poniedziałek, 19 października 2015

Plany kontra rzeczywistość...wyprawa rowerowa w Beskid Sądecki :)

Plany planami, a życie życiem. Miało być aktywnie, a tymczasem jest tak leniwie, że szok. Od 1 października chciałam na nowo powrócić do intensywnego biegania...i co? Przez swoją nieuwagę nadepnęłam na deskę z gwoździem. Chodzenie sprawiało taki ból, że musiałam wspomóc się kulą. O dziwo jazda na rowerze była mniej kłopotliwa więc ze znajomymi wybrałam się pewnego dnia na wycieczkę rowerową. Oprócz tego było jeszcze kilka mniejszych wypadów po mojej okolicy. Kilka razy udało się pobiegać...i odczuwam teraz skutki w postaci przeziębienia.

Wracając do trasy :)

Z Limanowej wyjechaliśmy samochodem do miejscowości Krościenko. Piękna jesienna pogoda przyciągnęła wtedy tłumy turystów. Znajdujemy wolne miejsce na parkingu, ściągamy rowery z bagażnika i jazda. Na początek monotonny asfaltowy odcinek, a później wkraczamy na zielony szlak. Przypominam sobie, że już kiedyś tutaj byłam, ale zapamiętałam to całkiem inaczej. Droga, która kiedyś była zaledwie wąską ścieżką dzisiaj jest "świetnym" miejscem do jazdy samochodami osobowymi, motorami i innymi. Uroki "Enklawy aktywnego wypoczynku".

Wieża widokowa w oddali.
Naszym celem było zdobycie szczytu Koziarz (943 m) – szczyt w grzbiecie głównym Pasma Radziejowej w Beskidzie Sądeckim. Znajduje się w zachodnim końcu tego pasma, pomiędzy Jaworzynką (936 m) a Suchym Groniem (855 m).

Widoki po drodze :)
Mój humor w tym dniu nie był najlepszy. Nawet piękne widoki i czekolada nie były w stanie go poprawić :(.

Widoki z wieży.
Po jakimś czasie docieramy na szczyt Koziarz. Wychodzimy na nowo powstałą wieżę widokową, która powstała w ramach wyżej wspomnianego projektu. Estetyką wieże mają odwoływać się do drewnianych kościołów gotyckich w regionie. Więcej na ten temat możecie poczytać tutaj: 
klik

Jak oceniam wieżę? Myślę, że każdy bez problemu na nią wyjdzie. Schody po których chodzi się na co dzień chyba są bardziej strome od tego co tam zastaniemy :). Inwestycja z wieżą jak najbardziej na plus, szkoda jedynie dróg, które zostały potraktowane przez ciężki sprzęt. Zjazd w dół...nie wiedziałam, że na swoim rowerze potrafię jechać z taką samą prędkością jak goście na motorach...tyle, że oni jeździli sami nie wiedząc czego chcą bo jeździli tam i z powrotem.


Z Gosią :)

Po dotarciu do samochodu jeszcze jedna fotka z widokiem na Dunajec i jazda do domu. Trasa liczyła około 25 km. Była to skrócona wersja tej wycieczki - http://camilla14a.blogspot.com/2014/07/byszcz-dzwonkowka-luban-czyli-enduro.html Tam to się dopiero działo :)

Mój Nerwusek :D
Zapakowani i do domu :)

Pozdrawiam
Kamila :)

4 komentarze:

  1. wierzyć się nie chce że tam jeszcze tak zielono, zazdroszczę widoków,super wyprawa <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Chodzisz do dzisiaj z gwoździem i deską na stopie? Chciałbym to zobaczyć...

    OdpowiedzUsuń
  3. Na razie rowerem przemierzam Sudety, ale mam coraz większą chrapkę na Beskidy :) Fajna wycieczka. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Do Karpacza jechałem latem, na sprawdzenie mojego nowego roweru z https://www.bikesalon.pl/ w Warszawie. Jest tam wiele tras, a że mam tam rodzinę to wiele z nich kojarzyłem z dzieciństwa

    OdpowiedzUsuń