wtorek, 30 czerwca 2015

Kluszkowce - BIKE PARK :)

W niedzielę 21 czerwca mało brakło, a spędziłabym dzień na spaniu. Nocka w pracy więc do domu wróciłam ledwo żywa. M. dzwoni, że za chwilę będzie, a ja się waham czy jechać czy nie. Co ja będę robić cały dzień? Decyzja została podjęta w kilka minut i jazda :). Po drodze zgarnęliśmy jeszcze kolegę K. :) Nasz cel: Beskid Żywiecki. Będąc już w Rabce Zdrój rozpętała się ulewa...no nic zawracamy bo szkoda jechać na marne. Jednak co jakiś czas się przejaśniało więc wylądowaliśmy w Kamienicy u naszego znajomego K.  Jeden zjazd z miejscowej górki, a później padła propozycja żeby pojechać do Bike Parku w Kluszkowcach. Na początku byłam sceptycznie nastawiona, ale szybko dałam się przekonać :).


Ulewa...więc zmieniamy kierunek jazdy.
Okolice Kamienicy.
Kluszkowce  to  malownicza wieś zlokalizowana w dolinie potoku Kluszkowianka, w gorczańskim Paśmie Lubania. Kluszkowce już na początku XX wieku były popularną wioską letniskową. Od momentu powstania Zbiornika Czorsztyńskiego przeżywają prawdziwy najazd turystów. Nas jednak interesuje coś innego: góra Wdżar (767m). Nie jest być może jakaś wielka, ale ma bardzo wiele do zaoferowania: kolejka górska "Alpine coaster", park linowy, wyciąg krzesełkowy, ścieżkę edukacyjną. I oczywiście najważniejsze BIKE PARK :)

To wspaniałe miejsce dla wszystkich poszukujących mocnych wrażeń i sportowych wyzwań. Wszystkie trasy zaprojektowane są przez specjalistów i wykonane na największym poziomie, gwarantują wspaniałą zabawę zarówno dla stawiających pierwsze kroki w kolarstwie, jak również dla tych najbardziej zaawansowanych zjazdowców.



Joy Ride Bike Park to na chwile obecną sześć tras rowerowych:

  • Downhill
  • A-Line
  • Slopesyle
  • Pump Track
  • Maraton
To właśnie w tym miejscu odbywa się Festiwal Rowerowy JOY RIDE, o którym na pewno słyszeliście :)


W swoim żywiole :)
 Na początku nie wiedziałam jak mam założyć rower na wyciąg krzesełkowy na szczęście K. czuwał :). Wyjeżdżając na górę Wdżar towarzyszą nam piękne widoki na Jezioro Czorsztyńskie. Po chwili jesteśmy u góry. Poprawić tylko ochraniacze, które mam pierwszy raz na nogach i jazda. Trasy gładkie, idealnie przygotowane...zastanawiam się czemu nie byłam tutaj wcześniej? Jest genialnie :)


M. zrobił powrót do korzeni :D
 Co prawda moja jazda wymaga wielu poprawek. Zjechać zjadę, ale wiadomo, że nie jakoś perfekcyjnie pod względem technicznym. Muszę poćwiczyć gdzieś skakania bo jak M. widzi moje skakanie to aż się za głowę łapie ze strachu :D. Dobrze, że ja tego nie widziałam :)

Kiedyś to skoczę tylko jeszcze poćwiczę na czymś mniejszym :D
Drugi wyjazd wyciągiem narciarskim i znowu na inną trasę. Podoba mi się coraz bardziej. Niestety dopada nas deszcz i musimy się zbierać. Chociaż mi jazda w takich warunkach nawet by nie przeszkadzała. :)

Jest super :)
Na miejscu w Kluszkowcach znajduje się wypożyczalnia rowerów, ochraniaczy, kasków itp. Jednym słowem wszystko co jest potrzebne do jazdy znajdziecie tutaj :) 


Przegląd maszyn w wypożyczalni.
 Tak mi się to spodobało, że w pierwszej kolejności czas pomyśleć o jakiś ochraniaczach. Kask full face? Hmmm czemu nie :D

Taka "kurtka" na sezon? Czułam się w niej idealnie :)
Z wielkim smutkiem, ale musimy jechać... Muszę tutaj jak najszybciej wrócić :) 

 Pogoda była bardziej kapryśna niż ja. Gdybym nie pojechała to pewnie bym zaraz żałowała. Po takiej jeździe uśmiech z twarzy nie schodził. Zdaję sobie sprawę, że mistrzem jazdy to nie jestem, ale zabawa była przednia :)

I znowu deszcz...

Jeżeli chcecie spędzić dzień pełen wrażeń to koniecznie zajrzyjcie na stronę:
http://www.czorsztyn-ski.com.pl/

Pozdrawiam
 Kamila :)

piątek, 26 czerwca 2015

Dawno, dawno temu czyli bajka o "Królowej Enduro i siedmiu Rowerzystach" :) - 20.06.2015

Wcale nie tak dawno temu, za górami, za lasami wprost z Limanowej na Sądeckie szlaki ruszyła ekipa :D. Całkiem spora bo liczyła aż osiem osób :). Wszyscy spotkaliśmy się na parkingu w Rytrze i ruszyliśmy niebieskim szlakiem w kierunku Hotelu Perła Południa - w tym dniu rozgrywane były tam zawody biegowe. Na początku jazda po asfalcie, a następnie wkroczyliśmy na błotnistą drogę. Widząc w oddali, że Panowie zaczynają schodzić z roweru w duchu się zaśmiałam "Taki podjazd? Przecież tam na pewno da się wyjechać!" Kiedy samej przyszło mi się z nim zmierzyć już nie było tak kolorowo. Na wszelkie możliwe sposoby próbowałam tam ruszyć, ale można się było jeszcze bardziej zakopać w błocie.
 



Dolina Roztoki w Rytrze - Pomnik poświęcony partyzantom.
Podczas jazdy, której towarzyszyły nieustające rozmowy powoli za drzew wyłaniają się nieśmiało widoki Beskidu Sądeckiego. Będąc na Hali Konieczna czekamy aż cała grupa zbierze się w całości.

Na środku hali (od września 1971 roku) znajduje się niewielki obelisk na miejscu gdzie 24 czerwca 1944 roku zginęli trzej partyzanci z radzieckiego oddziału lejtnanta Aleksieja Botiana "Aloszy". W górnej części polany, obecnie zarastającej lasem świerkowym, znajdują się ruiny wielkiego pomnika o wysokiej konstrukcji metalowej w kształcie skrzydeł powstałego w 1971 roku.

Hala Konieczna (1030 m)
Przed nami spory podjazd. Do Przechyby zostało nam około 3 km. Po drodze obmyślam plan co sobie zjem jak już dotrę do schroniska. K. poleca pierogi ruskie :D




Widoki z Hali Koniecznej.
Była to moja druga wyprawa na platformach ( SPD przy tym rowerze zostało zlikwidowane) pod górę ciężko bo nogi nie "ciągną" w górę. Do tego jeszcze stłukłam kość piszczelową, że aż polało się trochę krwi...no niech to "JA CHCE SPD!!!".
Szlak narciarski na Przechybe.
Rozdroże pod Wielką Przechybą.
Po jakimś czasie całą ekipą docieramy do Schroniska PTTK na Przechybie. Swoją obecnością robimy sporo zamieszania :D Wchodząc do środka zastajemy całą zajętą salę. Zamawiam zupę pomidorową bo na to nie będę musiała długo czekać. Jednak taki talerz tylko zaostrzył mój apetyt i razem z kolegą W. idziemy jeszcze po pierogi. Nie wiem jak reszta mogła jechać na jakiś batonikach...ja bym już dawno padła gdyby nie ten obiad :) Wiem, że dużo piszę o jedzeniu, ale jestem strasznym głodomorem :D


Odpoczynek przy Schronisku :)
Widoki z Przechyby.
Pojedzeni zbieramy się z Przechyby i ruszamy w kierunku Radziejowej. W takim wariancie tej trasy jeszcze nie pokonywałam...tak mi się wydaje bo moja pamięć bywa zawodna. Zjazdy całkiem sympatyczne. Wiatrołomy, które tam dawniej zalegały na szczęście zostały już usunięte i można swobodnie jechać :).


Rozdroże pod Średnią Przechybą.
Po dłuższej chwili zdobywamy najwyższy szczyt Beskidu Sądeckiego - Radziejową. Ostatnio byłam tutaj w zimie na skiturach. Czerwony szlak, którym mieliśmy zjeżdżać budził we mnie mieszane uczucia. Strach pomieszany z ekscytacją :D Nie zjeżdżałam go nigdy, ale wiedziałam, że podchodząc daje nieźle popalić bo jest tak stromo. Do tego korzenie, głazy i luźne kamienie. Przede mną jadą, za mną jadą, początkujący sprowadzają...nie wiem jeszcze jak, ale muszę to zjechać. Przede wszystkim opanowanie i powoli jazda :) Udało się i wcale nie było tak strasznie. Być może jazda dzień wcześniej z Mogielicy po głazach dodała mi większej odwagi. A być może to zasługa tych platform, które w tak okrutny sposób wbiły mi się w piszczel.




Na wieży widokowej :)
"Królowa Enduro i siedmiu Rowerzystów" :)
Jazda bez "aferek" byłaby nie ważna. I tak oto siedmiu Panów na przemian męczyło się z dziurawą dętką. Wszyscy na kołach 26 tylko W. taki modny i na 27,5 - tyle, że nie miał zapasowej dętki, a same łatki. Łatanie nie za bardzo zdało egzamin. K. jako jedyny miał dętkę, która była z odpowiednim wentylkiem. Jakoś się ją naciągnęło. ale po raptem 3 km znowu kapeć i znowu łatanie. K. oddał swoją dętkę, a sam też zaraz musiał zmieniać. I tym oto sposobem uciekła nam jakaś godzina. Pamiętać: wozić dętki :D


Paranoja...żeby tyle osób zmieniało dętkę :D
:)
Polana na Niemcowej.
Z Polany na Niemcowej gdzie znowu mieliśmy przymusowy postój musimy ruszać. Mijam miejsca, które przemierzałam w zimie na nartach. Zjazd czerwonym szlakiem genialny. Do tego jeszcze fajne skróty i "singielkiem" przez las. Im stromiej i niebezpieczniej to uśmiech na mojej twarzy większy. Teraz kiedy to piszę to uśmiecham się na myśl o tej wyprawie.



Nie ukrywam, że trochę obawiałam się jazdy w takiej dużej ekipie. Bo zawsze na kogoś trzeba czekać czy coś się stanie. Na szczęście wyprawa przebiegała całkiem sprawnie. Na koniec pożegnanie i wyrażenie zachwytu nad trasą oraz tym, że wszyscy wróciliśmy w jednym kawałku :). Po powrocie do domu nie pozostało mi nic innego jak przygotować się szybko do pracy i na następną rowerową jazdę, która miała nastąpić niebawem....o tym już wkrótce :)



Pozdrawiam
Kamila :)

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Zbieranina rowerowa - Sałasz, Mogielica, Ćwilin :)

Przez ostatnie tygodnie rower towarzyszył mi praktycznie codziennie :). Były różne wycieczki dalsze i krótsze. Do pracy także staram się dojeżdżać na swoim jednośladzie. Jest to o tyle wygodne, że omijam korki i jestem niezależna od rozkładów busów. Chociaż ostatnio jak musiałam jechać busem to kierowca się śmiał, że myślał, że dopiero w grudniu z nim pojadę :D.

Wycieczki w ostatnim czasie to:

1.Szybki i spontaniczny wypad rowerowy z koleżanką Gosią :). Nie wiedziałyśmy czy chce nam się jechać bo pogoda była dość zmienna. W towarzystwie jednak raźniej więc jazda :D. Z Limanowej do Laskowej, a stamtąd czarnym szlakiem na Sałasz w Paśmie Łososińskim. Będąc na polanie pod Sałaszem pokazałam Gosi nowy zjazd - oczywiście trochę pomyliłam, ale dzięki temu odkryłam nową drogę. Następnie udałyśmy się na Miejską Górę i na mój ulubiony zjazd w stronę ulicy Słonecznej. Naprawdę jetem pod wrażeniem tego jak Gosia jeździ pomimo swoich 16 lat :).


Wilczyca podziwia widoki :)
2. Czwartek 17.06. - cały dzień w pracy, później bieganina po mieście. Do domu wróciłam dosłownie na chwilę po to żeby wskoczyć w ubrania rowerowe i zabrać rower. Razem z M. i kolegą Ł. podjechaliśmy samochodem na Przełęcz Rydza Śmigłego, która znajduje się pomiędzy Łopieniem (961 m), a Mogielicą (1171 m). Od tej strony ruszyliśmy, aby zdobyć Królową Beskidu Wyspowego czyli wspomnianą Mogielicę. Nasi znajomi również postanowili tam się wybrać, ale od innej strony - jakąś dłuższą i łagodniejszą trasą. Na szczycie Mogielicy zapaliliśmy ognisko. Trochę było zimno, ale zjazd niebieskim szlakiem do Jurkowa szybko mnie rozgrzał. Jaka byłam dumna bo po raz pierwszy odważyłam się pokonać kamienisty odcinek, który znajduje się niedaleko przy wieży. Sprowadzanie też jakby mniej niż ostatnio - M. zrobił serwis amortyzatora i teraz chodzi jak szalony :D. Moje plany na przyszłość??? ( Z przymrużeniem oka :))  Zjechać płynnie z Mogielicy niebieskim szlakiem do Jurkowa :)


Wieża widokowa na Mogielicy.
Widoki :)
Ognisko :)
Kapeć na zjeździe musiał być...
3. Moje 25- te urodziny spędziłam na rowerze z M. bo jakże by inaczej :) Podstępem zostałam zmuszona do jazdy w platformach. Przesiadka po kilku latach z SPD na takie coś jest bardzo ciężka, ale myślę, że kwestia wprawy...póki co moje nogi są potłuczone od tego. Wyjazd na górę Ćwilin (1072 m) zapamiętam do końca swojego życia, ale to już moja słodka tajemnica :)




<3
:)

Pozdrawiam
Kamila :)

środa, 17 czerwca 2015

Puchar Szlaku Solnego MTB XC - Spytkowice 14.06.2015 :)

Ostatni tydzień pod względem rowerowym nie był zbyt ambitny. Z braku czasu była dzień w dzień trasa praca - dom. Sobota została spędzona nad wodą...miałam jednak powód :D Chciałam wyrównać swoją kolarską opaleniznę. Tak naprawdę mi ona nie przeszkadza - jestem z niej nawet dumna. Każda okazja jest jednak dobra żeby trochę poleniuchować :D. W niedzielę zaś wczesnym rankiem razem z R. ruszyłam do Spytkowic na pierwszą edycję Pucharu Szlaku Solnego. To od tych zawodów zaczęła się moja przygoda ze startami w MTB XC :). Zależało mi żeby na miejsce dotrzeć przed godziną 10:00 ponieważ wtedy startują pierwsze grupy i już nie można wejść na testowanie trasy. Na szczęście wyrobiłam się przed tą godziną i po załatwieniu formalności w biurze zawodów udałam się zobaczyć co tym razem nas czeka. Sporo odcinków było na wyciągu narciarskim więc słońce mocno przygrzewało. Trochę się tego obawiałam ponieważ w tamtym roku na tej trasie miałam już drgawki z odwodnienia. No nic zobaczymy co będzie teraz. Moja zasada " Z trasy nie zejdę choćby nie wiem co :)".


Trasa i inne informacje techniczne.
Trasa przetestowana. Nawet w całości możliwa do wyjechania. Oczywiście na zawodach kiedy brakuje tchu to jest inaczej. Do startu miałam jeszcze prawie 2 godziny więc zrobiłam sobie małą drzemkę :D


Relaks przed startem chociaż tak naprawdę się stresowałam.
Godzina 12:20 - Organizatorzy odczytują nazwiska i ustawiamy się na linii startu. W mojej kategorii jest nas 9. Spoglądam na rowery innych zawodniczek....i co widzę? Wszystkie mają koła w rozmiarze 29 lub 27,5 czyli ja tylko zostałam taka niemodna i dalej jeżdżę na 26. Nie bierzcie tego tak na serio bo wcale się tym jakoś nie przejęłam.


No jedźmy już!!!
W oczekiwaniu na start :)
W końcu ruszyłyśmy :) Czasem zastanawiam się po co startuję na zawodach...wszystko muszę zorganizować w swoim własnym zakresie od A do Z. Jednak kiedy jestem na trasie - nie wiem jak to napisać, ale czuję całym sercem, że właśnie robię to co kocham :)


I ruszyłyśmy :)
Przez pewne odcinki udawało mi się jechać na 4 pozycji. Dałam z siebie ile mogłam, ale 1 i 2 okrążenie to momentami ciemno przed oczami. Trzecie okrążenie jechało się genialnie ponieważ trasa już nie była mi tak obca. Wiedziałam co i w jakim miejscu mnie czeka. Dziękuje osobom na trasie, które polewały wodą z butelki :). Naprawdę bardzo miło z ich strony tym bardziej, że się nie znamy, a jakoś tą wodę musieli wynieść pod górę. Doping kibiców też dodawał sił do dalszej walki.


Ktoś mnie chyba goni :D

Hotel Beskid w Spytkowicach gdzie przebiegała trasa.
Po około godzinie dotarłam na metę. Kobiety elita miały do pokonania w sumie 4 okrążenia ( Mężczyźni o dziwo tyle samo). Czwartego okrążenia niestety nie mogłam już zrobić bo miałam dubla. Trochę mi tego było szkoda bo jeszcze z chęcią bym pośmigała. :)


Na mecie :)
Po tym jak ochłonęłam jak najszybciej musiałam przebrać strój kolarski, który od tej wody na trasie był cały mokry, ale muszę przyznać, że nieźle chłodził :D. W końcu mogłam wskoczyć w mój ulubiony drapieżny zestaw z wilkiem :)


Naprawdę polecam :) https://www.kemisports.com/
Podczas wysiłku na zawodach do głowy przychodzą mi różne myśli typu co sobie zjem jak dojadę do mety :D Pierwsza myśl to taka, że dorwę się do picia i wypije całą Pepsi :) Śmieje się, że przejechałam zawody na kranówie...a było to tak, że rozlałam jakieś napoje izotoniczne do dwóch bidonów - stwierdziłam, że dwa mi spokojnie wystarczą na trasę. Nie przypuszczałam, że jednak ciężko będzie ugasić pragnienie przy takich temperaturach. Woda, która była w butelce z przeznaczeniem na polewanie na trasie wylądowała w bidonie :D.


Małe marzenia :D
Po przejeździe wszystkich grup wiekowych nastąpiła dekoracja zawodników. Pomiar czasu był jakiś dziwny bo do ostatnich chwil nie wiedziałam, która jestem. Cieszyłam się, że obeszło się bez żadnych urazów oraz awarii rowerowych :).


Nagrody dla zawodników.
Okazało się, że zajęłam piąte miejsce na dziewięć :). Dawniej bym pewnie z tego powodu rozpaczała, ale przez lata zmieniło mi się podejście do pewnych spraw. Piąte miejsce też jest całkiem fajne :). Po odebraniu dyplomu jazda do domu ... znowu doszkalam się jako niedzielny kierowca ( R. zaczyna powoli siwieć :D) :)


Dekoracja zawodniczek :)
Kolejna edycja 5 lipca więc mam sporo czasu żeby potrenować :)
Może też wystartujecie?

Pozdrawiam
Kamila :)