Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wózek. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wózek. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 6 czerwca 2021

Mój przegląd wózków dziecięcych - recenzja THULE GLIDE :)

W ostatnim czasie dostaje sporo zapytań jaki wózek wybrać. Widzę, że co niektórzy też wkraczają na ten etap co ja i rower trochę schodzi na dalszy plan. Postanowiłam zrobić wpis na ten temat i opisać w nim swoje doświadczenia. Polecam przeczytać do końca ;)

Kiedy dowiedziałam się, że zostanę mamą w pewnym momencie udzielił mi się syndrom wicia gniazda. Jest to jeden z naturalnych objawów ciąży. Najczęściej widać to w gorączkowym przygotowaniu rzeczy dla dziecka, gromadzeniu ubranek, praniu, prasowaniu, układaniu w szafkach, żeby były gotowe i pod ręką. Jednym z ważniejszych elementów wyprawki jest wózek dziecięcy. Na początku przeglądałam sporo różnych internetowych poradników żeby wybrać ten idealny. Zanim to nastąpiło przebyłam długą drogę metodą prób i błędów.

Co było dla mnie wtedy najważniejsze? Koniecznie wózek 3 w 1 i oczywiście żeby wszystko pasowało do siebie kolorystycznie łącznie z torebką na drobiazgi...Nie powiem gondola była w porządku, ale przy spacerówce zaczynały się schody. O foteliku z zestawów gotowych 3 w 1 szkoda się nawet rozpisywać. Najlepiej wybrać się do specjalistycznego sklepu gdzie dopasują fotelik do samochodu i do dziecka, który zapewni bezpieczeństwo w razie wypadku. Wtedy nie miałam zupełnie tej świadomości. Dopiero filmiki z crash testami otworzyły mi oczy, ale to dłuższy temat.

Jedna z wielu wycieczek :)

Wózek pomimo, że był ładny nie pasował zupełnie do mojego stylu życia. Czułam się z nim ograniczona tylko do kilku tras w dodatku asfaltowych. Wiedziałam, że muszę znaleźć inny sposób bo inaczej zwariuje i jak sobie pomyślę z perspektywy czasu to efekt "baby blues" mnie nie ominął. Zaczęłam zagłębiać się w temat wózków biegowych. Nie będę ukrywać, że ceny mnie odstraszyły i to konkretnie. Długo analizowałam za i przeciw. Pamiętam do dzisiaj jak mój Mąż zapytał czy to nie jest tylko mój kolejny wymysł, a wózek będzie siedział. Postanowiłam zaryzykować - ach co za szalona matka ze mnie! 

Postawiłam na model Thule Glide w wersji ze sztywnym kołem. Kolor szary z niebieskim - uwielbiam wszystkie błękity więc od razu wpadł mi w oko. Kiedy do mnie dotarł pierwszym odczuciem było to, że jest dosyć długi. Już pierwszego dnia postanowiliśmy go przetestować i pojechaliśmy na wycieczkę w góry.

Podczas wypraw dzielnie towarzyszy nam Bunia. Zdjęcie zrobione na Korabie - szczyt w Beskidzie Wyspowym należący do Pasma Łososińskiego.

Często na różnych forach o tematyce górskiej pojawia się temat jaki możecie polecić szlak turystyczny do pokonania z wózkiem. Z Thule nie zastanawiam się czy dam radę tam iść tylko po prostu idę. Oczywiście nie mówię o górach gdzie trzeba się wspinać itd, ale na większości Beskidzkich szlaków wózek sobie spokojnie poradzi. Czasem wspomagałam się nosidłem jeżeli szłam sama, a były straszne wertepy. Wózek jest tak lekki, że spokojnie go mogłam wypychać równocześnie niosąc dziecko, ale takich sytuacji było nie wiele bo w większości przypadków dawał radę nawet z największymi stromiznami.

Zejście z Miejskiej Góry w Limanowej.

Thule okazał się dla nas strzałem w dziesiątkę i przepustką do odkrywania coraz to nowszych szczytów z dzieckiem.  Jak wiecie lub też nie mój Mąż jest strażakiem więc nie ma go dosyć długo w domu więc to jak sobie zorganizowałam dzień z dzieckiem zależało wyłącznie ode mnie. Ile można chodzić po alejkach w parku? To nie dla mnie.  Z Michałkiem wycieczka zaczynała się czasem już z samego rana, a kończyła wieczorem. Do pojemnego bagażnikła ładowałam cały ekwipunek i razem z koleżanką i jej dziećmi ruszaliśmy w  okoliczne góry. Ognisko i cały dzień w plenerze i mogłam cieszyć się macierzyństwem na całego. Często pojawiały się pytania dlaczego nie zdecydowałam się na chustę itp. Po pierwsze dlatego, że jej nie ogarniałam chociaż bardzo mi się to podoba, a po drugie gdybym miała nieść dziecko i jeszcze całą wyprawkę cały dzień to raz dwa bym padła. 


Miejska Góra w Limanowej.

Kilka słów o Thule Glide

Wózek jest bardzo wygodny zarówno dla rodzica jak i dziecka. Regulowana rączka, którą możesz dopasować do swojego wzrostu. Hamulec nożny oraz ręczny.  W wersji Glide 1 jest on na przednie koło, a w wersji nowszej Glide 2 jest na tylną oś. Szeroka budka, która chroni przed różnymi warunkami atmosferycznymi. Można dokupić rownież różne akcesoria typu: moskitiera, folia przeciwdeszczowa itd. Osobiście korzystam z foli przeciwdeszczowej, która nieraz nas uratowała przy ogromnych ulewach. Mogło lać i wiać, a dziecko było tam bezpieczne. Sprawdził mi się też śpiworek, który w porze jesiennej i zimowej był praktycznie cały czas założony. Fajnym gadżetem jest też organizer na butelki i inne drobiazgi, który można doczepić do rączki - akurat tutaj muszę pomyśleć o jakimś nowszym bo mój jest już nieźle wysłużony. Oparcie regulowane w bardzo łatwy sposób od pozycji siedzącej do całkowicie leżącej. Pięciopunktowe pasy bezpieczeństwa, z których dziecko się nie wywinie, a do tego można jeszcze zaopatrzyć się w pałąk. Przy Michale nie miałam, ale przy drugim synie kaskaderze czasem by się przydał ;) Wózek można w bardzo łatwy sposób złożyć i odczepić wszystkie koła więc bez problemu zmieści się nawet w niewielkim bagażniku samochodu. Koło z przodu ma 16 cali, a w tyle koła mają po 18 cali więc bez problemu radzą sobie z nierównym terenem. Można również dokupić do niego gondolę, a także adaptery do fotelika. Jest to mój opis na podstawie obserwacji - więcej informacji oczywiście znajdziecie na stronie producenta.

Pojemny bagażnik spokojnie mieści wszystkie rzeczy potrzebne jak i nie potrzebne na cały dzień.


Śpiwór idealnie sprawdza się na chłodniejsze dni. 

Wózek posiada elementy odblaskowe na kołach i budce.

Duże koła spokojnie radzą sobie w każdym terenie.

Waga! 

Waga wózka to zaledwie 10,8 kg, ale ja o innej wadze. W ciąży większość zachwyca się brzuszkiem jaki piękny, a Ty go eksponujesz żeby podzielić się z całym światem tą wspaniałą wiadomością. Po ciąży jednak już tak nie jest i za wszelką cenę starasz się go jednak zamaskować. Też tak miałaś? Bo ja tak. Wtedy bluzki o kroju oversize stają się ulubionymi. W mojej pierwszej ciąży przytyłam ponad 20 kg pomimo tego, że chodziłam po górach i starałam się żyć w miarę aktywnie. Dla mnie to był szok i duże obciążenie dla organizmu. Były momenty, że nie mogłam wstać z łóżka bo tak mnie bolał kręgosłup. Stopniowe spacerowanie i bieganie z wózkiem zdecydowanie poprawiło mój stan psychiczny i fizyczny. W pewnym momencie nawet ważyłam mniej niż przed ciążą. Więc jeśli ktoś szuka magicznej metody na zrzucenie zbędnych kilogramów to polecam przede wszystkim RUCH.

Szybki bieg przed pracą po okolicznych górkach :)

Bieganie z wózkiem było dla mnie doskonałym treningiem żeby później startować w zawodach rowerowych.


Czy wózek biegowy jest dla każdego?

Jeśli to czytasz to zapewne stoisz przed takim wyborem. Często ludzie wychodzą z założenia, że skoro biegowy to trzeba biegać. Wózek dzięki swoim dużym kołom idealnie sprawdzi się również na co dzień. Jest wersja ze sztywnym kołem, ale Thule w swojej ofercie posiada również biegowy ze skrętnym kołem, który w mieście i sklepowych alejkach sprawdzi się doskonale. Moja sąsiadka ostatnio powiedziała mi takie słowa: Gdybym cię nie poznała to nawet bym nie wiedziała, że są takie wózki...oczywiście ma już swój wymarzony dopasowany do swoich potrzeb.

Wady?

Wózek z racji, że ma sztywne koło jest dosyć duży. W różnych miejscach typu sklep, ośrodek zdrowia itp. nie da się nim zwinnie manewrować. I wtedy zrodziła się potrzeba, że muszę mieć kolejny wózek. Zakupiłam małą spacerówkę. Jak szybko kupiłam tak po tygodniu już sprzedałam bo to nie na moje szybkie pędy i nie na nasze chodniki. Moją drugą alternatywną dla Thule stał się wózek Bumbleride Indie na trzech kołach. Nie miałam pojęcia nawet o takiej firmie, ale wpisałam w wyszukiwarkę hasło "terenowa spacerówka" i tak oto poznałam Bumbleride, który może nam towarzyszyć od narodzin dziecka ponieważ można zamontować do niego również gondolę więc przy drugim synu tak zrobiłam. I tak naprawdę te dwa wózki są przeze mnie używane cały czas w zależności od sytuacji.

Na zdjęciu: w środku Thule oraz Bumbleride Indie w akcji :)

Przyczepka

Oczywiście jeśli mowa o drugim dziecku to tutaj zrodziła się potrzeba, że muszę ich zabrać w góry razem. Michał był jeszcze na etapie "Mama bolo nogi" i czasem też tak ma i wtedy weź się rozdziel jak jesteś sama w lesie. Mój kolejny pomysł to była przyczepka Thule Lite, która świetnie sprawdza się nie tylko jako wózek, ale po odczepieniu kół i zamontowaniu na specjalnym uchwycie sprawdza się w roli przyczepki rowerowej. Dla dziecka, które jeszcze samodzielnie nie siedzi jest dedykowany specjalny hamaczek.



Czy to już koniec?

I tutaj moja historia z wózkami mogłaby się skończyć, ale w drodze jest trzeci kandydat, a może kandydatka do wózka. Z racji, że Szymek jest jeszcze mały to i tak czeka mnie jazda z podwójnym wózkiem. Postanowiłam oczywiście na Thule. Tym razem model Thule Sleek. Jak się sprawdzi to pokaże czas bo póki co jest schowany i czeka na odpowiedni moment. Michał zaczął coś więcej jeździć na rowerze więc już rozważam opcje jak zabiorę całą trójkę w góry ;) 


Awaria!

Wpis ten planowałam już od dłuższego czasu, ale w międzyczasie stała się mała awaria. Mąż wybrał się na spacer z dzieciakami. Kiedy wrócili i chciałam iść na spacer coś mi nie pasowało w tym jak Thule się prowadzi. Moim oczom ukazała się pęknięta rurka przy spawie. Od razu przed oczami przeleciały mi wszystkie wycieczki i jak sobie pomyślałam, że to może być koniec ogarnęła mnie lekka panika. Normalnie powinnam była na niego krzyczeć (w senie Meża), ale spokojnie - jeszcze nic straconego. Od razu pobiegłam na strych żeby przewertować pudła i znaleźć paragon. Polecam mieć skserowane bo wiadomo, że po kilku latach może wyblaknąć. Znalazłam kontakt do sklepu i bardzo miła Pani Hania ze sklepu WOZIMYSIE powiedziała mi krok po kroku co powinnam zrobić. Dodam, że Thule daje 10 lat gwarancji na swoje ramy. Nie minął nawet tydzień jak wiedziałam, że reklamacja została rozpatrzona pozytywnie. Pani Haniu dziękuje z całego serca! I tak oto zaczynam na nowo przygodę z wózkiem biegowym tym razem z wyższym modelem Thule Glide 2! W tym modelu ta rurka jest zdecydowanie konkretniejsza.

Nasza nowa bryka!

Czy warto było go kupić?

Zdecydowanie TAK! Dzięki niemu odżyłam i mogę czerpać pełnymi garściami z macierzyństwa. Moje motto od kiedy zostałam matką brzmi: "Nie szukaj wymówek, szukaj możliwości". Cieszę się, że firma Thule daje takie możliwości. Dzieci też z tego mają ogromną korzyść ponieważ sporo czasu spędzają na świeżym powietrzu, a co za tym idzie hartują się i poznają nowe miejsca. Odpukać Michał jest jednym z nielicznych przedszkolaków, który chodzi cały czas do przedszkola ;). Jak widać taki wózek to świetna inwestycja na lata ponieważ spokojnie może z niego skorzystać kilka dzieci. Nie oszukujmy się, ale 10 lat gwarancji na ramę! Która firma tyle jeszcze daje? Cieszę się, że przed nami jeszcze dziesiątki jak nie setki kilometrów.


Kolejne przygody przed nami :)

Wpis ten nie jest w żaden sposób sponsorowany, a jedynie są tutaj opisane moje doświadczenia. Jak widzicie musiałam trochę pojeździć żeby znaleść swój ideał ;) O wózkach mogłabym jeszcze dużo pisać. Jeśli macie jakieś pytania piszcie śmiało. Napiszcie w komentarzach również o swoich doświadczeniach z wózkami. Mam nadzieje, że ten wpis w jakimś stopniu pomoże Wam wybrać swój idealny wózek. I nawet jeśli teraz jesteś na etapie rower i tylko rower to poczekaj...jeszcze tu kiedyś wrócisz ;)


Filmiki z naszych wycieczek: 




Pozdrawiam

Kamila :)

niedziela, 24 lutego 2019

"Miało być łatwe, miało być proste. Na zakrętach ścigam się. Dogoń mnie!"

Wyobraź sobie, że budzisz się... jest niedziela, a za oknem piękne słońce. Nic tylko wstawać w podskokach i pędzić gdzieś w góry na spacer czy też rower żeby spędzić aktywnie dzień.  Razem tak rodzinnie czy też w bardziej romantycznej wersji we dwoje.

Jak zobaczyłam te  promienie słońca, które wpadały do pokoju to nie towarzyszyło mi żadne z powyżej wymienionych uczuć. Ogarnęła mnie wręcz złość... jak dla mnie to mogłaby być nawet burza  - pomyślałam. Wiedziałam, że po raz kolejny ten dzień spędzę zdana tylko na siebie i to jak go spędzę zależy tylko i wyłącznie ode mnie. Rodzinne wyjście? Zapomnij o tym kiedy twój mąż jest strażakiem i ratuje życie innych. A ty? Dasz sobie radę - nie pierwszy i nie ostatni raz. Nawet nie wiecie z jaką zazdrością spoglądam na rodziny, które razem spacerują.

Ten wpis miał być już w poniedziałek, ale tak mi tydzień szybko minął. Zresztą śmieje się, że mój czas wolny zaczyna się o północy kiedy wszyscy śpią. Tyle, że ja już wtedy padam na twarz i o pisaniu mogę zapomnieć. Żeby napisać ten wpis spędziłam czas od północy gdzieś do 3 w nocy :) Jak inne blogerki to robią, że mają wszystko na bieżąco? Tego nie wiem. 

W sobotę razem z koleżanką udałam się na długi spacer po okolicznych górkach. Kolejnego dnia była ta sama trasa, ale już w nieco wydłużonej wersji. Zrobiła się wiosna na całego więc nasze kurtki szybko wylądowały w bagażniku wózka - z tym to jest wygoda.



Często jest tak, że kiedy spaceruje z wózkiem to odkrywam nowe trasy, które później pokonuje na rowerze. Działa to oczywiście też w drugą stronę. Cieszę się, że te długie zimowe wieczory powoli dobiegają końca ponieważ znowu będziemy mogli powrócić w teren i spędzać aktywnie czas od rana do nocy.


Mój kompan :)





W niedzielę oprócz Michałka towarzyszyła mi Bunia, a także Koleżanka z dziećmi. Powiem Wam, że nieczęsto trafia się na osobę, która nadaje na tych samych falach. Z nią to są szybkie dyskusje: pytanie: Idziemy? Odpowiedź: Idziemy! :) Jak sobie pomyślę z perspektywy czasu na jakie trasy my zabierałyśmy dzieciaki to wariactwo, ale dzielnie dają radę :) 





"Gdzie jest rower?"

Przez ostatni rok komentarze z serii "Gdzie jest rower?" pojawiały się na blogu bardzo często. Nie ukrywam, że było to dla mnie irytujące i nie raz po prostu odechciewało się całego pisania. Najlepsze jest to, że komentowały osoby, które wpisów nawet nie przeczytały tylko rzuciły okiem na zdjęcia, tytuł i już potrafiły sobie wyrobić całe zdanie na dany temat. A często było tak, że wystarczyło zamienić słowo wózek na rower i już była ciekawa trasa na rower. Przecież nie wożę dziecka po alejkach w parku i nie robię z tego relacji ;). Na blogu mam jeszcze trochę zaległych wpisów rowerowych, które czekają na swój lepszy czas więc bądźcie cierpliwi.




"Może zmień nazwę bloga?" :)

O tak bo jak zakładałam blog "Kamila i jej rower" jakieś 5 lat temu to oczywiście przewidziałam co będę robić w życiu :). Czy życie niektórych osób jest serio takie biało czarne i wszystko jest takie oczywiste? Jeśli tak to przykro mi i mam nadzieje, że coś z tym zrobisz :) Dla mnie takie nie jest i całe szczęście. Kiedy założyłam blog moją główną pasją był i oczywiście nadal jest rower. Jednak z czasem pojawiły się inne rzeczy. Dzięki M. poznałam co to jest jazda na skiturach i pokochałam to na równi z rowerem. Jest to świetna alternatywa na zimę kiedy warunki nie są zbyt odpowiednie na rower. Jazda na siłę w śniegu jakoś mnie nie kręci tylko po to żeby zrobić zdjęcie, wrzucić do sieci i napisać jak było super, a rzeczywistość była zupełnie inna. W międzyczasie do tego wszystkiego dołączyły jaskinie - zrobiłam kurs taternictwa jaskiniowego, ale nie do końca się w tym odnalazłam. Ja muszę czuć wiatr we włosach :) 

"Dlaczego piszę o innych rzeczach niż tylko rower?"

Bo lubię wrócić do tych chwil i przypomnieć sobie jak było, jakie emocje mi towarzyszyły. Planowałam kiedyś założyć jeszcze inny blog, ale stwierdziłam, że to chyba nie ma sensu. Nawet już wymyśliłam nazwę. Ledwo mi wystarcza czasu na ten. Zresztą w słowie "Kamila" mogę zawrzeć wszystko co tylko chcę. "... i jej rower" owszem rower to mój znak rozpoznawczy, ale Kamila nie równa się rower. Więc jeśli przeszkadzają Ci moje wpisy niezwiązane z rowerem to pamiętaj o tym, że ja nikogo tutaj na siłę nie trzymam :) Jesteś tutaj bo chyba pewnego dnia coś Cię musiało zaintrygować w mojej osobie i dałeś "Lubię to" i poparłeś to co robię. Dziękuje z tego miejsca wszystkim, którzy tutaj ze mną są i kibicują mi w tym co robię. Nie ważne czy robię to na dwóch kółkach czy na trzech. Myślę, że ważne jest w tym wszystkim żeby po prostu czerpać z tego radość. A pisać będę dalej :)

Mój ulubiony komentarz, który nieraz podnosił mnie na duchu:

Kamila zmień nazwę bloga na "Kamila i jej rower, mąż, dziecko, pies, wózek, dom, piesze wycieczki (wstaw kolejne kontrowersyjne rzeczowniki dyskwalifikujące Cię jako właścicielkę tytułowego rowera)", a w opisie bloga dodaj koniecznie "Jestem wyrodną matką, bo nie kisze młodego w domu i od bobasa uczę go, że warto być aktywnym" wtedy na pewno zadowolisz wszystkich frustratów. 





To że jestem matką nie znaczy, że zapomniałam jak wygląda rower. Uwierz mi rower to ja widziałam przez ostatni rok codziennie. Nie zawsze jednak mogłam sobie pozwolić na jazdę wtedy kiedy mi się podoba. Tylko wtedy gdy ktoś zajmie się dzieckiem. Wspólne wypady z M.? Teraz to rarytas - nie zdarza się to zbyt często, a szkoda bo On to zawsze wynajdzie jakieś ekstremalne zjazdy.



W niedzielę ( 17.02.2019 r)  nie spodziewałam się niczego szczególnego, a jednak udało się zrobić szybki trening. Misiek został sprzedany na godzinę do koleżanki, a ja mogłam spokojnie ruszyć w trasę. Postanowiłam pokonać tą samą pętlę co wcześniej, ale w znacznie szybszym tempie.



Wiesz co to jest sukces? :D Kiedy udaje ci się wcisnąć w strój rowerowy sprzed ciąży. Tak wiec założyłam swoje wdzianko, które już dawno spisałam na straty, ale jednak jeszcze posłuży. Dobrze, że lajkra przyjmie wszystko!



Miejscami u góry było jeszcze trochę śniegu więc w krótkich spodenkach mogłam tam wyglądać trochę abstrakcyjnie.





Jadąc dalej była już jesień...



 A patrząc na niebo to wiosna :)



Jestem mamą, ale jestem też sobą. Czasem drocząc się z M. mówię, że wyrzekłam się siebie żeby zająć się tym życiem codziennym. Jednak dalej jestem sobą. Jak jestem na rowerze to zapominam o wszystkim. Jest to czas tylko i wyłącznie dla mnie więc błagam Mężu nie dzwoń do mnie kiedy jestem w trakcie zjazdu z pytaniem gdzie są pieluchy! :D



Wózek i rower - a może by tak połączyć to wszystko razem. Zamiast liczyć na kogoś mogłabym liczyć tylko na siebie. Najwyższy czas żeby zacząć rozglądać się za wygodnym fotelikiem na rower. Niech Michałek też poczuje wiatr we włosach :) Mam już jedną firmę na oku, ale może macie jakieś sprawdzone modele fotelików dla rocznego dziecka? 



Rower odstawiony do domu. Jeszcze tylko odebrać dziecko z miejsca gdzie się zostawiło i z nową energią można działać. Jak widać na zdjęciu takie chwilowe rozstania dobrze robią :)




Napiszcie w jaki sposób udaje Wam się zorganizować życie rodzinne. Połączyć to wszystko z pasją i nie zwariować. 

Urlop macierzyński dobiegł końca i powoli czas wracać do pracy ;) Czy to normalne, że się cieszę? :D Tak, bo będę do pracy kręcić na rowerze :)

P.S. Gdyby ktoś zastanawiał się dlaczego tak długo pisałam. Ciężko zebrać myśli kiedy ma się słuchawki na uszach i słucha się tak genialnej piosenki.

Klik: Anna Karwan - Czarny Świt

Pozdrawiam
Kamila :)

sobota, 24 listopada 2018

"Usta swe otwiera, szeroko ze zdziwienia. Nie wierzy, że tak pięknie tam" - nowa wieża widokowa na Szpilówce :)

Jakiś czas temu korzystając z uroków pięknej polskiej złotej jesieni udaliśmy się na małą rodzinną wycieczkę. Czy trzeba jechać gdzieś daleko żeby zobaczyć coś nowego? Odpowiedź brzmi: Nie! Wystarczy po prostu wyjść z domu i nie szukać żadnych wymówek. Robota nie zając...nie ucieknie :)

Naszym celem była Szpilówka (516 m n.p.m) jest to wzniesienie znajdujące się na Pogórzu Wiśnickim w długim 20 - kilumetrowym grzbiecie zwanym pasmem Szpilówki, który ciągnie się od doliny Uszwicy na zachodzie, po dolinę Dunajca na wschodzie.

Samochód zostawiliśmy w pobliżu ośrodka zdrowia w Iwkowej i ruszyliśmy na szlak.


Kapliczka przy drodze.
Szpilówka wznosi się nad miejscowościami Iwkowa oraz Lipnica Dolna.


Bunia ;)
Wieża widokowa o stalowej konstrukcji jest już widoczna z daleka. 


Wieża na wyciągnięcie ręki, ale trochę km nam zostało.
Idziemy zielonym szlakiem, który jest bardzo łagodny więc wózkiem jedzie się bez problemu. Ostatnio w tych okolicach byłam kilka lat temu podczas maratonu Kierat, ale tereny te niewątpliwie są warte odwiedzenia na rowerze.


Co trzy kółka to nie dwa :)
"Schody" zaczynają się w momencie kiedy odbijamy trochę ze szlaku. W pewnych momenrach muszę się wspomóc nosidłem bo jest tak stromo. Chcemy zobaczyć Pustelnię Św. Urbana.


Odbijamy w jakieś leśne ścieżki w poszukiwaniu pustelni św. Urbana.
Pustelnia, a właściwie kaplica św. Urbana położona jest na południowych stokach góry Bukowiec.Z pustelnią tą jest związane kilka legend. Jedna z nich mówi, że woda z źródła miała podobno właściwości lecznicze.Obecnie źródło to stanowi ujęcie wody dla Iwkowej i jedynie nadmiar wody przelewa się do potoku Urbana tuż przy kapliczce. Kapliczka, mimo iż jest niewielka (4,5 x 4,5m) posiada mury o grubości 80 cm z piaskowcowych ciosów osadzonych na glinianej zaprawie. 8 lipca 2005 roku została wpisana do rejestru zabytków i od tej pory stała się obiektem prawnie chronionym.



Pustelnia Św. Urbana.
 Idziemy dalej ciesząc się urokami jesieni :)

A później matka się zastanawia skąd się biorą brudne skarpety skoro on nawet jeszcze nie chodzi :D
Oczywiście najlepiej podziwia się świat z takiej perspektywy.


Nie ma jak tak :)
Wieża zostaje zdobyta. 30 metrów wysokości - naprawdę robi wrażenie. Na szczycie udało nam się spotkać projektanta tej wieży więc mogliśmy zamienić kilka słów na temat tego jak powstawała. Niewątpliwą atrakcją turystyczną tego miejsca jest jego historia. Na szczycie Szpilówki w latach 60. XX wieku stacjonowały wojska radzieckie, a teren był ogrodzony. Miejsce to jest owiane tajemnicą. Nikt nie wie co tam się działo, a dzisiaj niestety nie da się już tego zweryfikować.

Takiej ogromnej wieży jeszcze nie widziałam na żywo.
Stalowa konstrukcja.

Taras jest ogromny. W oddali można nawet dostrzec Kraków.


Ogromny taras widokowy.




Przypuszczam, że Michałek mógł być pierwszym i najmłodszym dzieckiem na tej wieży. 



Podziwiamy widoki z każdej strony ;)



Tuż obok wieży znajduję się ogromna zadaszona wiata z ławkami. Pomyślano także o rowerzystach i postawiono stojaki na rowery.



Na szczycie zapaliliśmy jeszcze małe ognisko z kiełbakami. 


W swoim żywiole :D
Czas się zbierać. Po drodze znajdujemy taki schron czy cokolwiek to jest. Idealne miejsce do przenocowania w terenie. 


Karimata, śpiwór i można spać.
Droga powrotna jest zdecydowanie łagodniejsza niż nasze wcześniejsze podejście. Gdzie tylko się da to biegnę :)


:)
W tym dniu towarzyszyła nam jeszcze nasza czworonożna Bunia. 



Jak sami widzicie nie trzeba wcale daleko jechać żeby zobaczyć coś nowego :) Jeśli macie dzieciaki to śmiało możecie się tam z nimi wybrać. Gwarantuję, że każdy da radę spokojnie wyjść, a dla takich widoków warto. 

P.S. Inspiracją dla tytułu wpisu była piosenka zesołu Hollow Quartet "Flamaster" - trafiłam na ten zespół przez zupełny przypadek, a teraz słucham na okrągło na przemian z dziecęcymi piosenkami :D


Pozdrawiam
Kamila :)