Nie jest tak źle - tuż przed 11 wyruszyliśmy z miejscowości Laskowa. Kierujemy się czarnym szlakiem na górę Korab. Przed nami długi asfaltowy podjazd, który momentami jest bardzo stromy. Z racji, że bywałam tutaj już wcześniej wiem jak rozłożyć siły, a Bartek jedzie jak szalony.
Po około godzinie docieramy na Korab. Na górze umiejscowiony jest cmentarz wojenny nr 359 - Jaworzna. Pochowano na nim 33 żołnierzy austriackich poległych w I wojnie światowej. Ich nazwiska nie są znane.
Przy cmentarzu znajduje się dość duża polana, która jest dobrym punktem widokowym na Kamionną, Pasmo Łopusze - Kobyla i głęboką dolinę rzeki Łososina. Znajduje się tam również stół z ławkami więc robimy chwilę przerwy. Nie ma jednak co długo siedzieć bo kolejne górki przed nami. Z Korabu jest fajny zjazd czarnym szlakiem do Laskowej, ale my wracamy spowrotem do tego skrzyżowania ze zdjęcia powyżej i jedziemy dalej na Sałasz.
Czarny szlak w pewnym momencie krzyżuje się z niebieskim i to właśnie nim będziemy się poruszać. Kiedy jedziemy już typowo po Paśmie Łososińskim kilometry upływają w przyjemnym tempie. Słońce tego dnia mocno dogrzewało, ale lekki wiatr w lesie dawał poczucie ochłodzenia.
Nie wiem nawet kiedy zdobyliśmy kolejną górę. Jaworz zwany również Kretówką (921 m n.p.m.) jest najwyższym szczytem Pasma Łososińskiego.
Na północno-wschodnim zboczu góry, na wysokości około 870 m znajduje się częściowo zasypana "Jaskinia w Jaworzu", w przewodnikach nazywana "Jaskinią Zbójecą". Jest to dwumetrowa studnia prowadzącia do stromej pochylni, jej długość to około 16 m, a głębokość - 5 m. Podania ludowe wiąże jaskinię z kryjówką zbójców, opowiadano o podziemnych przejściach i przeciągach gaszących świece.
Z Jaworza jest dosyć stromy zjazd. Full sprawdziłby się tutaj idealnie, ale sztywny rower, którym jechałam w tym dniu też dawał radę...znaczy się ja dawałam radę :D W pewnym momencie załączył mi się tzw. tryb matka. Przecież tutaj nie było tak stromo, a co jak się wywalę? Żeby nie było, że takie jajko ze mnie...zjechałam :)
Poniżej szczytu na polanie znajduje się wieża widokowa oraz wiata gdzie można usiąść i zapalić ognisko. Można stąd zobaczyć piękną panoramę Zalewu Rożnowskiego oraz Tatr.
W oddali widać przekaźnik na górze Chełm. O tej górze będzie w kolejnym wpisie :)
"Jeszcze 3 schody" - nie ma to jak odpowiednia motywacja. Takie hasło ktoś umieścił na jednym ze schodów wieży.
Bartek został na dole, a ja postanowiłam wspiąć się po tych stromych schodach żeby porobić dla Was zdjęcia. Tak więc lepiej to doceńcie! ;)
Z Jaworza jedziemy kamienistą drogą, która później zmienia się w bardzo gładką i momenrami nawet piaszczystą nawierzchnię. Po niecałych 10 minutach jesteśmy na szczycie Babia Góra ( 728 m n.p.m.). Gdyby nie to, że po lewej stronie znajduje się tabliczka informacyjna to pewnie nawet byśmy nie wiedzieli, że to jes jakiś szczyt. Miejsce to nie wyróżnia się niczym szczególnym oprócz tego, że ma taką samą nazwę jak Babia Góra ( 1725 m n.p.m.), która jest nazywana Królową Beskidów.
Asfaltową drogą dojeżdżamy do wsi Skrzętla - Rojówka. Z tego miejsca jeżeli skręcimy w lewo to żółtym szlakiem dotrzemy na górę Chełm.
My jedziemy dalej niebieskim szlakiem na Just. Znak informuje o 2 godzinach, ale wiadomo, że na rowerze będziemy szybciej.
Zjeżdżając asfaltem w dół po lewej stronie mijamy stary i opuszczony budynek szkoły w Tęgoborzy.
Szkoła jest zamknięta, ale przez okna można dostrzec stare meble itp. Niestety miejsce to jest również strasznie zaśmiecone...
Kręcąc się przy budynku napotkaliśmy Pana, który dawniej się uczył. Śmialiśmy się, że na wagary to chyba za często nie mógł chodzić bo zaraz by go ktoś dopadł :)
Jadąc dalej mijamy przydrożną kapliczkę. Jedna z wielu po drodze, ale jakaś taka inna.
Będąc w tym miejscu można jechać żółtym szlakiem na Białowodzką Górę, ale o tym kiedy indziej. Jedziemy asfaltową drogą w lewo i dojeżdżamy do skrzyżowania łączącego miejscowości Wronowice i Świdnik. Przejeżdżamy przez drogę i prosto w górę.
Docieramy na wzgórze Jodłowiec Wielki (482 m n.p.m.). Znajdziemy tutaj tablice informacyjne "Lotnicze Ślady w Karpatach".
Nad kapliczką jest wiata i ławki więc można odpocząć :)
Przed nami piękne widoki na Jezioro Rożnowskie.
Jedziemy kawałek ubitą drogą i już zaraz będziemy na miejscu.
Przełęcz Św. Justa została zdobyta. Znajduje się tutaj drewniany kościółek, który jest uwzględniony w szlaku architektury drewnianej. Tworząc ten wpis zaczęłam się zastanawiać kim był ten cały Just - jakoś wcześniej się w to nie zagłębiałam. Była po prostu przełęcz Justa i po co drążyć temat.
Nazwa przełęczy pochodzi od pierwszego krzewiciela chrześcijaństwa na tych terenach - świętego Justa, który według ludowych przekazów na przełomie X i XI wieku miał pustelnię na jednym z wzgórz w okolicy przełęczy. Według tychże przekazów w okolicy mieszkało dwóch innych pustelników. Andrzej Świerad i święty Urban. Podobno porozumiewali się za pomocą umownych znaków wysyłanych ze szczytów gór. Ciekawe co to były za znaki? :)
Cel ociągnięty, ale jeszcze trzeba wrócić do domu. Drogą krajową wśród pędzących tirów dojeżdżamy do Łososiny Dolnej. Tutaj robimy przystanek pt. Biedronka. Kiedy uzupełniliśmy kalorie wracamy asfaltem do Laskowej.
Trasa liczyła około 40 km. Była to dla mnie pierwsza większa jazda w tym sezonie.
Czy wiecie, że moje pierwsze zawody rowerowe miał start z Przełęczy Św. Justa, a meta była na Miejskiej Górze w Limanowej? No to już wiecie :) Dodam, że to było w 2010 roku.
Pozdrawiam
Kamila ;)
P.S. Wpis powstawał przez kilka dni przy współpracy z moim śpiącym dzieckiem :) Dzięki Misiek, że w końcu mogłam to skończyć. Dla tych co mnie spisali już na straty taka informacja, że wracam do jazdy na całego :) Jeżeli dotrwaliści do końca to będzie mi miło jeśli udostępnicie wpis dalej.
Ta sama trasa w wersji biegowej: KLIK
Świetna wycieczka. Wezmę ją pod uwagę przy planowaniu urlopu. 40 km to dystans do zaakceptowania ;]
OdpowiedzUsuńŚwietna trasa :) Mam nadzieję, że pogoda do majówki się utrzyma, bo wybieram się na podobną :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się ten wpis
OdpowiedzUsuń