Kursowych opowieści ciąg dalszy :). W czwartek udaliśmy się na szkolenie lawinowe. Prawie 3 godziny nieustannego marszu. Na zmianę torowaliśmy drogę. 100 kroków i następna osoba robiła zmianę. W pewnym momencie jednak wypadłam z rytmu wlekąc się gdzieś w tyle i robiąc zdjęcia. Na miejscu wskoczyliśmy w cieplejsze ubrania i przystąpiliśmy do nauki. Na początek jazda z czekanem. Fajnie to wygląda, a zrobić trudniej. Po iluś próbach zaczęło nawet wychodzić. Kolejną rzeczą była nauka chodzenia w rakach. Wyregulowaliśmy je będąc jeszcze na bazie - na tym mrozie ciężko byłoby odkręcać i zakręcać śrubki. Na koniec "zabawa" z detektorem lawinowym ( tak naprawdę nie zabawa tylko poważna sprawa). Kiedy namierzyliśmy obszar gdzie może się znajdować ukryty detektor przystąpiliśmy do sondowania terenu, a następnie ostrożne kopanie łopatą. Zajęło nam to trochę czasu. Później my kursanci ukryliśmy sprzęt, a instruktor B. i M. przystąpili do działania. Czasem fajnie popatrzeć na coś z innej perspektywy. Po tych "poszukiwaniach" każdy wyciągnął pewne wnioski Po kilku godzinach spędzonych na śniegu ruszamy z powrotem na bazę noclegową. Dla mnie był to już ostatni dzień kursu, a pozostali wybrali się jeszcze w piątek do jaskini. Nie sądziłam, że tak szybko zatęsknię za tym miejscem... :)
Fotoradar na narciarzy pozatrasowych?
OdpowiedzUsuńChyba na niedźwiedzie :) Chociaż kto to wie :D Pozdrawiam
Usuń