środa, 31 grudnia 2014

Szczęśliwego Nowego Roku 2015 :)

W nadchodzącym roku 2015 niech spełnią się wszystkie Wasze marzenia, 
a każda kolejna chwila niech będzie dowodem na to, że życie naprawdę jest piękne:)


Łomnica - skiturowa wyprawa :)

W poniedziałek 29 grudnia razem z M.&M wybraliśmy się w Tatry na skitury. Po 15 minutach jazdy i myśleniu o bezpieczeństwie przypomniałam sobie, że zapomniałam kasku...więc w tył zwrot i do domu. Do miejscowości Tatrzańska Łomnica dotarliśmy około 9 rano. Przeraźliwy chłód, ale trzeba wysiadać z auta. Przy zakładaniu fok moje ręce zamarzły. Wyciągi chodzą intensywnie w górę, a my maszerujemy mijając się po drodze z innymi skiturowcami ( nie wiem czy tak to się odmienia? :P) w każdym bądź razie chodzi o ludków, którzy zamiast jechać wyciągiem wykorzystują swoje mięśnie :D.

Naszym celem jest Łomnica - drugi co do wysokości (2634 lub 2632 m n.p.m.) po Gerlachu (2655 m n.p.m.) wybitny szczyt Tatr położony w słowackiej części Tatr Wysokich. 

Pod górę idzie mi się całkiem dobrze :). Silny podmuch wiatru w pewnym momencie powoduje, że mnie aż wypina z nart :P Później problem żeby się wpiąć bo na takich stromych odcinkach nie mam jeszcze wprawy. Panujące warunki pozwoliły nam dotrzeć na Skalnaté pleso znajdujące się w wysokości 1751m w Doline Łomnickiej. Dalej już było za mało śniegu.

O ile pod górę mogę chodzić tak w dół jazda po lodzie mnie przeraża. Jechałam jak jakaś ostatnia sierota...na samym początku zaliczyłam glebę obrywając jeszcze od kogoś kijkiem w głowę, Nie bez powodu wracałam po ten kask ( Zresztą na Słowacji jest obowiązek jazdy w kasku). W końcu jakoś się pozbierałam :D Na prostych odcinkach kiedy wiem, że nie ma takiego nachylenia i nie wyjadę poza trasę jest ok. Muszę poćwiczyć zjazdy na jakimś wyciągu ponieważ narty na nogach miałam 3 lata temu.

Kiedy dotarliśmy na dół dylemat czy idziemy jeszcze raz...mrozik jednak nas trochę odstraszył :D Znaczy jedną osobę, ale nie mnie żeby nie było :D

Dziękuje M&M, za kolejny super wypad :)


http://www.vt.sk/pl/
Jeszcze długa droga przed nami :)








Najlepsi towarzysze wypraw :D
Chwila odpoczynku :)
Zdjęcie dla potwierdzenia wysokości :D
:)

 Pozdrawiam Kamila :)

sobota, 27 grudnia 2014

Wielki Chocz zdobyty :)

W sobotę 20 grudnia zerwałam się na równe nogi. Zaspałam...szybko wskoczyłam w przygotowane dzień wcześniej ubrania, wrzuciłam do plecaka wszystko co może się przydać...nie zapominając oczywiście o jedzeniu i o kotletach, które smażyłam w piątek późnym wieczorem :D. Godzina 4:30 ekipa zawitała pod mój dom. M.,A., i Pan K. :D. Ruszyliśmy do Mszany Dolnej gdzie czekał na nas zaspany M. 

Naszym celem był Wielki Chocz na Słowacji (Veľký Choč, 1608 m) - jest to najwyższy szczyt całych Gór Choczańskich w Karpatach Zachodnich.

Do miejscowości Jesenova dotarliśmy około 7 rano. Wszyscy trochę zaspani...jednak M. znalazł skuteczny sposób żeby nas wygonić z samochodu. Naszym oczom ukazał się Wielki Chocz. Początek trasy był bardzo błotnisty więc nasze buty szybko nabrały dodatkowej masy. Śniadanie na polance połączone z podziwianiem gór, które gdzieś w oddali przedzierały się przez mgłę. Czas wstawać...dawno nie wychodziłam po tak stromej górze. M. po drodze wypatrzył sobie żleb do zjazdu na skiturach...nie mam pojęcia jak tam się da zjechać. Im bliżej szczytu tym więcej śniegu, miejscami bardzo ślisko. Spotkaliśmy kilku turystów jednak nasza ekipa była najliczniejsza :).



Pod górę wychodziliśmy czerwonym szlakiem, a schodziliśmy zielonym.




Widoki po drodze.


Momentami było tak stromo, że trzeba było wspomóc się łańcuchami.
W końcu dotarliśmy na szczyt. Widoków nie mieliśmy praktycznie żadnych - wszystko pokryte mgłą. Ci co mają szczęście i trafią na dobrą widoczność mogą podziwiać widoki na całą Orawę, Tatry Zachodnie i Tatry Wysokie, na Liptów, Tatry Niskie, Wielką Fatrę i Małą Fatrę. 

Wielki Chocz zdobyty :)
Tablica z kierunkami gdzie jest jaka góra.
M. już sobie upatruję warianty zjazdów na przyszłość :)
Ekipa :)
Wygłupów nie brakowało :D
W oddali polana z Hotelem Chocz.
Po drodze zatrzymujemy się na chwilę na Średniej Polanie gdzie znajduje się duży szałas. Dawniej służył on przy wypasie owiec, a w tym momencie służy jako miejsce noclegowe dla turystów, którym do szczęścia wiele nie potrzeba :). Są tam dwa pomieszczenia. W jednym jest kilka ławek i miejsce na ognisko, a w drugim sypialnia. Można też spać na stryszku. Nad drzwiami wejściowymi wisi tabliczka „Hotel pod Choczem” i jak to w każdym hotelu bywa regulamin. Szałas nie ma właścicieli więc do turystów należy pozostawienie po sobie porządku. Naprawdę dobre miejsce jeżeli ktoś chce pochodzić po górach i przenocować by następnego dnia znów ruszyć na szlak.



Regulamin :)
Warunki chyba lepsze niż na moim kursie taternictwa jaskiniowego :D

M. wypatrzył na mapie, że w okolicy szlaku znajduje się jaskinia. Po tym jak zeszliśmy z trasy każdy udał się w innym kierunku by ją odnaleźć. Po 5 minutach była już znaleziona. Na początku trzeba się przeczołgać przez spory głaz, a w środku można już swobodnie wyprostować kości.







Po wyjściu z jaskini.
Wbrew wcześniejszym opadom deszczu to pogoda naprawdę nam dopisała :).





Po wyprawie umyliśmy trochę buty - kultura musi być :D



Wracając już do domu mijaliśmy Zamek Orawski, który uważany jest za jeden z piękniejszych zamków na Słowacji. Góruje nad miejscowością o nazwie Orawskie Podzamcze. Wznosi się na skale, 112 metrów nad lustrem rzeki Orawy. Położony jest niedaleko granicy Polski. Jako ciekawostkę dodam, że kręcono na nim jeden z odcinków serialu Janosik.

I tak oto przebiegła nasza wyprawa. Potwierdza się, że najlepsze wyprawy to nie te, które były planowane od tygodni, ale te spontaniczne :)



Mapka z trasy:


Pozdrawiam Kamila :)

środa, 24 grudnia 2014

Wesołych Świąt :)

Zdrowych,spokojnych świąt Bożego Narodzenia,
pełnych nadziei oraz miłości.
Pogodnego nastroju,
oraz najwspanialszych rodzinnych spotkań,
wśród rodziny i najbliższych przyjaciół :)


Życzy Kamila :)





 :)

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Choinka z szyszek - DIY :)

Opis z wyprawy musi jeszcze troszkę poczekać :)

Zawsze marzyłam o tym żeby mieć choinkę w pokoju. Najlepiej taką żeby się nie sypały igły, a mimo to była naturalna...no i sobie taką zrobiłam :D Dodam, że praktycznie takie same widziałam w galerii handlowej...cena powalała 160zł. Cenią się nieźle..., ale jak to mówią za sztukę się płaci :). Jednak Wy takich kosztów nie musicie ponosić bowiem dzisiaj będzie przepis na świąteczną choinkę.

 Co nam będzie potrzebne?

- Szyszki
- Susz zapachowy
- Styropianowy stożek
- Sztuczny śnieg
- Klej na gorąco
- Podstawka

Jak zacząć?

Do styropianowego stożka przyklejamy szyszki. Ważne żeby były całkowicie suche. Zaczynamy od samego dołu z największymi i stopniowo warstwami coraz mniejsze. Tak jak to widać na drugim zdjęciu. Z racji, że szyszki nie są idealnie równe to zostają czasem miejsca gdzie jest widoczny styropian. Nie wygląda to zbyt estetycznie dlatego w większe dziury przyklejałam szyszki z modrzewia, a mniejsze zaklejałam suszem zapachowym, który można kupić w kwiaciarniach czy nawet drogeriach. Na sam czubek dajemy najmniejszą szyszkę. W pierwszej wersji przykleiłam jedną ogromną ( Zapewniam Was, że wyglądało to średnio i zmieniałam :D). Na koniec użyłam sztuczny śnieg. Jako podstawkę można wykorzystać np. doniczkę.

Szyszkami z modrzewia można też obkleić styropianowe bombki, które bardzo fajnie prezentują się powieszone w oknie :)

Na żywo wyglądają o wiele piękniej :)









Jeżeli szukacie inspiracji na inne choinki to kliknijcie tutaj:
Choinka na kiju: http://camilla14a.blogspot.com/2013/11/choinka-diy.html
Choinka z piórek:  http://camilla14a.blogspot.com/2013/12/praktyka.html


Pozdrawiam Kamila :)