niedziela, 8 czerwca 2014

Puchar Szlaku Solnego - Golkowice 01.06.2014

Przez ostatnie dwa tygodnie trochę milczałam na blogu. Jednak to nie oznacza, że nic nie robiłam. Wręcz przeciwnie :). Wycieczek rowerowych jakiś ambitnych może nie było - jazda do pracy tam i z powrotem zdecydowanie do takich nie należy, ale i tak to jest bardziej ambitne niż pojechanie busem :D. W czwartek zaplanowałam niemalże kilka dni do przodu. I cóż z tego? Kiedy w piątek wyszłam z pracy ledwo już dotarłam do domu - jedyne o czym marzyłam to spać. Po kilku godzinach musiałam wstawać bo miał zacząć się mój intensywny weekend. W piątek egzamin w szkole, w sobotę zajęcia na skałkach w Rożnowie, w niedzielę zawody MTB. Jak ktoś to słyszał, a widział w jakim jestem stanie to mógł zwątpić. Zamiast szkoły - wizyta u lekarza. Dwa dni leżenia z gorączką i faszerowanie się lekami. Nie mogłam przeboleć, że tyle mnie ominie. Egzamin do nadrobienia, zajęcia na skałkach teoretycznie też. Zawody MTB? W niedzielę jeszcze z bólem gardła spakowałam do końca potrzebne rzeczy. Był dylemat czy to dobry pomysł...no i pojechałam razem z Bratem i R. do Golkowic na pierwszą edycję Pucharu Szlaku Solnego. Stwierdziłam, że chociaż miałabym być ostatnia i pchać rower to wystartuje. Punkty do klasyfikacji generalnej piechotą nie chodzą, a każdy się liczy. Dotarliśmy tuż przed godziną 10:00 czyli można powiedzieć godziną 00:00. Otóż kiedy rozpocznie się pierwszy wyścig nikt nie ma prawa ruszyć na trasę. Dlatego 5 min przed tym udało mi się na niej znaleźć, oczywiście bez numeru startowego ( Kilka osób robiło sobie testowanie trasy z numerami startowymi, a nie był to ich wyścig i niestety zostali zdjęci bez możliwości wystartowania.) Pamiętając błoto z tamtego roku, które niemalże wciągało po kostki,  na trening ubrałam moje stare buty spd - nie sądziłam, że tak się skurczyły :D. Pierwsze wrażenia z trasy to: ślisko. Idąc na nogach potrafiłam wywinąć niezłego orła, a co dopiero jeszcze jechać i to prawie na łysych oponach (Moja lista rzeczy potrzebnych na rower i do innych sportów powiększa się w zastraszającym tempie ;/). Pętla była skrócona i wynosiła niecałe 4 km. Z tej racji organizatorzy zafundowali w mojej kategorii Kobiety Open, aż 6 okrążeń. Jak szaleć to szaleć bo zazwyczaj są 4. Przed startem jak zawsze ogarnia mnie stres, jestem tak marudna, że R., który jest na co dzień bardzo cierpliwy...powoli tą cierpliwość traci. Godzina 12:15 w końcu chwila startu. Kiedy już ruszamy naprawdę jest mi obojętne wszystko. Byle tylko robić swoje i dojechać do mety. W tym dniu startowała niezła ekipa więc to, że będę mieć dubla było raczej oczywiste. Przed startem deklarację, że ze względu na chorobę będę jechać wolniej...a gdzie tam!!!  Trasa nie była trudna technicznie. Gdyby było sucho mogłabym powiedzieć, że banalna. Błoto jednak potrafiło tak utrudnić, że na niektórych odcinkach trzeba było wypchać rower. Niektórzy kibice po drodze widząc jak biegnę pod górę z rowerem twierdzili, że może na zawody biegowe powinnam iść - wcale tego nie wykluczam :D. Nie było jednak cały czas pod górkę. Było też w dół i to po super hopach :). Jechałam ile sił w nogach, ale z osłabionym organizmem trudno jest wygrać. Ostatnia nie byłam bo 7 na 9. Udało się zrobić 3 okrążenia na 6. Zabrakło jednego miejsca i miałabym pamiątkowy dyplom, ale sam fakt, że wystartowałam miał dla mnie ogromne znaczenie. Po zakończonym wyścigu razem z innymi dziewczynami spotkanie przy umywalce i ogarnięcie się żeby choć trochę wyglądać jak normalny człowiek. W tym czasie mój rower czekał w kolejce do prowizorycznego mycia. Zapakowanie dwóch brudasów ( Brat też startował) do samochodu nieciekawie by się skończyło dla samochodu. Powrót do domu, jeszcze udało mi się zdać na żywo całe relacje M. i czas było się zbierać na nocną zmianę do pracy. Gardło o ile na zawodach nie bolało...to wieczorem dało o sobie znać i jeszcze do tej pory o sobie przypomina. Gdybyście widzieli moją minę na myśl, że mogę nie pojechać :D

P.S. Niesamowite jak czas szybko pędzi. Moja przygoda z Pucharem Solnego zaczęła się w 2011 roku. Był to co prawda jeden start w Orawce - najcięższa trasa z możliwych. Jak widzicie bardzo mi się to spodobało. Przez te lata dużo się zmieniało - jednak rower stale mi towarzyszył w życiu :). 


Puchar Szlaku Solnego - Orawka 2011 rok.

Poniżej kilka zdjęć z Golkowic :)


Przed startem jeszcze krótka drzemka :)
Ustawianie się kilu kategorii wiekowych na linii startu.
W końcu ruszyłyśmy. Jak widać sama elita z Moniką Żur na czele z 4F. :)
Gdzieś na trasie :)

A jeszcze kawałek podjadę :p
Koniec jazdy, a ja dopiero nabrałam ochoty :D
Zdjęcie z serii: idź się umyj :D
Kolejka do mycia rowerów.

Pozdrawiam Kamila :)

1 komentarz:

  1. Co za determinacja! :) Gratuluje takiego podejścia do życia i realizowania pasji mimo przeszkód jakimi było chociażby przeziębienie. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń