niedziela, 15 czerwca 2014

Kurs taternictwa jaskiniowego - zajęcia na skałkach w Rożnowie :)

Prowadzenie bloga na bieżąco to ostatnio spore wyzwanie. W poprzedni weekend mój czas był wypełniony co do minuty :). W piątek sprawy związane ze szkołą, następnie nocna zmiana w pracy. Rano wpadłam do domu tylko po plecak i sprzęt do wspinania, który już wcześniej przygotowałam. I tak zaspana i w dodatku jeszcze głodna ( Hmm myślę kiedy ja nie byłam głodna? :D) zaczęłam kolejna zajęcia w ramach kursu taternictwa jaskiniowego. Ostatnio ze względu na chorobę musiałam opuścić dwa dni. Miałam więc trochę rzeczy do nadrobienia. Po kilku minutowej szarpaninie z uprzężą każdy zabrał worek z liną i udaliśmy się drogą na szczyt skał. Poręczowanie czyli rozwieszanie lin było teraz naszym zadaniem. Ja dostałam tzw. dziób. Wysokość na nim przyprawia o zawroty głowy. Jednak zjazd z 30 metrów jest niesamowity :D. Stąpając już po ziemi należy szybko zdjąć rolkę zjazdową z liny bo jest tak rozgrzana, że może przepalić linę - a tego byśmy nie chcieli. Nieprzespana noc daje mi się we znaki. Najchętniej to bym się położyła gdziekolwiek i spała. Momentami zamiast się wspinać to bujam się na linię - oczywiście jak wydaje mi się, że Instruktor nie patrzy...jednak jakimś sposobem nic nie umyka Jego uwadze :).  Przerwa na kanapkowy obiad i z nowymi siłami w górę. Deporęczowanie i poręczowanie. Wieczorem mieliśmy zajęcia ze wspinaczki. Jak się obserwowało innych to wyglądało to na bardzo łatwe. Tu się chwycę, tam się chwycę i będę na górze. Naprawdę to tak ładnie wyglądało - do czasu, aż nie przyszła na mnie pora. Jednak dzielnie walczyłam i wspinałam się wbijając pazurki w skały byle tylko sięgnąć wyżej. Wieczorem tradycyjnie ognisko. Później znalazłam sobie miejsce do spania. Widok na skały i na jezioro robił wrażenie. Nigdy nie spałam pod gołym niebem więc obawiałam się zimna. Jednak śpiwór i materacyk zapewniły niesamowity komfort :). W niedzielę rano powtórka z rozrywki. Pojawił się dla mnie nowy element, a mianowicie chodzenie po trawersie przepinając się na lonżach. Bardzo mi się to spodobało. Co niektórzy chodzili z wiertarką po skałach i wyznaczali nowe trasy, które muszę przetestować następnym razem. Słońce tak dogrzewało, że jedyna rzeczą o jakiej marzyłam było popływanie w Jeziorze Rożnowskim - na koniec zajęć udało się. Co za ochłodzenie :). Po powrocie do domu z zegarkiem w ręku myślę na co mam ile czasu żeby zdążyć do pracy. Bus mi przejechał ( Jakoś się nie przejęłam tym faktem.) stwierdziłam, że lepiej dosuszę włosy, a do centrum jakoś dotrę - jakoś to znaczy autostopem :).

Węzeł skrajny tatrzański w moim wykonaniu :). Lina się trzymała więc spełnił swoje zadanie.
Widoki :)
Autoratownictwo - ten element dopiero nas czeka.
Słońce było bezlitosne.
"Tam na dole zostało
Wszystko to co cię męczy
Patrząc z góry wokoło
Świat wydaje się lepszy" :)
:)
Skały w całej okazałości.
Przyzwyczajam kręgosłup do tak ciężkiego plecaka ;/
Pozdrawiam Kamila :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz