poniedziałek, 31 grudnia 2018

"Kamila i jej rower" - podsumowanie roku 2018

Koniec roku to dobry czas na wszelkiego rodzaju podsumowania.  Już od kilku lat na moim blogu robię takie zestawienie. Miło wrócić po latach - powspominać i zobaczyć jak wszystko się zmienia. Jak zmieniam się ja. Każdy rok jest inny i zaskakujący. Przynosi coś nowego, a czasem niestety zabiera...

Jaki był ten rok? Zapraszam na przegląd :) 

Z okazji Nowego Roku 2019 pragnę złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia, aby każdy kolejny rok zawsze przynosił Wam to co najpiękniejsze :)


Nowe życie

Na początku roku moje życie zostało wywrócone do góry nogami. Powitałam na świecie synka Michałka. Zaczęła się prawdziwa przygoda i jedna wielka niewiadoma. Trochę potrwało zanim się poznaliśmy i nauczyliśmy się siebie. Teraz nie wyobrażam sobie życia bez mojej "Poczwarki". Kiedy ja byłam w szpitalu moja psinka Bunia z niewiadomych przyczyn walczyła o życie. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło.




Powrót do formy

"Schudnę" ile razy tak sobie mówiliście? Kiedy jeszcze byłam w dwupaku miałam w planach szybko powrócić na rower. Moje oczekiwania kontra rzeczywistość zostały szybko zweryfikowane i sprowadziły mnie na ziemię. Zdecydowanie brakowało mi czasu. Gdy tylko miałam jakąś godzinę tylko dla siebie starałam się spożytkować ją jak najlepiej tylko się dało. W tym zabieganym roku udało mi się zrzucić 20 kg. Mogłabym teraz występować w reklamach, które często gdzieś mi się przewijają i nieraz śmieszą: "Schudła 20 kg w ciągu kilku miesięcy! Chcesz poznać jej sekret? Zostaw komentarz, a odezwę się na priv" Jak chcecie się dowiedzieć to musicie do mnie napisać :D





Ból

W pierwszych miesiącach roku 2018 moją głowę zaprzątała jedna myśl. Jak ja wystartuję w jakichkolwiek zawodach skoro nawet nie mogę wstać. I to nie dlatego, że dopadł mnie taki leń, ale po prostu mój kręgosłup tak odmawiał posłuszeństwa. Niby ze mnie sportowiec, a taki dziad!


Zawody rowerowe

W końcu nadszedł wyczekiwany dzień startu. Od razu wskakiwałam na trasę - czasem nawet bez rozgrzewki. Byłam pierwsza od końca, ale nie to było najważniejsze. Te emocje, adrenalina - kto startuje w zawodach ten doskonale mnie zrozumie. Tego nie da się zastąpić niczym innym. Udało mi się wystartować dwa razy w Pucharze Tarnowa. Z mojego ulubionego Pucharu Szlaku Solnego musiałam zrezygnować.  W zawodach MTB startuję od 2012 roku. Jakoś do tej pory w każdym  sezonie jakiś puchar czy też dyplom udało się zdobyć. Tym razem też postanowiłam, że zdobędę dla Michałka żeby był dumny z matki. Niech nie myśli, że osiadła na laurach. Czy udało się tego dokonać? Czytajcie dalej...



Kierat

Miesiąc maj od lat już oznacza tylko jedno - Kierat, czyli Ekstremalny Maraton Pieszy na 100 km po górach Beskidu Wyspowego. Pisałam na blogu o nim już nie jeden raz. Na początku nastawiałam się, że przejdę symbolicznie jeden punkt żeby tylko poczuć atmosferę tego wydarzenia. Gdy już udało się znaleźć nianię do dziecka to w planach pojawiło się znacznie więcej km. W tym roku szłam z koleżanką, a w ostateczności na moją "metę" dotarłam sama. Pokonałam 50 km. Po raz pierwszy byłam w roli nawigatora. Nie powiem spodobało mi się to więc później mogłam te umiejętności wykorzystać na spacerach w terenie.




Wózek biegowy

W czerwcu obchodziłam kolejne urodziny. Postanowiłam, że kupię wózek biegowy. Długo się zastanawiałam czy to nie jest jakaś chwilowa fanaberia, ale teraz po pół roku mogę stwierdzić, że to była jedna z lepszych decyzji. Do dzisiaj podkreślam, że gdyby nie ten wózek to już pewnie bym dawno miała jakąś depresję. Nie wyobrażam sobie siedzenia w domu. Michałek zwiedził już pewnie więcej gór niż niejedna dorosła osoba. Moim mottem stało się hasło: "Nie szukaj wymówek. Szukaj możliwości" :) Pojazd na trzech kółkach otwarł przed nami nowe drogi. Mogłam pokazać Michałkowi miejsca gdzie wcześniej bywałam na rowerze. Kiedy było lato to w domu nas praktycznie nie było. Śniadanie i razem z naszą Bunią ruszaliśmy w drogę.










Jej rower

Nie myślcie sobie jednak, że zapomniałam o moich dwóch kółkach. Jak tylko dostawałam "wychodne" z domu to pędziłam na rower. Było trochę wycieczek okolicznych jak i tych zdecydowanie dalszych. Odwiedziłam trochę nowych miejsc. Jazdy na rowerze się nie zapomina, ale i tak w tyle głowy siedzi gdzieś myśl "Jedź ostrożnie". Sama po sobie widzę, że już nie szaleje tak jak dawniej. Wychodzę z założenia, że wolę coś zjechać wolniej, ale wrócić w całości. Wiadomo, że wszystkiego się też nie przewidzi, ale jeśli można czemuś zapobiec to czemu nie? :)





Ekipa

Do tej pory obracałam się w środowisku rowerowym. Przy dziecku zmieniłam klimaty. Poznałam sporo nowych osób czyli mamy z dzieciakami. I wiecie są te różne ustawki rowerowe, a teraz to ja mam wózkowe. Nawet nie wiecie jakie matki potrafią być zorganizowane. Jak ustaliłam, że tego dnia i o tej godzinie robimy ognisko to zebrało się nas tyle, że szok. Oczywiście nie mam zamiaru poprzestać na jednym spotkaniu. Chciałabym żeby cyklicznie co jakiś czas się tak spotykać.







Bieganie

Tyle co w tym roku to chyba nie biegałam przez całe życie. Jestem tego zdania, że dziecko należy zabierać na spacery bez względu na pogodę. Chodzenie po alejkach w parku nie należy do moich ulubionych zajęć więc zamieniłam to na bieganie. Znalazłam po sąsiedzku kompana i wspólnie biegałyśmy. Nie mam nawet pojęcia ile km zrobiłam przez cały sezon.




Siłownia

"Będę chodzić na siłownię..." Pewnie wielu ludzi w styczniu się tam znajdzie - tylko czy wytrwają cały rok?  Ja miałam swoją siłownię przez cały czas. Zaczynałam od obciążenia niecałych 4 kg, a teraz kończę na 10 kg. Regularnie. Na każde zawołanie!



Puchar

W październiku wystartowałam razem z Mężem i ekipą na maratonie na orientację Kiwon w Beskidzie Niskim. Do wyboru była trasa na 15 km lub 50 km. Wybraliśmy oczywiście dłuższy dystans. W rzeczywistości wyszło nam 60 km. Wiedziałam, że muszę dotrzeć do mety o własnych siłach choćbym miała na końcu paść. Kiedy tam dotarłam i wiedziałam ile osób jest przed nami to wiedziałam, że podium jest nasze - przynajmniej w kategorii kobiet. Niestety przy dekoracji wynikły pewne błędy. Później okazało się, że razem z koleżanką Asią jesteśmy drugie. Kiedy przyszła do mnie pewnego dnia paczka owinięta w ozdobny papier za nic nie mogłam sobie przypomnieć co ja zamawiałam...no przecież nic nie kupowałam. Może to jakaś bomba? Na szczęście w pudle był puchar. Dotarło do mnie, że udało mi się zrealizować jedno z postanowień o tym, że zdobędę puchar, który zadedykuję Michałkowi.





Nowy rower

Na początku grudnia napisaliśmy list do Św. Mikołaja. Wychodzi na to, że byliśmy bardzo grzeczni bo pod choinką znalazł się rowerek dla Michałka. Co prawda jeszcze nie sięga nóżkami, ale to kwestia czasu. Niech się uczy od małego co jest dobre.



Książka

Zawsze lubiłam, a właściwie dalej lubię czytać książki. W tym roku to jednak nie ma się czym chwalić i ten temat przemilczę. Wydałam za to swoją książkę - jak to dumnie brzmi. Projekt, który był tworzony przeze mnie od 2015 roku. Pewnie jesteście ciekawi co zawiera? Otóż przedstawia historię powstawania domu, w którym mieszkamy. Ponad 100 stron. Zawiera stare zdjęcia z lat 60, aż po 2018 rok.



Rodzina

Nasza rodzina w tym roku trochę się powiększyła. W styczniu jak już wiecie pojawił się Michałek, a później kuzynka Hania. Jednak gdy ktoś przychodzi na ten świat to ktoś inny odchodzi. I tak oto pożegnałam dwie Babcie. Z jedną byłam szczególnie związana bo często ją odwiedzałam podczas moich rowerowych wycieczek. Wierzę w to, że na drugim świecie jest im zdecydowanie lepiej.




Plany

Jedyną rzeczą, której mi w tym roku brakowało to czas. Czy brakowało mi roweru? Myślałam, że będzie ze mną pod tym względem gorzej, ale nie jest tak źle. Bieganie z Misiem po górach sprawiało mi naprawdę dużo radości i satysfakcji. Przy dziecku nie często można sobie pozwolić  na spontaniczność, a chce wykorzystać czas maksymalnie jak tylko się da dlatego też chciałabym żeby nasze życie rodzinne było bardziej zaplanowane.



A tak serio to sobie mogę planować, ale jak pojawi się alarm to mój Strażak znika w ciągu kilku sekund i znowu mam wszystko wyobracane do góry nogami...



Dziękuje wszystkim moim Czytelnikom za ten rok. Do zobaczenia w 2019 roku! :) Mam nadzieje, że uda mi się znaleźć więcej czasu na blog "Kamila i jej rower".




Pozdrawiam
Kamila :)

niedziela, 2 grudnia 2018

STRIDER jest nasz! Pierwszy List M. do Św. Mikołaja :)

Mikołaj tuż tuż...Oczywiście kto był grzeczny i kto napisał list może się czegoś spodziewać :) 

Ostatnio na stronie Strider Bikes Polska - rowerki biegowe pojawił się konkurs. W komentarzu należało odpowiedzieć na pytanie:  „Dlaczego Mikołaj powinien Tobie wysłać Stridera?”  Z nadesłaniem zgłosznie zwlekałam do ostatniego dnia. Michałek siedział mi na kolanach i dyktował, a ja pisałam w jego imieniu. Było ponad 90 zgłoszeń więc Św. Mikołaj naprawdę miał z czego wybierać. 

Treść naszego listu brzmiała tak:


Drogi Mikołaju! 
Jestem Michałek  Mam niecały rok. Powiem Ci w sekrecie, że gdyby nie rower to nie byłoby mnie na tym świecie. Moi Rodzice podczas rowerowej wyprawy się poznali.🚵‍♀️🚵‍♂️ Tata od razu się zakochał – Mama stawiała trochę opór. Jednak kiedy zobaczyła co ten Tata na rowerze wyczynia to szybko zdanie zmieniła. I wiesz… kręcili, kręcili, a później to już było z górki. Ślub i huczne wesele, a później pojawiłem się ja. 

Będąc jeszcze w brzuszku u Mamy pierwsze kilometry na dwóch kółkach przemierzałem. Oczywiście nic nie widziałem i żadnego wiatru we włosach nie poczułem… Jak już się zjawiłem i trochę podrosłem to dzielnie na zawodach MTB Mamie kibicowałem. 💪 Razem z Tatą wsparcie techniczne zapewniałem. Trofea oczywiście odbierałem ja. Mówię Ci jakie to niesamowite uczucie stać na podium! Też bym tak kiedyś chciał…🏆🥇

Moi Rodzice nie próżnują.👨‍👩‍👦 Cały świat mi pokazują. W wózku biegowym sobie grzecznie siedzę, a moje nóżki wesoło podskakują. Bardzo marzę o rowerze…nie znam się na tych markach, ale Mama mówi, że Strider jest najlepszy! Więc skoro Mama tak mówi to tak musi być. Powiem Ci po cichutku, że za chwilę kończę roczek. Wiadomo, że rower do komina się nie zmieści dlatego ciasteczka i mleko zostawiam obok stojaka na rower. Tylko pośpiesz się zanim zjem wszystkie.
Michałek 👶

P.S. Jak go już będę mieć to dam Ci się przejechać. Tylko wiesz...nie zmieniaj przerzutek :)



W trakcie pisania listu wpadłam na pomysł żeby zrobić takie oto zdjęcie. Nie było łatwo bo jak tylko Miś zobaczył ciastka to od razu się do nich dorwał. Później te emocje i oczekiwanie na wyniki! Moje koleżanki jak tylko widziały zgłoszenie to od razu mówiły "Wygrasz to". Nie wierzyłam do końca, ale miałam cichą nadzieje, że tak będzie.

I wiecie co się stało?

To do nas odezwał się Św. Mikołaj :) STRIDER jest nasz! Teraz czekamy na przesyłkę. 

A dla Was zagadka: jaki kolor z 7 dostępnych wybraliśmy? 

Czarny, Niebieski, Zielony, Czerwony, Żółty, Różowy, Pomarańczowy :)

P.S. Na co jeszcze czekasz? Bierz kartkę i długopis i pisz list do Św. Mikołaja!



Dzisiaj wracając do domu moim oczom ukazał się taki widok...szybka analiza kto to mógł być i udało się namierzyć sprawcę! Dzięki!



Pozdrawiam
Kamila :)









sobota, 24 listopada 2018

"Usta swe otwiera, szeroko ze zdziwienia. Nie wierzy, że tak pięknie tam" - nowa wieża widokowa na Szpilówce :)

Jakiś czas temu korzystając z uroków pięknej polskiej złotej jesieni udaliśmy się na małą rodzinną wycieczkę. Czy trzeba jechać gdzieś daleko żeby zobaczyć coś nowego? Odpowiedź brzmi: Nie! Wystarczy po prostu wyjść z domu i nie szukać żadnych wymówek. Robota nie zając...nie ucieknie :)

Naszym celem była Szpilówka (516 m n.p.m) jest to wzniesienie znajdujące się na Pogórzu Wiśnickim w długim 20 - kilumetrowym grzbiecie zwanym pasmem Szpilówki, który ciągnie się od doliny Uszwicy na zachodzie, po dolinę Dunajca na wschodzie.

Samochód zostawiliśmy w pobliżu ośrodka zdrowia w Iwkowej i ruszyliśmy na szlak.


Kapliczka przy drodze.
Szpilówka wznosi się nad miejscowościami Iwkowa oraz Lipnica Dolna.


Bunia ;)
Wieża widokowa o stalowej konstrukcji jest już widoczna z daleka. 


Wieża na wyciągnięcie ręki, ale trochę km nam zostało.
Idziemy zielonym szlakiem, który jest bardzo łagodny więc wózkiem jedzie się bez problemu. Ostatnio w tych okolicach byłam kilka lat temu podczas maratonu Kierat, ale tereny te niewątpliwie są warte odwiedzenia na rowerze.


Co trzy kółka to nie dwa :)
"Schody" zaczynają się w momencie kiedy odbijamy trochę ze szlaku. W pewnych momenrach muszę się wspomóc nosidłem bo jest tak stromo. Chcemy zobaczyć Pustelnię Św. Urbana.


Odbijamy w jakieś leśne ścieżki w poszukiwaniu pustelni św. Urbana.
Pustelnia, a właściwie kaplica św. Urbana położona jest na południowych stokach góry Bukowiec.Z pustelnią tą jest związane kilka legend. Jedna z nich mówi, że woda z źródła miała podobno właściwości lecznicze.Obecnie źródło to stanowi ujęcie wody dla Iwkowej i jedynie nadmiar wody przelewa się do potoku Urbana tuż przy kapliczce. Kapliczka, mimo iż jest niewielka (4,5 x 4,5m) posiada mury o grubości 80 cm z piaskowcowych ciosów osadzonych na glinianej zaprawie. 8 lipca 2005 roku została wpisana do rejestru zabytków i od tej pory stała się obiektem prawnie chronionym.



Pustelnia Św. Urbana.
 Idziemy dalej ciesząc się urokami jesieni :)

A później matka się zastanawia skąd się biorą brudne skarpety skoro on nawet jeszcze nie chodzi :D
Oczywiście najlepiej podziwia się świat z takiej perspektywy.


Nie ma jak tak :)
Wieża zostaje zdobyta. 30 metrów wysokości - naprawdę robi wrażenie. Na szczycie udało nam się spotkać projektanta tej wieży więc mogliśmy zamienić kilka słów na temat tego jak powstawała. Niewątpliwą atrakcją turystyczną tego miejsca jest jego historia. Na szczycie Szpilówki w latach 60. XX wieku stacjonowały wojska radzieckie, a teren był ogrodzony. Miejsce to jest owiane tajemnicą. Nikt nie wie co tam się działo, a dzisiaj niestety nie da się już tego zweryfikować.

Takiej ogromnej wieży jeszcze nie widziałam na żywo.
Stalowa konstrukcja.

Taras jest ogromny. W oddali można nawet dostrzec Kraków.


Ogromny taras widokowy.




Przypuszczam, że Michałek mógł być pierwszym i najmłodszym dzieckiem na tej wieży. 



Podziwiamy widoki z każdej strony ;)



Tuż obok wieży znajduję się ogromna zadaszona wiata z ławkami. Pomyślano także o rowerzystach i postawiono stojaki na rowery.



Na szczycie zapaliliśmy jeszcze małe ognisko z kiełbakami. 


W swoim żywiole :D
Czas się zbierać. Po drodze znajdujemy taki schron czy cokolwiek to jest. Idealne miejsce do przenocowania w terenie. 


Karimata, śpiwór i można spać.
Droga powrotna jest zdecydowanie łagodniejsza niż nasze wcześniejsze podejście. Gdzie tylko się da to biegnę :)


:)
W tym dniu towarzyszyła nam jeszcze nasza czworonożna Bunia. 



Jak sami widzicie nie trzeba wcale daleko jechać żeby zobaczyć coś nowego :) Jeśli macie dzieciaki to śmiało możecie się tam z nimi wybrać. Gwarantuję, że każdy da radę spokojnie wyjść, a dla takich widoków warto. 

P.S. Inspiracją dla tytułu wpisu była piosenka zesołu Hollow Quartet "Flamaster" - trafiłam na ten zespół przez zupełny przypadek, a teraz słucham na okrągło na przemian z dziecęcymi piosenkami :D


Pozdrawiam
Kamila :)