Dawno mnie tutaj nie było :). Przez ten czas nic, a nic nie próżnowałam. Dzieci i dodatkowa praca tak pochłaniają mój czas, że wieczorem padam i pisanie schodzi na dalszy plan. Czas spędzamy aktywnie od samego rana do wieczora.
Kiedyś jeden z czytelników zadał mi pytanie. Jak ogarniamy wyprawy z dwójką dzieci...A kto powiedział, że my to ogarniamy? Wiecie na zdjęciach wszystko pięknie wygląda, a rzeczywistość pokazuje swoje. Zobaczcie jak sobie radzimy.
Kiedy miałam tylko jedno dziecko byłam niezależna bo pakowałam ekwipunek Michałka i jazda gdzie tylko dusza zapragnie. Byle jedzenie się zgadzało i można było zdobywać cały świat. Przez ten czas używałam wózek biegowy Thule Glide, a na co dzień Bumbleride Indie. Kiedy Michałek poczuł co to jest chodzenie na własnych nogach wózek poszedł w odstawkę i już myślałam, że do niego nie wsiądzie. Jednak jakiś czas temu postanowiłam zrobić eksperyment i na nowo go tam ulokować. Udało się! Ktoś pomyśli i z czego tu się cieszyć. Skoro chodzi to niech chodzi, ale prawda jest taka, że przy dwójce dzieci samotne wyjścia gdzieś dalej nie wchodzą w grę. Przecież dwóch wózków naraz nie zdołam pchać. Jeden wózek i niesienie starszego na rękach też nie wchodziło w grę. Zawsze musiał być ktoś do towarzystwa i pomocy. Na szczęście mam obok siebie takich wspaniałych ludzi.
Ostatnio razem z ekipą wybrałam się na spontaniczny spacer na pobliską górę. Jeden telefon z informacją, że idziemy tu i tu. Zbiórka o 10:00. Kiełbasa jest i ruszamy na ognisko. Naprawdę Matek nie trzeba na to długo namawiać. Rower zamieniłam na inne kółka, ale naprawdę spełniam się w tym macierzyństwie. Teraz jest bardziej na luzie i bez spiny :) Staram się cieszyć z każdego dnia.
Kiedy stałam z tymi dwoma wózkami w tym miejscu postanowiłam, że tak nie może być! Koniec z tym...Pamiętacie moje motto: "Kto chce - szuka sposobu, kto nie chce - szuka wymówki". I tak oto po wielu namysłach stwierdziłam, że kupuję przyczepkę biegową i oczywiście z mocowaniem do roweru. Po przeglądzie co rynek oferuje postawiłam na Thule. Już znalazłam świetną ofertę na olx, ale za długo się zastanawiałam czyli kilka godzin i okazja znikła. Na szczęście kilka dni później trafiłam na taką samą przyczepkę w jeszcze lepszej opcji :) Tutaj już nawet nie myślałam.Telefon w rękę chociaż wcale nie byłam do końca przekonana czy dobrze robię, ale stwierdziłam, że zaryzykuję.
Tutaj możecie zobaczyć kilka zdjęć z naszej ostatniej wspólnej wycieczki na Szpilówkę. Niestety takie wypady teraz nie zdarzają się zbyt często ze względu na pracę. O Szpilówce pisałam kiedyś na blogu. Naprawdę polecam na wyprawę z dziećmi i oczywiście na rower :) KLIK
Nie ma lekko, ale satysfakcja jest :)
A ze Szpilówki wracamy na ziemię czyli moje tereny :) Od kilki dni mój mąż się ze mnie śmiał, że powinnam sobie ustawić status na fb: PODEKSCYTOWANA. W oczekiwaniu na... :) I jest! Wczoraj dotarł kurier z moją mega wielką paką. Akurat w tym czasie zbierałam się do pracy więc na szybko rozrywałam folię żeby jak najszybciej się tam dostać. Dla Szymka dodatkowo zamówiłam specjalny hamak, który można używać do 10 miesiąca życia.
Dzisiaj był nasz debiut. Ja, dzieciaki i pies. Specjalnie wybrałam trochę trudniejszą trasę żeby się sprawdzić czy uda mi się tam wyjechać. Momentami było ciężko, ale wystarczyła chwila żeby złapać oddech i można było iść dalej. Zresztą chciałam udowodnić mojemu M., że dam radę. Jak słyszę, że coś nie ma sensu i nie dam rady to właśnie to mnie jeszcze bardziej nakręca, a że lubię robić na przekór to sami wiecie. Przypomniało mi się jak startowałam w swoich pierwszych zawodach rowerowych. Na pożyczonym rowerze kilka dni wcześniej. Brat zapytał po co startuje jak i tak będę ostatnia. Wcale nie byłam, a do tego nawet było podium i wtedy wiedziałam już, że to jest "to". Teraz też wiem, że to jest właśnie "to" :).
Idzie nowy miesiąc, a że lubię zaczynać coś od pierwszego to będzie to dla mnie dodatkowa motywacja do tego żeby wspólnie wychodzić gdzieś dalej i zdobywać góry już od najmłodszych lat. Czy przyczepka jest tylko moją kolejną "fanaberią" jak to określił M? Moja przyjaciółka, z którą dzisiaj maszerowałam powiedziała, że nawet nie przyłoży ręki do tego żeby mi pomóc w pchaniu. Oczywiście jej zabroniłam bo dla mnie też był to test czy jestem sobie w stanie sama dać radę z tym wszystkim. Chociaż jej pomoc zawsze jest dla mnie nieoceniona i wybawieniem to tym razem NIE!
To co? Zaczynamy nasz kolejny rozdział życia!
Pozdrawiam
Kamila :)