wtorek, 9 czerwca 2015

"Enduro" w Beskidzie Sądeckim i patenty na łatanie dziurawej opony...

Sobota rano, godzina 06:00 budzik już daje o sobie znać. Czas wstawać :) Szybkie śniadanie i jeszcze szybsze pakowanie plecaka. M. przyjeżdża i ruszamy w trasę. Po drodze zabieramy kolegę J., którego dopiero co poznałam. Po dość długim czasie docieramy do miejscowości Szczawnik - miejscowość ta znajduje się w Paśmie Jaworzyny Krynickiej. Nazwa wywodzi się od źródeł wody mineralnej, kwaśnych szczaw. Na parkingu zostawiamy samochód i kierujemy się na "podbój" żółtego szlaku. 




Jadąc przez las staramy się co jakiś czas zatrzymać w zacienionym miejscu. Po drodze mija nas Biegacz, który już kończył swój trening. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie kiedy usłyszałam pytanie "Kamila i jej rower?" :D Aż miło się zrobiło...hmm ktoś to jednak czyta :).
Kapliczka po drodze.
Wychodząc z lasu pewien odcinek pokonujemy smażąc się na wyciągu narciarskim. J. podziwia widoki, za którymi tak tęsknił przebywając daleko od swoich rodzinnych stron.
Podjazd wyciągiem narciarskim.

Po ponad godzinie docieramy na pierwszy szczyt.- Pusta Wielka (1061 m) znajdujący się w południowej części Pasma Jaworzyny. Na szczycie ogromne obszary borowiny. Mrówki, które tam grasowały też były dosyć sporych rozmiarów. :D Na górze chwila odpoczynku i dylemat jakim szlakiem zjeżdżać w dół. Zdecydowaliśmy się na czarny i wcale nie był to strzał w dziesiątkę. Pewne odcinki jechało się płynnie, ale większość to było przenoszenie roweru przez jakieś powalone drzewa itp.


Podjazd do Pustej Wielkiej.
I jazda w dół :)
Rower naprawdę wciąga o czym przekonał się M. :D Żałuję, że tego nie widziałam, ale jechałam kawałek dalej walcząc z amortyzatorem.  W pewnym momencie nie wiedziałam czy mam zablokowany czy odblokowany ponieważ nie czułam żadnej różnicy. Jak się okazało jakaś linka się poluzowała więc dwóch rowerowych speców od razu to naprawiło. 


To wciąga :D
Cesarz Enduro i Honorowy Członek Klubu Rowerowego Gravity Revolt :D
Na trasie myśl "Jak tylko będzie jakiś potok to wskakujemy". I tak też było :) Zaczęliśmy się zastanawiać czy nie powinniśmy w tym momencie opalać gdzieś nad wodą, a rowery zostawić w domu... :)


Można by tutaj zostać :)
Po chwili odpoczynku i zatankowaniu bidonów ruszyliśmy żółtym szlakiem znowu na szczyt Pustej Wielkiej. Po drodze co jakiś czas wyłaniały się za drzew piękne widoki. Później jedziemy bez szlaku jak nas poniesie, a następnie wkraczamy na koński szlak i w stronę Wierchomli.


Widoki :)

Na kamienistym zjeździe M. przecina oponę na ostrym kamieniu. Na szczęście jego fantazja nie zna granic i od plastikowej butelki odcina kawałek, który ma chronić przed rozcięciem dętki...zanim ten fragment został tam umieszczony to został przypalony zapalniczką - patent numer 1 bo jeszcze ich trochę dzisiaj będzie.


Początek wszystkich nieszczęść na trasie...
Butelka na wagę złota.
Po jakże "ekscytującym" zjeździe dotarliśmy do rzeczki. Była tak kusząca, że trzeba było to wykorzystać :)
:)
W miejscowości Wierchomla zahaczamy o sklep spożywczy i zaopatrujemy się w wodę i lody dla ochłody :). Jedziemy z nastawieniem, że wyciąg narciarski na pewno jest czynny i nas wywiezie :D. Akurat mieliśmy takie szczęście, że był zamknięty więc trzeci podjazd w górę. Na początku M. wymyśla jakieś drogi na przełaj. J. momentami nie wie czy ma iść za M., ale mnie te wariacje tras już nie dziwią. Idziemy na przełaj przez las, a później docieramy do szutrowej drogi prowadzącej już do Schroniska na Wierchomli. Znowu mamy przymusowy przystanek. Kawałek wspomnianej plastikowej butelki rozcina dętkę. Na szczęście mam zapasowe i to nawet dwie :) M. wyciąga apteczkę pierwszej pomocy  i robi opatrunek dętce. W górę jedzie rowerzysta...tym razem nie padło pytanie, ale stwierdzenie "O Kamila i jej rower" mnie już totalnie wmurowało :D.



W końcu z przygodami znajdujemy się w Schronisku na Wierchomli. Jestem tutaj po raz pierwszy. Tłumy ludzi, ale nie ma się co dziwić przy tak pięknej pogodzie i tak cudnych widokach. Na miejscu zamawiamy coś do jedzenia i obmyślamy dalszą strategię.



Na trasie miałam okazję przetestować mój nowy strój rowerowy, którym jestem absolutnie zachwycona. Do tej pory jeździłam raczej w koszulkach bez żadnych nadruków, a tutaj taka odmiana :) Kiedy zobaczyłam model z wilkiem coś mnie w nim zaintrygowało. Jazda w nim to sama przyjemność i już nie mogę się doczekać kiedy po raz kolejny będę w nim "grasować" na rowerze :) Naprawdę polecam - www.kemisports.com :)




Wybór jest prosty: kiełbaska :)
Miała być jazda w kierunku Jaworzyny Krynickiej, ale musieliśmy dać sobie spokój. Ostatnia dętka została wykorzystana. Tym razem 3 patent: dętka została "owinięta" kawałkiem rozciętej dętki...i takim oto sposobem dojechaliśmy szutrową drogą do samochodu. Miało być niezłe enduro, a wyszło nie wiadomo co... W każdym bądź razie mamy zaproszenie od J. do stolicy - podobno mają tam niezłe trasy :)


Trzecia naprawa.
Ładujemy rowery na dach i jazda do domu. Nie wiem czy nasza noga jeszcze tutaj kiedyś postanie :D Chyba, że macie jakieś naprawdę niezłe trasy to podzielcie się nimi :)



Mapa trasy.




Pozdrawiam
Kamila :)

3 komentarze:

  1. Kamilla, a co masz na koszulce??? Możesz tak bez zgody rozpowszechniać czyjś wizerunek?? :P

    Pozdrawienia od lupusa


    p.s. nie śpij tak dłuugo tylko rób fotorelacje z Tarnowa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lupus powinieneś być dumny, że noszę Twój wizerunek :D

      P..S. Wstałam...jest nowy wpis :)

      Usuń
  2. Chętnie bym się z wami wybrał w góry mam busa na 5 rowerów jestem z Rybnika zaczynam przygodę na moim h-bike8.0 enduro jestem gotowy wyruszać z wami pozdrawiam serdecznie Krystian Bitner spawacz z Norwegii ,

    OdpowiedzUsuń