Ostatnie deszczowe dni nie były zbyt zachęcające do jazdy na rowerze...ale na szczęście wyszło już słońce więc można trenować :)
W środę pojechałam w kierunku Walowej Góry przy okazji odwiedzając Babcie, następnie Bałażówka i zjazd na Koszary.. Cała trasa była asfaltowa, ale traktowałam to jako rozgrzewkę przed wieczorną wyprawą. Chwila odpoczynku w domu...właściwie to się nie zmęczyłam, no ale coś zjeść wypadało :) Dodam, że w okolicach Limanowej są trzy góry, na których znajdują się białe krzyże jeden z nich jest właśnie na Bałażówce. Będąc tam pomyślałam, że może bym się jeszcze wybrała na kolejny...i tak oto znalazłam się na Miejskiej Górze. ( trzeci krzyż na Paproci). Kiedy wróciłam do domu na liczniku było 35 km więc jeszcze stwierdziłam, że pojadę z Bratem na Pasierbiec żeby było 40 km. Jadąc pod górkę już momentami nie miałam sił, ale nie będę się wycofywać z własnego pomysłu.
Dzisiaj postanowiłam, że o równej 15:00 jadę w kierunku Makowicy i na Górę Kamionna. Żałuję, że nie zabrałam aparatu bo na niebie były niesamowite chmury. Kiedy zatrzymałam się żeby odpocząć i podziwiać widoki...już chcę ruszyć, ale coś nie mogę. Przykleiłam się butem do asfaltu bo tak było gorąco :D Po 50 minutach jazdy pod górę dotarłam na wyciąg narciarski. Już tyle razy tam byłam, ale widoki za każdym razem zachwycają :) ale wróćmy na ziemię... zakładam kask, sprawdzam czy wszystko zabrane i jazda w dół na Pasierbiec i Walową Górę. Wracam do domu, a Brat do mnie czy idę na rower. Chwila zawahania bo przecież planowałam skosić trawnik, ale trawnik nie ucieknie. W sumie w 4 osoby pojechaliśmy na Sarczyn i Miejską Górę. Trasa na Sarczyn była bardzo błotnista, ale uparłam się żeby wyjechać. Chociaż momentami trzeba było zejść i popchać bo inaczej można było utknąć w błocie. Jadąc z tej góry miałam wrażenie, że ręce to mi odpadną od hamowania...ale jak widać nic im nie jest bo właśnie piszę :) Na rowerze dzisiaj spędziłam prawie 4 godz i zrobiłam 41 km. Jestem zmęczona, ale szczęśliwa :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz