czwartek, 31 grudnia 2020

Kamila i jej rower - podsumowanie roku 2020 :)

Koniec roku to dobry czas na wszelkiego rodzaju podsumowania. Tradycyjnie jak co roku na moim blogu też ono się znalazło. W tym roku było mnie tutaj znacznie mniej, ale to nie znaczy, że nie myślałam o moich Czytelnikach. Dziękuje Wam za to, że jesteście tutaj nadal. Dajcie mi solidnego kopniaka do działania w 2021! 


Zapraszam Was do małej lektury. Dobra nie taka mała, ale nie chciałam żeby mi umknęły niektóre rzeczy bo lubię po jakimś czasie wrócić do tych wpisów i zobaczyć co się działo w danym roku. 

Początek roku 2020 był gruby... spędziłam go w dwupaku :)

W oczekiwaniu na...:)

Jak tylko były siły to starałam się spędzać ten czas aktywnie do samego końca. Rwa kulszowa tego nie ułatwiała, ale w żółwim tempie toczyłam się do celu.

Ostatnie tygodnie w dwupaku.

Aż pewnego dnia na świecie pojawił się On. Chłopiec, który na początku nie miał imienia. Moje serce mówiło od kilku miesięcy Ignacy i wszystkie znaki za tym przemawiały, ale niestety nie wszystkim to odpowiadało. Po wielu sporach i kilku innych imionach w międzyczasie zapadła decyzja...

Mój świat :)

Szymon będzie mieć na imię :) Ciekawe co też z niego wyrośnie? :)

Szymcio :)

Michałek tym samym zyskał miano starszego brata :)

Rodzina jak z obrazka, ale nie zawsze jest tak kolorowo :)

W domu zrobiło się jeszcze głośniej niż było. Nie zliczę ile razy w nocy było wstawania i czasem gdy już miałam wszystkiego dość to ten widok o 4 nad ranem wszystko wynagradzał :)

Bracia :)

Wiadoma sprawa rower zeszedł na dalszy plan, ale jeszcze chwila zaczekajcie...Misiek tylko coś dokręci i zaczynamy :)

Talent po tacie :)

Jak tylko nadszedł odpowiedni dla mnie czas to ruszyłam na rower. Było go znacznie mniej niż do tej pory w moim życiu, ale wystarczająco żeby też nie zwariować. Oczywiście z braku czasu nie wszystkie relacje pojawiały się na blogu :)

Pierwsza jazda od dłuższego czasu :)

Dużo wycieczek było w samotności, ale to nie znaczy, że po drodze jakiś baran się nie napatoczył. 

Spotkanie na trasie.

Żeby nie tracić ani chwili wolnego czasu jazda była intensywna. Przebierałam nogami ile fabryka dała.

Droga prowadząca na Korab i Sałasz w Paśmie Łososińskim.

Były też wycieczki w babskim gronie, ale o Bąbelkach nikt nie pisnął ani słowem :)

Wyciąg narciarski Laskowa Ski i wypad z koleżankami.

Z widokiem na mój dom.

Kojarzycie tego gościa? Tak to On słynny M., który mi zawrócił kilka lat temu w głowie kiedy spokojnie jechałam sobie na rowerze. I sami widzicie co się podziało za ten czas. W tym roku 4 lata  minęły odkąd powiedzieliśmy sakramentalne TAK. Czasem mnie serdecznie wkurza, ale i tak go ogromnie kocham :)

Mąż :)

Babciom i Dziadkom, a także kochanej cioci D. też należą się podziękowania. Gdyby nie ich pomoc to o wspólnych wycieczkach z Mężem można śmiało by zapomnieć.

Wycieczka na Mogielicę :)

Jak za dawnych lat :)


W tym roku licznik pokazał trójkę z przodu. Nawet nie wiem kiedy to się stało i 30 lat zleciało. Łezka w oku się zakręciła bo gdy w domu mnie nie było to przyjaciele i rodzina spiskowali i huczną imprezę dla mnie wyprawiali.


Lata już nie te więc na E-bajku czasem warto przejechać się :)

Z widokiem na Tatry.


Dwa koła piękna sprawa, ale do plecaka nie wszystko się pomieści. W tym roku dużo kilometrów pokonałam samochodem. Pomimo, że prawo jazdy mam od dłuższego czasu to tak naprawdę dopiero moja praca mnie "zmusiła" do intensywnej jazdy. Przy dwójce dzieciaków nie ukrywajmy wygoda jest ogromna. Kiedy już uda się zapakować z całym "dobytkiem" i zostawić dzieciaki u dziadków to można pracować. Kto by pomyślał, że praca przyniesie mi tyle satysfakcji i radości. Dzięki niej poznałam wiele sympatycznych osób.

Pakujemy się na prezentację Thermomix :)


Było też sporo wycieczek z dziećmi, a że ręce mam tylko dwie bo Strażakowi często coś się pali i go nie w domu to musiałam coś wymyślić. Po wielu analizach i lekturach zapadła decyzja i przyczepka 3 w 1 w naszym domu się pojawiła. Nie pytajcie ile miejsca zajmuje w garażu. M. na początku z niej trochę szydził, ale raz dwa się do niej przekonał :)

Pierwsze przejażdżki na rowerze po okolicy :)

Wracamy z Korabu.

W drodze na Gorc chwila na odpoczynek :)

Gorc zdobyty 1228m. n.p.m. było ciężko, ale się udało. Ich najwyższy szczyt.

Była też konkretna wyprawa na rowerze w Beskid Niski. Gdybym jechała tylko z M. byłaby zapewne z kategorii normalna, a że z ekipą to było ekstremalnie. I na zdjęciu to wygląda słodko, ale nie dajcie się na to nabrać. To tylko fragment... Po przejechaniu pierwszych dwóch kilometrów myślałam, że zawrócimy do auta. Na szczęście sytuacja się unormowała (czytaj: mleko załatwiło sprawę) i było naprawdę super, a po drodze jeszcze ognisko :)

Beskid Niski :)

W tym roku z racji koronawirusa nasz ulubiony maraton na 100 km Kierat jak i wiele innych imprez zostało odwołanych, ale to nic. M. zorganizował dla mnie specjalnie bieg "Psikus". Kompas i mapa do ręki i w drogę :) 

Zaczynamy pierwszy międzynarodowy bieg na orientację Psikus. Liczba uczestników sztuk dwie.

Jeden z punktów. M. jak coś robi to profesjonalnie na całego.

Gdzieś w biegu :)

Ustawki rowerowe i jazda z ekipą? Proszę bardzo! Tylko zamień słowo rower na wózek, rowerek, hulajnogę i co tam jeszcze Ci przyjdzie do głowy :)

Żadna pogoda nam nie straszna :)

W miejscowym parku.


Zabawa nad rzeką :)

Pisząc podsumowanie roku 2020 nie może zabraknąć "TRUTUA". Jak jest traktor to jest wszystko dla mojego syna. Udało się nawet zdobyć kilka mniejszych górek na nim :) Oczywiście na wyprawach nie może zabraknąć ognisk.


Bunia zawsze dzielnie nam towarzyszy :)

Buniś :)

I żeby nie było, że jest tak kolorowo. Obawiam się, że w tym roku więcej czasu spędziłam jeżdżąc odkurzaczem, od którego to już jestem uzależniona. Chętnie przygarnę jakiś na testy...:) Nie muszę tego pisać, ale przy dzieciach jest dużo syzyfowej pracy, ale o tym pewnie doskonale sami wiecie. Pranie, sprzątanie czyli niekończąca się historia... Ale jeśli brudne dziecko to szczęśliwe dziecko to niech się brudzą :D
Mama i tak jest dumna...wszędzie sucho, a on wpadł do jednej jedynej kałuży :) 

Chlapku :D

Żeby znaleźć trochę wytchnienia od września stałam się dumną mamą przedszkolaka :) 


W drodze do przedszkola :)

Gdy nie mogliśmy znaleść Taty oczywistą sprawą było gdzie należy szukać. Nie zliczę ile razy już wychodząc z domu zawyły syreny i moje plany znikały w jednej chwili. 

Wspomaganie :D

W tym roku udało mi się zrobić kilka rzeczy w domu z czego się bardzo cieszę. Po 4 latach pojawiły się karnisze i zasłony więc jest czego pogratulować. Ta szybkość działania. Zrealizowałam również swoje marzenie, ale zdjęcia zachowam dla siebie.Tutaj tylko skrawek i pies jako element zaskoczenia gdyby ktoś się zastanawiał o co chodzi.

Jedno z moich marzeń zrealizowane :)


W tym roku również wystartowałam w charytatywnym biegu dla Stasia czyli syna mojego rowerowego kolegi. Wszystko odbyło się wirtualnie, a wystartowało około 4400 osób. Stasia w najbliższym czasie czeka operacja, a później rehabilitacja nóg: https://www.facebook.com/stasiusulkowski Na moim blogu już niejednokrotnie mogliście poczytać o losach tego dzielnego chłopca. Towarzyszył mi Szymcio i Bunia. 

Bieg dla Stasia :)

Jeśli chodzi o prowadzenie bloga to w tym roku zastanawiałam się czy jestem na etapie: kiedyś prowadziłam bloga, a może jeszcze na etapie prowadzę blog. Za punkt honoru postanowiłam sobie, że muszę zrobić ten wpis choćby nie wiem co bo jeżeli bym tego nie zrobiła to już później ten blog mógłby przestać istnieć. Zastanawiałam się co ja tutaj napiszę skoro większość czasu spędzało się w domu, ale jak tylko przeglądałam zdjęcia to stwierdziłam, że wcale tak źle nie było :) Wiem, że dla niektórych osób ten rok był bardzo ciężki. Miejmy nadzieje, że kolejny 2021 będzie zdecydowanie lepszy i tego Wam życzę :) 

W komplecie :)

Szczęśliwego Nowego roku 2021 życzy 
Kamila i jej Rodzina :)

P.S.

Rok 2020 zapisze się w kartach historii zapewne jako rok koronawirusa, ale oprócz tego było wiele innych spraw, które głęboko mi utkwiły w głowie i ciężko było przejść obok tego obojętnie. 

Tutaj dodam kilka linków do zbiórek jeżeli będziecie mieli ochotę, którąś wesprzeć będzie mi bardzo miło :)

Łukasz to mój kolega z ekipy rowerowej. Podczas wyprawy w góry uległ nieszczęśliwemu wypadkowi, ale pomimo tego nie traci optymizmu! :) Tak trzymaj Łukasz :) Zbiórka: https://zrzutka.pl/pvjdfk

Rita i Kasia - o tym wypadku głośno było w całej Polsce. Z Ritą od lat jeździłam na zawodach i mam nadzieje, że znowu tak będzie. Rita, Kasia walczcie dalej! Zbiórka:https://pomagam.pl/kasia_rita

Milena - dziewczyna z mojej rodzinnej miejscowości. Pomimo, że jej nie znam osobiście to śledzę losy na bieżąco. Lekarze nie dawali jej szans na wybudzenie się ze śpiączki, ale rodzina dzielnie o nią walczy i są tego efekty. Milena brawo! Zbiórka: https://zrzutka.pl/z8py9n

piątek, 31 lipca 2020

Witajcie w naszej bajce - poznajcie nowy pojazd! Thule Lite 2 :)

Dawno mnie tutaj nie było :). Przez ten czas nic, a nic nie próżnowałam. Dzieci i dodatkowa praca tak pochłaniają mój czas, że wieczorem padam i pisanie schodzi na dalszy plan. Czas spędzamy aktywnie od samego rana do wieczora. 

Kiedyś jeden z czytelników zadał mi pytanie. Jak ogarniamy wyprawy z dwójką dzieci...A kto powiedział, że my to ogarniamy? Wiecie na zdjęciach wszystko pięknie wygląda, a rzeczywistość pokazuje swoje. Zobaczcie jak sobie radzimy.

Kiedy miałam tylko jedno dziecko byłam niezależna bo pakowałam ekwipunek Michałka i jazda gdzie tylko dusza zapragnie. Byle jedzenie się zgadzało i można było zdobywać cały świat. Przez ten czas używałam wózek biegowy Thule Glide, a na co dzień Bumbleride Indie. Kiedy Michałek poczuł co to jest chodzenie na własnych nogach wózek poszedł w odstawkę i już myślałam, że do niego nie wsiądzie. Jednak jakiś czas temu postanowiłam zrobić eksperyment i na nowo go tam ulokować. Udało się! Ktoś pomyśli i z czego tu się cieszyć. Skoro chodzi to niech chodzi, ale prawda jest taka, że przy dwójce dzieci samotne wyjścia gdzieś dalej nie wchodzą w grę. Przecież dwóch wózków naraz nie zdołam pchać. Jeden wózek i niesienie starszego na rękach też nie wchodziło w grę. Zawsze musiał być ktoś do towarzystwa i pomocy. Na szczęście mam obok siebie takich wspaniałych ludzi.


Ostatnio razem z ekipą wybrałam się na spontaniczny spacer na pobliską górę. Jeden telefon z informacją, że idziemy tu i tu. Zbiórka o 10:00. Kiełbasa jest i ruszamy na ognisko. Naprawdę Matek nie trzeba na to długo namawiać. Rower zamieniłam na inne kółka, ale naprawdę spełniam się w tym macierzyństwie. Teraz jest bardziej na luzie i bez spiny :) Staram się cieszyć z każdego dnia. 


Kiedy stałam z tymi dwoma wózkami w tym miejscu postanowiłam, że tak nie może być!  Koniec z tym...Pamiętacie moje motto: "Kto chce - szuka sposobu, kto nie chce - szuka wymówki". I tak oto po wielu namysłach stwierdziłam, że kupuję przyczepkę biegową i oczywiście z mocowaniem do roweru. Po przeglądzie co rynek oferuje postawiłam na Thule. Już znalazłam świetną ofertę na olx, ale za długo się zastanawiałam czyli kilka godzin i okazja znikła. Na szczęście kilka dni później trafiłam na taką samą przyczepkę w jeszcze lepszej opcji :) Tutaj już nawet nie myślałam.Telefon w rękę chociaż wcale nie byłam do końca przekonana czy dobrze robię, ale stwierdziłam, że zaryzykuję. 


Tutaj możecie zobaczyć kilka zdjęć z naszej ostatniej wspólnej wycieczki na Szpilówkę. Niestety takie wypady teraz nie zdarzają się zbyt często ze względu na pracę.  O Szpilówce pisałam kiedyś na blogu. Naprawdę polecam na wyprawę z dziećmi i oczywiście na rower :) KLIK





Nie ma lekko, ale satysfakcja jest :)


Szymek zdobywa pierwszą wieżę widokową.


Wieża ma 30 metrów.


A ze Szpilówki wracamy na ziemię czyli moje tereny :) Od kilki dni mój mąż się ze mnie śmiał, że powinnam sobie ustawić status na fb: PODEKSCYTOWANA. W oczekiwaniu na... :) I jest! Wczoraj dotarł kurier z moją mega wielką paką. Akurat w tym czasie zbierałam się do pracy więc na szybko rozrywałam folię żeby jak najszybciej się tam dostać. Dla Szymka dodatkowo zamówiłam specjalny hamak, który można używać do 10 miesiąca życia.


Dzisiaj był nasz debiut. Ja, dzieciaki i pies. Specjalnie wybrałam trochę trudniejszą trasę żeby się sprawdzić czy uda mi się tam wyjechać. Momentami było ciężko, ale wystarczyła chwila żeby złapać oddech i można było iść dalej. Zresztą chciałam udowodnić mojemu M., że dam radę. Jak słyszę, że coś nie ma sensu i nie dam rady to właśnie to mnie jeszcze bardziej nakręca, a że lubię robić na przekór to sami wiecie. Przypomniało mi się jak startowałam w swoich pierwszych zawodach rowerowych. Na pożyczonym rowerze kilka dni wcześniej. Brat zapytał po co startuje jak i tak będę ostatnia. Wcale nie byłam, a do tego nawet było podium i wtedy wiedziałam już, że to jest "to". Teraz też wiem, że to jest właśnie "to" :). 


Idzie nowy miesiąc, a że lubię zaczynać coś od pierwszego to będzie to dla mnie dodatkowa motywacja do tego żeby wspólnie wychodzić gdzieś dalej i zdobywać góry już od najmłodszych lat. Czy przyczepka jest tylko moją kolejną "fanaberią" jak to określił M? Moja przyjaciółka, z którą dzisiaj maszerowałam powiedziała, że nawet nie przyłoży ręki do tego żeby mi pomóc w pchaniu. Oczywiście jej zabroniłam bo dla mnie też był to test czy jestem sobie w stanie sama dać radę z tym wszystkim. Chociaż jej pomoc zawsze jest dla mnie nieoceniona i wybawieniem to tym razem NIE!



To co? Zaczynamy nasz kolejny rozdział życia!

Pozdrawiam 
Kamila :)