piątek, 13 maja 2016

O tym jak JOY RIDE zamieniłam na JOY SOR...

Powinnam się teraz pakować na zawody...o starcie w Kellys Enduro podczas Festiwalu JOY RIDE w Kluszkowcach mogę niestety tylko pomarzyć.

Jakiś czas temu po dość długich namowach Kolegów moje nazwisko znalazło się na liście startowej. Cały weekend spędziłam w pracy więc o jeździe nie było mowy. We wtorek trzeba było wszystko nadrobić :)

Kierunek: Kluszkowce!!!

Rowery załadowane na dach i jazda! Naszym celem było zapoznanie się z wszystkimi czterema odcinkami specjalnymi, które zostały przygotowane na zawody enduro, które odbędą się już jutro. Całość trasy to około 30 km. Oczywiście na takich zawodach na czas liczy się pokonanie zjazdu, a podjazd możemy pokonywać nawet w żółwim tempie byle wyrobić się w czasie otwarcia OS. Zawody rozgrywane są na południowym stoku góry Lubań (1225m).



 Po drodze mijamy się z przeróżnego rodzaju sprzętem ciężkim.W powietrzu czuć, że Festiwal coraz bliżej :)



Trasę OS1 pokonujemy z dołu do góry żeby od razu się z nią zapoznać, a później zjechać. Idąc po drodze analizuję co gdzie i jak zjechać. Po jakimś czasie docieramy do miejsca skąd będzie zaczynać się zjazd. Ustawią się tam pewnie spore kolejki oczekujących więc presja na szybki zjazd jest duża.

K., który już był tutaj kilka razy i rok wcześniej startował popędził z przodu. M. za nim, a ja sobie gdzieś tam jechałam po tych kamerdolach :D W miejscu gdzie jest hopka przejechałam sobie kilka razy...objazdem oczywiście, a M. skakał.

OS1
 Po kilku minutach OS1 pokonany. Zastanawiam się na co ja się dałam namówić, ale myślę sobie będzie dobrze :).


 Znowu wychodzimy do góry tym razem żeby zdobyć OS2, ale zaraz zaraz...przechodzimy obok OS1 i ścianki z kamieni więc może by tak sobie jeszcze raz przećwiczyć! Korzystając z tego, że M. i K. są w pobliżu to podpowiedzą mi jak mam zjechać. To wszystko było tak na szybko, że nawet nie założyłam ochraniaczy...i tak by mi za wiele nie pomogły. Robiąc już trzecie podejście miałam nadzieję, że się uda. Jednak coś poszło nie tak i przeleciałam przez kierownicę boleśnie lądując na obu nadgarstkach...

Filmik jak to wyglądało: http://www.pinkbike.com/video/444622/


Super! Początek trasy, a ja już się rozwaliłam...M. i K. jak to zobaczyli to aż zaniemówili. Wstałam, łezka z oka poleciała, pomachałam rękami na wszystkie strony żeby upewnić się, że nic nie złamane czy też zwichnięte. Słyszę pytanie czy wracamy?? Jak mamy wracać jak ja muszę wszystko przejechać. Prawą ręką, która mniej boli trzymam kierownicę, a lewa ręka jest na niej bo po prostu jest...Nie mam za bardzo jak jej chwycić tak żeby czuć się pewnie bo im bardziej zaciskam ręce tym większy ból. Oczywiście wszystko do zniesienia bo działa adrenalina.

Momentami było ciężko...
OS2 jest bardzo fajny technicznie. Kilka stromych zjazdów. Naprawdę super :) Ważne jest, że po pokonaniu OS2 dojedziemy do parkingu więc tak naprawdę nie musimy brać jakiś zbędnych rzeczy na trasę bo później możemy nasze zapasy uzupełnić.


Z parkingu ruszamy na dalszą część trasy. Jedziemy/wypychamy nasze rowery w kierunku polany Jaworzyny Ochotnickie. Przy niektórych miejscach typu jakaś skarpa musiałam korzystać z pomocy M. bo ręce protestowały. Na szczycie chwila odpoczynku i zaczynamy jazdę w dół.

Nie wiem jak to zrobiłam, ale tak mocno trzymałam kierownicę, że puściłam ją dopiero po całym zjeździe. Końcówka OS4 jest genialna :D Kto jutro tam będzie jechał wie o czym mówię :)


Nie wiem co nas jeszcze podkusiło, ale zamiast iść od razu do samochodu poszliśmy jeszcze zobaczyć jak będzie wyglądać trasa DH i pogadać z Kolegą, który ją przygotowywał.

Rozkładanie materacy na trasie DH.
Czas mijał na pogaduchach i w końcu trzeba było ruszyć do góry na szczyt Wdżar.
Moje ręce chyba postanowiły całkiem odmówić posłuszeństwa. Powiecie to czemu nie zawróciłam? Nie opłacało się schodzić w dół bo bym chyba zleciała z tym rowerem. M. zabrał mój rower do góry, a K. później w dół...


 W Kluszkowcach jest raj dla rowerzystów, ale również rodziny z dziećmi znajdą tutaj sporo atrakcji :)

Smok na górze Wdżar :)
Niestety tym razem nie mogłam zjechać żadną trasą...
 M. znalazł również dla siebie atrakcje :( Pierwszy skok ok, a przy drugim coś poszło nie tak i lądowanie skończyło się tragicznie... Nawet nie chcę pisać co się tam działo.

W locie...
 Patrząc na kask i oglądając filmik z naszymi lotami cieszę się, że tak to się skończyło, a nie gorzej. Wieczór spędziliśmy na SOR na prześwietleniach....ze mną już jest prawie dobrze, a M. jeszcze sobie pewnie pochodzi o kulach :/ I tak w jednej chwili wszystkie plany na maj poszły w zapomnienie :(

Kask zrobił niezłą robotę! Dzięki URGE <3
Co jest w tym wszystkim "pocieszające"? :D Dowiedziałam się, że jak są gleby to jest progress. K. mnie pocieszył, że zjechałam wszystkie miejsca gdzie w tamtym roku niektórzy sprowadzali...no nic może za rok będę miała okazję wystartować. Tyle, że może nie będę podchodzić tak ambitnie, że muszę zjechać wszystko. Jak czegoś nie będę pewna to po prostu sprowadzę i też się nic nie stanie, a przynajmniej będę cała :)  Uwierzcie, że na zawodach to mnie emocje ponoszą i jadę bez żadnych ograniczeń.

POWODZENIA DLA WSZYSTKICH STARTUJĄCYCH :) 
Czekam na Wasze relacje!

P.S. Mówią, że do wesela się zagoi :D

Pozdrawiam
Kamila :)

2 komentarze:

  1. Maniek chyba chciał whipy poćwiczyć na nowym sprzęcie ;)
    Zdrówka dla Was :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No, no ten upadek nie wyglądał zbyt fajnie :( Najważniejsze, że wypad się udał!

    OdpowiedzUsuń