niedziela, 24 lutego 2019

"Miało być łatwe, miało być proste. Na zakrętach ścigam się. Dogoń mnie!"

Wyobraź sobie, że budzisz się... jest niedziela, a za oknem piękne słońce. Nic tylko wstawać w podskokach i pędzić gdzieś w góry na spacer czy też rower żeby spędzić aktywnie dzień.  Razem tak rodzinnie czy też w bardziej romantycznej wersji we dwoje.

Jak zobaczyłam te  promienie słońca, które wpadały do pokoju to nie towarzyszyło mi żadne z powyżej wymienionych uczuć. Ogarnęła mnie wręcz złość... jak dla mnie to mogłaby być nawet burza  - pomyślałam. Wiedziałam, że po raz kolejny ten dzień spędzę zdana tylko na siebie i to jak go spędzę zależy tylko i wyłącznie ode mnie. Rodzinne wyjście? Zapomnij o tym kiedy twój mąż jest strażakiem i ratuje życie innych. A ty? Dasz sobie radę - nie pierwszy i nie ostatni raz. Nawet nie wiecie z jaką zazdrością spoglądam na rodziny, które razem spacerują.

Ten wpis miał być już w poniedziałek, ale tak mi tydzień szybko minął. Zresztą śmieje się, że mój czas wolny zaczyna się o północy kiedy wszyscy śpią. Tyle, że ja już wtedy padam na twarz i o pisaniu mogę zapomnieć. Żeby napisać ten wpis spędziłam czas od północy gdzieś do 3 w nocy :) Jak inne blogerki to robią, że mają wszystko na bieżąco? Tego nie wiem. 

W sobotę razem z koleżanką udałam się na długi spacer po okolicznych górkach. Kolejnego dnia była ta sama trasa, ale już w nieco wydłużonej wersji. Zrobiła się wiosna na całego więc nasze kurtki szybko wylądowały w bagażniku wózka - z tym to jest wygoda.



Często jest tak, że kiedy spaceruje z wózkiem to odkrywam nowe trasy, które później pokonuje na rowerze. Działa to oczywiście też w drugą stronę. Cieszę się, że te długie zimowe wieczory powoli dobiegają końca ponieważ znowu będziemy mogli powrócić w teren i spędzać aktywnie czas od rana do nocy.


Mój kompan :)





W niedzielę oprócz Michałka towarzyszyła mi Bunia, a także Koleżanka z dziećmi. Powiem Wam, że nieczęsto trafia się na osobę, która nadaje na tych samych falach. Z nią to są szybkie dyskusje: pytanie: Idziemy? Odpowiedź: Idziemy! :) Jak sobie pomyślę z perspektywy czasu na jakie trasy my zabierałyśmy dzieciaki to wariactwo, ale dzielnie dają radę :) 





"Gdzie jest rower?"

Przez ostatni rok komentarze z serii "Gdzie jest rower?" pojawiały się na blogu bardzo często. Nie ukrywam, że było to dla mnie irytujące i nie raz po prostu odechciewało się całego pisania. Najlepsze jest to, że komentowały osoby, które wpisów nawet nie przeczytały tylko rzuciły okiem na zdjęcia, tytuł i już potrafiły sobie wyrobić całe zdanie na dany temat. A często było tak, że wystarczyło zamienić słowo wózek na rower i już była ciekawa trasa na rower. Przecież nie wożę dziecka po alejkach w parku i nie robię z tego relacji ;). Na blogu mam jeszcze trochę zaległych wpisów rowerowych, które czekają na swój lepszy czas więc bądźcie cierpliwi.




"Może zmień nazwę bloga?" :)

O tak bo jak zakładałam blog "Kamila i jej rower" jakieś 5 lat temu to oczywiście przewidziałam co będę robić w życiu :). Czy życie niektórych osób jest serio takie biało czarne i wszystko jest takie oczywiste? Jeśli tak to przykro mi i mam nadzieje, że coś z tym zrobisz :) Dla mnie takie nie jest i całe szczęście. Kiedy założyłam blog moją główną pasją był i oczywiście nadal jest rower. Jednak z czasem pojawiły się inne rzeczy. Dzięki M. poznałam co to jest jazda na skiturach i pokochałam to na równi z rowerem. Jest to świetna alternatywa na zimę kiedy warunki nie są zbyt odpowiednie na rower. Jazda na siłę w śniegu jakoś mnie nie kręci tylko po to żeby zrobić zdjęcie, wrzucić do sieci i napisać jak było super, a rzeczywistość była zupełnie inna. W międzyczasie do tego wszystkiego dołączyły jaskinie - zrobiłam kurs taternictwa jaskiniowego, ale nie do końca się w tym odnalazłam. Ja muszę czuć wiatr we włosach :) 

"Dlaczego piszę o innych rzeczach niż tylko rower?"

Bo lubię wrócić do tych chwil i przypomnieć sobie jak było, jakie emocje mi towarzyszyły. Planowałam kiedyś założyć jeszcze inny blog, ale stwierdziłam, że to chyba nie ma sensu. Nawet już wymyśliłam nazwę. Ledwo mi wystarcza czasu na ten. Zresztą w słowie "Kamila" mogę zawrzeć wszystko co tylko chcę. "... i jej rower" owszem rower to mój znak rozpoznawczy, ale Kamila nie równa się rower. Więc jeśli przeszkadzają Ci moje wpisy niezwiązane z rowerem to pamiętaj o tym, że ja nikogo tutaj na siłę nie trzymam :) Jesteś tutaj bo chyba pewnego dnia coś Cię musiało zaintrygować w mojej osobie i dałeś "Lubię to" i poparłeś to co robię. Dziękuje z tego miejsca wszystkim, którzy tutaj ze mną są i kibicują mi w tym co robię. Nie ważne czy robię to na dwóch kółkach czy na trzech. Myślę, że ważne jest w tym wszystkim żeby po prostu czerpać z tego radość. A pisać będę dalej :)

Mój ulubiony komentarz, który nieraz podnosił mnie na duchu:

Kamila zmień nazwę bloga na "Kamila i jej rower, mąż, dziecko, pies, wózek, dom, piesze wycieczki (wstaw kolejne kontrowersyjne rzeczowniki dyskwalifikujące Cię jako właścicielkę tytułowego rowera)", a w opisie bloga dodaj koniecznie "Jestem wyrodną matką, bo nie kisze młodego w domu i od bobasa uczę go, że warto być aktywnym" wtedy na pewno zadowolisz wszystkich frustratów. 





To że jestem matką nie znaczy, że zapomniałam jak wygląda rower. Uwierz mi rower to ja widziałam przez ostatni rok codziennie. Nie zawsze jednak mogłam sobie pozwolić na jazdę wtedy kiedy mi się podoba. Tylko wtedy gdy ktoś zajmie się dzieckiem. Wspólne wypady z M.? Teraz to rarytas - nie zdarza się to zbyt często, a szkoda bo On to zawsze wynajdzie jakieś ekstremalne zjazdy.



W niedzielę ( 17.02.2019 r)  nie spodziewałam się niczego szczególnego, a jednak udało się zrobić szybki trening. Misiek został sprzedany na godzinę do koleżanki, a ja mogłam spokojnie ruszyć w trasę. Postanowiłam pokonać tą samą pętlę co wcześniej, ale w znacznie szybszym tempie.



Wiesz co to jest sukces? :D Kiedy udaje ci się wcisnąć w strój rowerowy sprzed ciąży. Tak wiec założyłam swoje wdzianko, które już dawno spisałam na straty, ale jednak jeszcze posłuży. Dobrze, że lajkra przyjmie wszystko!



Miejscami u góry było jeszcze trochę śniegu więc w krótkich spodenkach mogłam tam wyglądać trochę abstrakcyjnie.





Jadąc dalej była już jesień...



 A patrząc na niebo to wiosna :)



Jestem mamą, ale jestem też sobą. Czasem drocząc się z M. mówię, że wyrzekłam się siebie żeby zająć się tym życiem codziennym. Jednak dalej jestem sobą. Jak jestem na rowerze to zapominam o wszystkim. Jest to czas tylko i wyłącznie dla mnie więc błagam Mężu nie dzwoń do mnie kiedy jestem w trakcie zjazdu z pytaniem gdzie są pieluchy! :D



Wózek i rower - a może by tak połączyć to wszystko razem. Zamiast liczyć na kogoś mogłabym liczyć tylko na siebie. Najwyższy czas żeby zacząć rozglądać się za wygodnym fotelikiem na rower. Niech Michałek też poczuje wiatr we włosach :) Mam już jedną firmę na oku, ale może macie jakieś sprawdzone modele fotelików dla rocznego dziecka? 



Rower odstawiony do domu. Jeszcze tylko odebrać dziecko z miejsca gdzie się zostawiło i z nową energią można działać. Jak widać na zdjęciu takie chwilowe rozstania dobrze robią :)




Napiszcie w jaki sposób udaje Wam się zorganizować życie rodzinne. Połączyć to wszystko z pasją i nie zwariować. 

Urlop macierzyński dobiegł końca i powoli czas wracać do pracy ;) Czy to normalne, że się cieszę? :D Tak, bo będę do pracy kręcić na rowerze :)

P.S. Gdyby ktoś zastanawiał się dlaczego tak długo pisałam. Ciężko zebrać myśli kiedy ma się słuchawki na uszach i słucha się tak genialnej piosenki.

Klik: Anna Karwan - Czarny Świt

Pozdrawiam
Kamila :)

6 komentarzy:

  1. Sam nie wiem jak nam to wychodzi :) Mam prawie 40 lat, żonę i dwie córki - 6 i 8 lat. Młodsza jest w zerówce, starsza w 2. klasie. W dwu różnych szkołach, niestety. Na co dzień mieszkamy w Warszawie. Możemy liczyć tylko na siebie samych, nasi rodzice mieszkają poza Wawą, a stan ich zdrowia nie pozwala im na zajmowanie się regularnie dziećmi. Moja żona zajmuje się tematami HR i jest kierownikiem działu w dość dużej firmie. To oznacza, że musi codziennie być w biurze, bo a to spotkania kierowników działów, a to rekrutacje na wyższe stanowiska, itd. Jedynym, co nas ratuje jest to, że ja mam zadaniowy czas pracy i mogę w zasadzie codziennie pracować zdalnie. Inaczej nie wyobrażam sobie w ogóle naszego życia codziennego.

    Żona rano odstawia dzieciaki do szkół i jedzie do biura. Rower młodszej córki jedzie z nimi w bagażniku (mamy minivana) i przypina go pod szkołą, jakieś 2 km od domu. Ja pracuję z mieszkania, ew. raz w tygodniu z samego rana jadę na siłownię. Maks. 9:30 wracam do mieszkania i siadam do pracy. Około 14:40 wskakuję na rower - nie ma, że pada czy jest zimno - i jadę po młodszą córkę. Ta jest małym przekozakiem i nie boi się pogody, mrozu itd. Wciąga na głowę kolorową kominiarkę w sówki i inne ptaszki, zakłada kask i ciśniemy :) Około 15:20-30 wracamy do domu, ew. po drodze (zależnie od dnia tygodnia) jeszcze zgarniamy starszą córkę z jej szkoły (jest tuż pod domem, ale córka jeszcze boi się samemu wracać do domu).

    Wyskoczyć na rower mogę albo w weekend, albo w tygodniu dopiero po 18:00-18:30, jak żona wróci z pracy, żeby dzieciaki zostały w domu z kimś dorosłym. I tak polka-galopka wygląda od kilku lat. Często-gęsto jeszcze wieczorem muszę odpalić maile i chwilę popracować (specyfika pracy z klientami od USA i Kanady po Chiny i Japonię), więc czasu na rower (albo rower stacjonarny na siłowni) jest naprawdę malutko. Ot, taka galopada codzienna - zależnie od dnia czasem ta rutyna się zmienia - a to jakas wizyta u lekarza, a to coś innego.

    Mam nadzieję, że powrót do pracy po macierzyństwie będzie dla Ciebie możliwie lekki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Brawo Kamila, świetnie wszystko godzisz a wyglądasz bosko <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Kamila, Ty się nie przejmuj co ludzie piszą �� jak się komu nie podoba to niech nie zagląda. Przy małym bobo nie da się wszystkiego zaplanować i poukładać. Ważne by znaleźć dystans i korzystać z każdej chwili którą można wykorzystać na swoją pasję.
    Ja mam w domu 3 nastolatków i 4 miesięcznego brzdaca, który wywrócil nasze życie do góry nogami. Przed ciaza biegałem dużo A czasem więcej �� bo kocham maraton i ultra A teraz biegam troszeczkę bo czasem leje lub wieje na maksa i z wózkiem się nie da A nie mam możliwość zostawienie Julcia nawet na godzinkę z kimś. Ale za to jak tylko uda się ubrać adidaski to jestem szczęśliwa choćby z przebiegnietej piątki . Idzie wiosna, będzie jeszcze więcej spacerów i biegania. Bo to moja pasja... pokonywanie kolejnych km po leśnych bezdrożach . Obiad się ugotuje po drodze, zakupy w Biegu A że dom nie zawsze lśni czystością �� cóż.. . Nie na wszystko zawsze starczy czasu A życie jest za fajne by się spinac. Rób swoje i korzystaj z życia. Czy na rowerze czy na spacerze . Po prostu trzeba się cieszyć z tego co się ma ��

    OdpowiedzUsuń
  4. Kamilka świetny wpis,dalej bądz sobą i rób to co robisz,pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten wpis jest bardzo interesujący

    OdpowiedzUsuń
  6. Podzielam Twoją pasję i zajawkę do rowerów. To jest pewnego rodzaju odskocznia od codzienności i czas na "reset".

    OdpowiedzUsuń