poniedziałek, 4 maja 2015

Zbieranina - Przchyba, Śnieżnica i inne różności :)

1. We wtorek 28 kwietnia razem z M. wybraliśmy się na Przechybę (1173m). Szybki wyjazd asfaltem - w niektórych miejscach jest nawet trochę śniegu. W schronisku cisza i spokój. Tradycyjnie zupa pomidorowa musiała być. Została jednak końcówka więc dla mnie żurek. Do tej pory zjeżdżaliśmy żółtym szlakiem. Tym razem zdecydowaliśmy się na czerwony. Nawet całkiem fajny. Momentami dość ostre odcinki. Do tego stopnia ostre, że złapałam kapcia...grrr!!! Czy każda moja wyprawa już tak się będzie kończyć? Dumna jednak wyciągam zapasową dętkę z plecaka...i co? Nie ma wentylka ( To już jednak osobna historia :D). I znowu patent jak ostatnio w Beskidzie Małym. Rozcinanie, wiązanie dwóch końców i jazda. Trochę już nie pewna bo co jeśli znów dobije? Na szczęście jakoś docieram do samochodu. Później jedziemy do szpitala po Brata, którego za bardzo poniosło na trasie kilka dni wcześniej...


Zupa obowiązkowo :)
Przed wejściem do schroniska.




"Królowa Enduro" haha :D
Czy już zawsze tak będzie? :(


2. Weekend majowy w tym roku był wyjątkowo krótki. 1 maja spędziłam na skałkach w Rożnowie.Nowi kursanci zaczęli swój kurs taternictwa jaskiniowego. Kiedy w tamtym roku zaczynałam to wszystko to patrzyłam z podziwem, że tak można chodzić. Teraz robi to na mnie wrażenie, ale wiem, że ja też tak mogę :D. Zanim jednak założyłam uprząż musiałam sobie przypomnieć co i jak :). Wychodzenie po linie około 30 metrów nad ziemię nie budziło już we mnie takiego strachu jak dawniej, ale i tak ręce się trzęsły w obawie przed upuszczeniem jakiegoś sprzętu podczas przepinania się z jednej liny na drugą. Po całym dniu punkt kulminacyjny czyli ognisko :). Kolejne dni spędzone na spotkaniach ze znajomymi i oczywiście w pracy :D. Niestety nie miałam aparatu na skałkach więc zdjęcie z mojego archiwum :).





3. Dzisiaj postanowiłam wygonić z siebie lenia i poszłam pobiegać. Ledwo wróciłam do domu, a już telefon czy jedziemy na Śnieżnicę (1006m). Miały być zakupy, ale chyba logiczne, że wersja z rowerem była bardziej kusząca :D. Samochodem dojeżdżamy do miejscowości Dobra i tam z przełęczy Gruszowiec ruszamy pokrętnymi drogami na zielony szlak. Do wyboru miałam dwie wersja: dłuższa droga, ale do wyjechania lub ostra droga z pchaniem roweru. Jako, że czas nas nigdzie nie gonił to zdecydowałam, że wersja pierwsza. Po drodze mijamy Schronisko na Śnieżnicy / Młodzieżowy Ośrodek Rekolekcyjny  więc jeżeli ktoś szuka noclegu w Beskidzie Wyspowym w środku lasu to można tam śmiało spędzić czas. Kilka lat temu miałam okazję być tam na ognisku klasowym. (Kiedy to było? :D) Po jakimś czasie znajdujemy się na szczycie Śnieżnicy. Jestem tutaj po raz pierwszy. W pobliżu znajduje się piękny punkt widokowy skąd paralotniarze mają idealne miejsce do startu. Na górze chwila odpoczynku dla M., który był zmęczony po nartach, a mnie wręcz energia rozpierała :). Przed nami super zjazd. Bardzo płynny i szybki. Można odlecieć :). Później kawałek musimy podjechać asfaltem i docieramy do naszego parkingu.  I tak oto góra, którą mam można by rzec pod nosem została dzisiaj dopiero zdobyta. Jak to mówią lepiej późno niż wcale :)
Rokuś i Nerwusek :)
Wyjazd zielonym szlakiem.
I tak ma być :) Na Śnieżnicy znajduje się wyciąg narciarski oraz park rowerowy. Więcej na http://www.snieznica.pl/

Gotowa do startu :)
Na szczycie Śnieżnicy.
Mapa z wyprawy :)


Pozdrawiam
Kamila :)

2 komentarze:

  1. A ja się na Śnieżnicę wybieram i wybieram, oczywiście rowerowo. Bywam tam na nartach, byłem też pieszo i muszę pojeździć wreszcie rowerem. Jak się uda, to pewnie w tą sobotę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dętka bez wentyla - tego jeszcze nie słyszałem. Wspaniały widok na trzecim zdjęciu od końca. To pewnie góry średniej wielkości niedaleko Rabki. Oj, będę musiał tam pojechać.

    http://introwerzysta.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń