wtorek, 31 marca 2015

Wiosenne enduro w Paśmie Cietnia - nowa trasa na blogu :)

W środę 25 marca razem z M. wybraliśmy się na Pasmo Cietnia. Nie wiedziałam nawet, że takie istnieje, a jak się okazuje jest bardzo fajne do jazdy na rowerze. Samochód zostawiliśmy w miejscowości Szczyrzyc. Jest to mała wieś, która ma bardzo ciekawą przeszłość. Znajduję się tutaj opactwo cystersów, które od ponad 750 lat istnieje nie przerwanie na ziemiach polskich. Tuż obok w przy klasztornym muzeum możemy zobaczyć ciekawe eksponaty. Nie wątpliwie najbardziej cenna jest XIX-wieczna kopia mapy z Ebstorf -jest to średniowieczna mapa świata namalowana na 33 zszytych kawałkach pergaminu w dodatku jedyny egzemplarz w Polsce. Historia cystersów nierozerwalnie wiążę się z historią piwa produkowanego w klasztorach od 1688 roku. Stare kroniki opactwa podają, że cystersi w Szczyrzycu produkowali napój z ziarna palonego, cykorii i chmielu kojący w postaci, która miała nazwę cerewizji. Niskoprocentowe piwo warzone było w oparciu o specjalną recepturę.

O Szczyrzycu można by jeszcze dużo pisać, ale jedziemy dalej. Naszym pierwszym szczytem do zdobycia jest Ciecień (829 m) jest to najwyższy szczyt w paśmie Cietnia. Tutejsze lasy były ulubionym miejscem polowań króla Władysława Łokietka. Przez spory odcinek wyprowadzamy rowery ponieważ jest bardzo stromo. Ubrania w wersji zimowej lądują szybko w plecaku :D Po pól roku debiut i nasze blade nogi łapały pierwsze promienie słońca. Tuż przy szczycie było jeszcze trochę śniegu.



Ciecień jest całkowicie zalesiony, jednak z odkrytych, leżących przy szlaku turystycznym poniżej lasu terenów widać doskonale wzniesienia Beskidu Wyspowego. Najlepszy widok jest z polanki paralotniarzy na zachodnich stokach Ciecienia, nad Wiśniową. Ostatnio Ciecień stał się ulubioną górą paralotniarzy, a w leżącej u jego podnóży Wiśniowej urządzane są coroczne ich zjazdy i pokazy

Modrzewiowy las :)

Naszym następnym celem jest Księża Góra, na której znajduje się ołtarz oraz krzyż. Kiedyś byta tutaj także drewniana wieża widokowa. Widok z niej obejmował cały horyzont, ale podrastające drzewa oraz dwa wierzchołki pobliskiego i wyższego Ciecienia przesłaniały część widoków. Szczególnie dobrze widoczne z wieży było Pasmo Lubomira i Łysiny. Poniżej szczytu na niewielkiej polance, przy niebieskim szlaku, na odcinku od Księżej Góry do skrzyżowania z czarnym Szlakiem ze Szczyrzyca znajduje się kapliczka z 1869. Od wrześniu 2013 roku wieża widokowa była nieczynna, groziła bowiem zawaleniem, w 2014 r. została rozebrana. I tym oto sposobem pozostało mi tylko zobaczyć to na starych fotografiach.




Na szczycie Księżej Góry.
Kapliczka z 1869 roku.
Pogoda naprawdę nam dopisała :)
Kolejne miejsce do zobaczenia to Diabli Kamień we wsi Krzesławice. Jest pomnikiem przyrody nieożywionej. Ma 55 m długości, 12 m szerokości i 17-25 m wysokości. 

Skąd ten ogromny kamień się tutaj wziął? Z miejscem tym związana jest dość przewrotna legenda o tym jak powstał klasztor w Szczyrzycu.

 Miejscowy grajek wracał z wesela i spotkał po drodze diabła, który w zamian za grę obiecał mu cały wór złota. Grajek podpisał cyrograf i przygrywał diabłu do tańca. Otrzymał obiecaną nagrodę. Jednak bał się, że tak ogromny skarb wzbudzi podejrzenia u jego żony, która w ten sposób dowie się, że zaprzedał duszę. Udał się więc do pobliskiego Szczyrzyca i przekazał złoto na budowę klasztoru.
W tym czasie diabeł powrócił na Łysą Górę, nieświadomy tego, do czego wykorzystano jego złoto. O wszystkim dowiedział się od czarownicy. Rozwścieczony postanowił zniszczyć klasztor. Chciał zrzucić na niego ogromny głaz.
Jednak zakonnicy dowiedzieli się o planach diabła i polecili siebie i klasztor opiece Matki Bożej. To Ona sprawiła, że głaz zaczął diabłu tak ciążyć, że w końcu nie był w stanie dalej go transportować i zmuszony został do porzucenia go 3 kilometry od klasztoru.



Na kamieniu podobno odciśnięte jest czarcie kopyto. Nie widziałam co prawda, ale odbiłam tam swoje kopytko :D 




Pod Diabelskim Kamieniem znajduje się pustelnia rozmiarze ok. 2 m x 2,5 m. Mieszkał tutaj kiedyś pustelnik z klasztoru cystersów. Spał w otwartej trumnie, hodował pszczoły, kozy i codziennie chodził do klasztoru w Szczyrzycu na mszę i obiad. Obok jego pustelni stała niewielka kaplica pod wezwaniem Matki Boskiej Niepokalanie Poczętej i szopka dla kóz. Pod lasem znajduje się jeszcze kaplica św. Benedykta. Pustelnik chętnie rozmawiał z turystami wypytującymi o szczegóły jego życia. Był to pobożny i życzliwy ludziom człowiek. Po jego śmierci w 1992 jeszcze przez jakiś czas, ale tylko okresowo mieszkał w pustelni do 1997 inny zakonnik ze Szczyrzyca.
Niestety od czasu wyprowadzenia się pustelnika kapliczka i pustelnia znajdujące się na prywatnym terenie niszczeją.Wszystko to są obiekty drewniane, wybudowane w 1886 staraniem pustelnika Antoniego Rapa. Prowadzi obok nich małopolski szlak architektury drewnianej.



To jeszcze nie koniec opowieści. Jak M. pokazał mi w oddali kolejny szczyt, który mamy zdobyć to stwierdziłam, że jedna kanapka to za mało dla takiego głodomora jak ja. Grodzisko (618 m) niewysoki, ale dający niezły wycisk szczyt  :).



:)
Jeszcze przed I wojną światową prowadzono tam badania archeologiczne (w późniejszych czasach również). Stwierdzono, że istniało tutaj grodzisko już w czasach kultury łużyckiej, zamieszkiwane przez Celtów. Stworzyło ono podstawy do rozwoju grodu w Szczyrzycu. Znaleziono tu broń, narzędzia, i naczynia gliniane pochodzące z V w p.n.e. W czasach pierwszych Piastów wzniesiono na jego miejscu zamek szczyrzycki, będący jedną z najpotężniejszych budowli obronnych ówczesnej Ziemi Krakowskiej. Mury układane były z kamienia bez użycia zaprawy murarskiej. Spalony został w drugiej połowie XIII w. podczas najazdu  Tatarów na Polskę (prawdopodobnie w 1287 r.). Później już nie został odbudowany. Dostrzec można jeszcze wały obronne i fosy (obecnie są to tylko pokryte glebą i porośnięte lasem spiętrzenia terenu) oraz resztki bramy.

Na szczycie Grodziska.
Trochę historii było, a teraz coś z punktu widzenia rowerzystki. Trasa bardzo przyjemna, czasem jednak wymagająca sporego wysiłku zwłaszcza przy pchaniu roweru pod gorę. Zjazdy genialne. Najbardziej podobało mi się ukształtowanie terenu na Grodzisku. Różne hopy i wzniesienia wręcz idealne miejsce do zorganizowania zawodów MTB.


Zjazd z Grodziska :)
Jadąc już drogą asfaltową po drodze napotkaliśmy takie "coś". Nie wiem jak to nazwać, ale sztuka nowoczesna przy tym może się schować :D.



Tutaj mapa całej opisywanej trasy. Mam nadzieję, że Wam się spodobało. I oczywiście polecam się wybrać.



Pozdrawiam
Kamila :) 

czwartek, 26 marca 2015

"Wiosna, ach to Ty" - Turbacz na skiturach :)

W sobotę 21 marca trzeba było uczcić pierwszy dzień wiosny. A jak? Oczywiście na sportowo. Zaraz po mojej zmianie w pracy przyjechał po mnie Wujek M. i zabrałam się z jego ekipą na Turbacz. Znaczy wprosiłam się :D Droga samochodem do Ochotnicy dłużyła się nie miłosiernie więc ucięłam sobie drzemkę. Na miejscu czekaliśmy na resztę ekipy i około 9 rano ruszyliśmy na Turbacz (1310m). Na początku przeprawa przez potok, a następnie stromym zboczem w górę. M. mówił mi, że to będzie raczej spokojna wycieczka... była tak spokojna, że ledwo nadążałam "szurać" nartami :D. Po wyjściu nie mogliśmy się oprzeć i zaraz szybki zjazd, a następnie znów w górę. Tym razem już do celu, a przebieg trasy wyglądał następująco: Forendówki -Wierch Znak - Polana Sucha - Kiczora - Turbacz (schronisko) - Kiczora - Stus - zjazd polaną Fiedorówka do górnej części doliny Furcówki - podejście na polanę Suchą - zjazd przez Znaki i naszą poranną polanę do doliny Forendówki. Pod koniec wycieczki zrobiliśmy małe ognisko czyli coś bez czego nie może obejść się żadna większa wyprawa :) Warunki pod względem śniegu były trudne ponieważ jest coraz więcej miejsc gdzie śnieg zaczyna topnieć.

Pokonaliśmy około 19 km. Trasa raczej należała do spokojnych więc początkujący narciarze bez problemu dadzą sobie radę. Po drodze bardzo ładne widoki :). 

Po tym całym weekendzie, który zaczęłam już w piątek byłam tak padnięta, że w niedzielę nie kiwnęłam nawet palcem :D
 
Przeprawa przez potok jedna z trzech w tym dniu.
Krótki odpoczynek.
Ekipa prawie w komplecie.

Schronisko PTTK na Turbaczu.
Turbacz zdobyty :)
Zdejmowanie fok i jazda w dół :)
Jest OK :D

:):)
 
Pozdrawiam
Kamila :)

wtorek, 24 marca 2015

Narty w kąt, rower w ruch - Kamionna :)

W piątek po powrocie z Babiej Góry narty poszły w kąt, a rowery poszły w ruch. Namówiliśmy B., który jest strasznie oporny na spontaniczne decyzje, ale i tak go lubimy i  pojechaliśmy na szczyt Kamionna. Ostatnio tam byłam sama, ale pokręciłam drogi. Tym razem miałam przewodnika więc udało nam się zjechać naprawdę super zjazdem. W jednym miejscu gdzie teren się trochę obsunął utworzyło się małe jeziorko. Mam zamiar kiedyś tam popływać :D. Na szczycie jeszcze trochę śniegu jest, ale na trasie gdzie jechaliśmy zostały już śladowe ilości. B. udowodnił nam, że jego rowerowe buty nie przemakają i przez chwilę stał  w potoku. Chyba rzeczywiście nic się im nie dzieje skoro odważył się tam wejść. Odkryliśmy sporo ciekawych tras, o których nawet nie wiedzieliśmy, że mamy tak blisko. Wyjechaliśmy przy głównej drodze w miejscowości Młynne. Następnie do domu,a później na nockę do pracy...oczywiście tak wyszło, że zabrałam ze sobą cały sprzęt narciarski na kolejny dzień :D Jak szaleć to szaleć :)

Rokuś i Nerwus :D
Spotkanie na szczycie :)
Nie wiem jaki dać podpis pod tym zdjęciem :D
:)

Ekipa :)
Zjazd po wyciągu narciarskim.

Test butów rowerowych.
Beee :p


Takie niespodzianki w środku lasu.
Bez trzymanki :D
Prawie jak Path Finder :)

Pozdrawiam
Kamila :)

poniedziałek, 23 marca 2015

"Dane nam było, słońca zaćmienie. Następne będzie, może za sto lat..." - Babia Góra :)

Ostatnio trochę męczyła mnie choroba. Na szczęście poczułam się już na tyle dobrze żeby zacząć działać :). W piątek po niespełna 4 godzinach snu już pobudka i tuż po godzinie 5 wyruszyliśmy w drogę. Nie pokonaliśmy nawet 5 km kiedy przejęłam kierownicę, a M. poszedł spać. Naszym celem było zdobycie Babiej Góry (1725). O godzinie 7 spotkaliśmy się na parkingu w Przywarówkach z M. i ekipa była już w komplecie. Przez krótki odcinek niesiemy narty, ale zaraz wkraczamy na szlak. M. zabrał do testowania swoje nowe nabytki...jedna narta waży chyba tyle co moje dwie :D. Zaczyna się robić gorąco więc kurtki szybko lądują w plecaku. Ile ja się nakombinowałam jak mam zamocować kask...w końcu się zorientowałam, że przecież mam specjalną siatkę na to :).



Po jakiejś godzinie marszu zrobiliśmy sobie przerwę na posiłek. Z nowymi siłami ruszyliśmy dalej.


A im byliśmy bliżej szczytu tym widoki były coraz piękniejsze. Chyba mam szczęście do Babiej Góry bo byłam tutaj drugi raz w życiu i pogoda idealna. Z tego co słyszałam, to zawsze tam strasznie wieje.





Na szczycie Babiej Góry byliśmy tuż po godzinie 10:00...dla mnie to jakaś bajka biorąc pod uwagę, że czasem potrafię do tej godziny spać, a tutaj tyle niesamowitych rzeczy można już zrobić :). Czasem kiedy wstaję całkiem z rana lub w nocy to pierwsza myśl, że jak tylko wrócę to idę znowu spać....zazwyczaj na planach się kończy bo jest tyle rzeczy do zrobienia, że szkoda czasu :)







20 marca było zaćmienie słońca. Widziałam tylko początkowy etap. Niestety musieliśmy się trochę śpieszyć bo M. musiał pędzić do pracy.



Zjazd z Babiej Góry....coś pięknego. Przez cały sezon nabrałam trochę większej pewności na nartach. Warunki też były całkiem w porządku. Ogromne przestrzenie więc można było szusować gdzie tylko się zapragnie.



Kiedy po raz pierwszy schodziłam tym żlebem to byłam zafascynowana jak ktoś tu może zjechać. Chyba trzeba mieć spore doświadczenie żeby się odważyć :D Ja wyboru nie miałam bo jak się jest z M&M to mnie biorą na najbardziej hardkorowe zjazdy :D Za co oczywiście jestem im bardzo wdzięczna :). Momentami nie było mnie widać, ale było słychać trzask łamanych gałęzi...to znaczyło, że jadę i wszystko jest dobrze :)




To była zdecydowanie najlepsza wycieczka skiturowa w tym sezonie :)



Po zjeździe byłam tak zachwycona, że chciałam iść jeszcze raz...Niestety M. obtarły buty i nie było szansy żeby to powtórzyć. Tak mi się tam spodobało, że  w tym sezonie muszę tam jeszcze wrócić. Po powrocie do domu trochę zaspana przesiadłam się na rower. Świeże powietrze sprawiło, że jednak szybko ożyłam, ale o tym w następnym wpisie... :)


P.S. Pod tym linkiem znajdziecie relację z mojego pierwszego wyjścia na Babią Górę. Zapraszam :) http://camilla14a.blogspot.com/2014/12/babiogorski-zawrot-gowy.html

Pozdrawiam
Kamila :)