każdy widzi zima jest jaka jest więc nie wszystkie trasy były dostępne. Mimo wszystko jestem pod ogromnym wrażeniem tego wyciągu i mam zamiar tam wracać częściej. Udało się nam, że za karnety płaciliśmy 43 zł - za cały dzień jazdy od 8:30 do 15:30 to grzechem byłoby nie skorzystać. Chociaż po tym wypadzie stwierdzam, że byłabym skłonna zapłacić nawet te 130 zł bo wiem, że będzie to dobrze spożytkowane. 



Jeżeli dalej się zastanawiacie czy warto jechać to przeglądajcie dalej zdjęcia. Tak naprawdę ten wpis to tylko taka mała namiastka. Chyba w życiu nie widziałam piękniejszych widoków na żywo. Chociaż na Babiej Górze kiedyś też były niezapomniane - polecam zobaczyć :)
http://camilla14a.blogspot.com/2014/12/babiogorski-zawrot-gowy.html



Będąc w takich miejscach zawsze fascynuje mnie jak to wszystko powstało, od jak dawna działa itd. Wszystkie odpowiedzi na nurtujące mnie pytania znalazłam w muzeum Kolei Linowej VON ROLL, które działa na południowej stronie Chopoka.


Kawałek historii.


Po całym dniu spędzonym na nartach odczuwałam już lekkie zmęczenie, ale i też głód. Po drodze wstąpiliśmy do Spytkowic na małą ucztę - żartuje wcale nie była taka mała :D. W samochodzie już padałam z braku sił. Dzień wykorzystany maksymalnie jak tylko się dało. Oby więcej takich było :).



Nie wiem czy ktoś dotarł do tego miejsca jak tak to dziękuje i mam nadzieję, że nie zanudziłam, a wręcz namówiłam na taki wypad :)









Pozdrawiam
Kamila :)

sobota, 19 grudnia 2015

Mała zapowiedź :)

Mała zapowiedź kolejnego wpisu :D

Uwielbiam to uczucie zmęczenia po takim dniu jak dzisiaj :)

Najwyższa pora wyciągać narty. Polecam wcześniejsze wpisy w zakładce "Skitury", a kolejny już niebawem!!!

http://camilla14a.blogspot.com/search/label/skitury





Pozdrawiam
Kamila :)

czwartek, 29 października 2015

Minčol w Górach Czerchowskich - kolejny szczyt zdobyty :)

Niektórzy ludzie z utęsknieniem czekają aż będzie weekend. Ja zazwyczaj czekam na poniedziałki bo dla mnie to czasem taki początek "weekendu". Całą sobotę i niedzielę spędziłam w pracy - spoglądając przez okno myślałam sobie o tych, którzy ruszyli na rower. Taka pogoda - nic tylko pozazdrościć :).

W niedzielę późnym wieczorem zapadła decyzja, że jedziemy na Słowację. Tuż po północy miałam już wszystko przygotowane do jazdy. Na sen za wiele czasu nie pozostało, ale zawsze to coś. O godzinie 6:00 wyjechaliśmy z Limanowej do miejscowości Šarišské Jastrabie. Po drodze zaopatrujemy się w jakiś prowiant, śniadanie na parkingu, a następnie na rower :).


Przekraczamy granicę.
Naszym celem jest Minčol (1157 m) – najwyższy szczyt Gór Czerchowskich, który należy do Korony Beskidów - jest  to pasmo górskie w Beskidach na Słowacji. Długość pasma wynosi 29 km, maksymalna szerokość – 17 km. Od północnego zachodu Góry Czerchowskie na krótkim odcinku graniczą z polskim Beskidem Sądeckim, od północnego wschodu i wschodu – z Pogórzem Ondawskim, od południa – z Kotliną Koszycką, od południowego zachodu – z Bachureniem, od zachodu – z Górami Lewockimi.



Na początku trasy spotykamy trochę ludzi, którzy udawali się do pracy i radzili nam którędy będzie łatwiej wyjechać. Nam jednak nie chodziło o to żeby jechać asfaltową drogą. Wkraczamy na żółty szlak. Szerokie drogi, większość do wyjechania chociaż czasem trzeba było popchać rower. Pogoda nie była może wymarzona, ale też nie było powodów żeby narzekać :). Kurtka awaryjna w plecaku jednak musiała być - chociaż i tak jej nie użyłam.

Trochę zjechaliśmy ze szlaku i dotarliśmy do prawosławnej kapliczki.
Jadąc nie mogłam się nadziwić jaka jesień jest piękna. Mam wrażenie, że dawniej chyba takich rzeczy nie dostrzegałam :).

Nerwusek :)

Tak naprawdę mogłabym jechać gdziekolwiek byleby razem :)

Przepis na idealny dzień :)

 Na Przełęczy pod Mincolem ktoś postanowił zostawić buty.

Przełęcz pod Mincolem.

Po niecałych 3 godzinach Minčol został zdobyty. Wybierając się na Słowację zawsze kupuje sobie jednodniowe ubezpieczenie w góry - koszty ewentualnej akcji ratowniczej są ogromne. Tym razem było już za późno żebym mogła to gdzieś dostać -telefonicznie niestety nie udało się załatwić. 
Razem z M. stwierdziliśmy, że nie ma co ryzykować i zrezygnowaliśmy z dalszej jazdy. Pogoda też jakby się trochę pogarszała.


Na szczycie wznosi się betonowy obelisk, na którym widnieją herby trzech miast – siedzib powiatów, których granice stykają się na wierzchołku Minčola: Bardiowa, Preszowa i Starej Lubowli. Czwarta tablica upamiętnia XXVI zlot słowackich turystów w 1979 r


 W dół zjeżdżaliśmy niebieskim szlakiem. Widoki dookoła niesamowite. Te wszystkie odcienie jesieni trochę przypominały mi krajobraz Bieszczad.

Zjazd z Mincola.

Dywan liści :)
Po zjeździe z Mincola docieramy nad jakąś miejscowość. Tam jeszcze trochę krążymy po okolicznych pagórkach.




Końcowy odcinek pokonujemy asfaltem i po około 18 km docieramy do samochodu.

Ciekawe "hopki" :D
 Jadąc samochodem podziwiam widoki i gdzie się da pstrykam zdjęcia :)

Po drodze mijamy ruiny zamku.
Dzień był jeszcze długi więc szkoda go zmarnować. Pojawiają się pomysły żeby wyskoczyć na rowerze na Radziejową - szczyt w Beskidzie Sądeckim lub może na basen. Obie propozycje chociaż bardzo kuszące to nie przypadły mi jakoś specjalnie. Powiecie, że jestem nienormalna, ale dawno nic nie remontowałam i stwierdziłam, że tego mi właśnie brakuje. Manewrowanie taczkami i wywożenie gruzu też może być całkiem satysfakcjonujące wbrew pozorom :).


P.S. W Górach Czerchowskich już kiedyś byłam :). To właśnie tam "skasowałam" swój pierwszy kask. 

Więcej poczytacie tutaj: http://camilla14a.blogspot.com/2014/04/cergov.html 

Pozdrawiam
Kamila :)